Zosia mieszka w Warszawie, stosunkowo niedaleko swoich rodziców. Pracuje w prasie plotkarskiej i usiłuje zerwać z chłopakiem, z którym od pewnego czasu nie potrafi być szczęśliwa. Wiedzie całkiem zwykłe życie, bardzo możliwe, że znacie kilka osób całkiem podobnych do Zosi. Pracuje, wraca do domu, odwiedza rodzinę albo spotyka się z jakimś znajomym i od nowa. Jak większość z nas zatraca się w szarej rzeczywistości, prozie życia codziennego. Ale, w przeciwieństwie do statystycznego Polaka, w pewnym momencie ma już tak bardzo dość, że postanawia zrobić sobie wakacje. Główna bohaterka książki Weź się wyjeżdża do słonecznej Hiszpanii.
Książkę czyta się lekko i przyjemnie. Z początku może nam się nawet zdawać, że nie opowiada o niczym nadzwyczajnym. Przez pierwsze ponad sto stron poznajmy życie Zosi w Warszawie, jej problemy, z którymi mierzy się niejeden z nas. Czy spełniamy się w naszej pracy? Czy jesteśmy zadowoleni z naszego życia i z tego na co poświęcamy nasz czas? Zosia mierzy się ze stresem i wymaganiami, jakie mają wobec niej wszyscy wokół. Poznajemy pracę w prasie, obowiązki dziennikarzy.
Wartość merytoryczna
Na skrzydełku okładki książki możemy przeczytać krótką informację o autorce, z której dowiemy się, że Małgorzata Kamińska ma całkiem sporo wspólnego z Zosią. Podobnie do głównej bohaterki miała okazję pracować w dziennikach i tygodnikach, ale także była barmanką i przeprowadziła się z polski do niewielkiego miasteczka w Hiszpanii, gdzie powstało Weź się. Mam wrażenie, że książka nie jest jedynie fikcją, ale też sposobem, by podzielić się doświadczeniami i przemyśleniami. Możemy poczuć bagaż doświadczeń, jakim dysponuje autorka, wiemy, że wypowiada się o rzeczach, o których ma pojęcie. Dodaje to książce wartości, sprawia, że oprócz miłej lektury możemy dowiedzieć się czegoś ciekawego. Z tego też powodu polecam tę książkę każdemu, kto chciałby w przyszłości zostać dziennikarzem. W końcu Zosia właśnie w tej branży znalazła dobre zatrudnienie, a mimo to nie czuła się spełniona.
Kiedy bohaterka przeprowadza się do słonecznej Tarify, odkrywa zupełnie inny świat. Nagle okazuje się, że nie zmieniają się tylko krajobrazy, język i klimat. Zmieniają się przede wszystkim ludzie, ich podejście do świata, priorytety i tryb życia. Miesiąc, który Zosia spędza na planowanych wakacjach, upływa przerażająco szybko, bohaterce nie spieszy się jednak do powrotu. Znajduje tymczasową pracę i postanawia kontynuować przygodę. Momentalnie okazuje się, że robienie tego, no co ma się ochotę, nie jest takie proste, nawet jeśli jest to możliwe fizycznie, finansowo. W tym momencie wracamy do wymagań, jakie ma wobec nas cały świat. Sam tytuł jest rozwinięty na jednej z pierwszych stron.
„Weź się odwal ode mnie (…) na wszelkie pytania i prośby przytakuję. Nie chce mi się już nic tłumaczyć. Zgadzam się ze wszystkimi, nie dyskutuję, choć i tak wiem, że nie zrobię nic z tego, co obiecuję.”
Ukryty problem każdego z nas
Moim zdaniem książka opowiada o problemie, albo raczej pomaga nam go dostrzec. Godzimy się na wiele rzeczy, które zupełnie nas nie przekonują. Bo tak trzeba, bo nie można robić tylko tego, co się chce, bo tak wygląda życie. W pewien sposób opadamy z sił, robimy się na to wszystko obojętni, pozwalamy ponieść się szarej masie, poprowadzić oczekiwaniom innych. Możemy to dostrzec dopiero, kiedy zrobimy coś tylko dla siebie i nagle nikomu się to nie podoba. Do Polski Zosię ciągną rodzice, którzy przekonują, że to co robi nie ma sensu i przyszłości, były, który wciąż nęka ją, chcąc odbudować związek, w którym dziewczyna i tak już nie chce być, ale nie potrafi się uwolnić, praca, której Zosia nienawidzi, ale przecież to całkiem dobre stanowisko.
W tym całym nawale bohaterka zapomina o sobie. Czas na dbanie o siebie odnajduje dopiero w Hiszpanii, gdzie poznajemy jej osobiste problemy. Brak samoakceptacji, wręcz niebezpiecznie duże kompleksy czy zaburzenia odżywiania mogą być tylko wierzchołkiem góry lodowej. Wydaje mi się, że postać Zosi jest opisana dobrze, poznajemy ją w miarę z czasem, jak bohaterka sama uczy się siebie. Jeśli natomiast chodzi o innych bohaterów, moim zdaniem wiemy o nich zdecydowanie zbyt mało.
Z Zosią można się w pewien sposób utożsamiać. Zazdrościć jej siły, która pozwoliła na zwrot w swoim życiu, ale jednocześnie widzieć, że pętają ją te same ograniczenia co każdego z nas. Czy i jak bohaterka poradzi sobie z trudami realnego świata? Czy odnajdzie szczęście?
Tyle pytań, tyle akcji, tak mało odpowiedzi
Prawda jest taka, że Weź się nie da nam zbyt wiele odpowiedzi. Zakończenie jest… Zakończenia właściwie nie ma. Z każdą kolejną stroną, gdy kartek do końca zostało już naprawdę niewiele, zastanawiałam się, jak autorka zdąży zakończyć opowieść w tak niewielkich ramach. Urwana historia daje pole do popisu dla kolejnej części, ale też pozostawia nas z wrażeniem, że opowieść skończy się dopiero w chwili śmierci Zosi. Każdy problem, nawet rozwiązanie, ma swoje konsekwencje i następstwa, można powiedzieć, że za każdą przeszkodą czai się następna, a dzisiejszy świat buduje wokół nas niezliczone ograniczenia. Zosia szuka szczęścia, spełnienia zawodowego i pewnej stabilizacji, a więc wszystkiego tego co dla większości z nas jest celem. Celem, do którego dążymy przez całe nasze życie.
Okładka i ilustracje
Jedną z rzeczy wyróżniających książkę jest oprawa graficzna. Nie tylko klimatyczna okładka, która odzwierciedla upragniony spokój oraz prawdziwie daje poczucie ciszy i oderwania od wielkomiejskiego świata, ale też ilustracje, na które natkniemy się w środku. Jest ich kilka, nie więcej niż dziesięć, wszystkie czarno-białe, zajmujące całą stronę. Rysowane lekką kreską, miejscami przypominają wręcz kreślone czarnym mazakiem szkice. Nie przepadam za ilustracjami w książkach, podobnie jak za okładkami, na których widać twarze bohaterów, ponieważ narzucają pewne wyobrażenie o tym, jak dane postacie, a nawet (choć znacznie mniej) miejsca wyglądały.
Ilustracje w tej książce także nie zdołały poruszyć mnie na tyle, bym zmieniła zdanie. Nie jestem pewna czy wynika to z faktu, że egzemplarz recenzyjny jest przed korektą, ale nieco irytujące było, że ilustracja do danej sceny pojawiała się dopiero kilka kartek dalej, kiedy akcja już znacząco poszła do przodu. Kilkakrotnie też na widok tego, jak postacie były narysowane, przeżyłam lekki szok, porównując je do obrazów, które wcześniej wykreowałam w swojej głowie.
Oprócz tego, że ilustracje to po prostu ładne obrazki, które urozmaicają nam lekturę, te tutaj niosły za sobą pewną metaforę tkwiącą w piżamce pandzie. Jaką? Dowiecie się, kiedy sami sięgniecie po Weź się.
Dziękuję za uwagę i cierpliwość, jeśli dotarliście do końca tej przydługiej recenzji. Będzie mi bardzo miło, jeśli zerkniecie do któregoś z moich wcześniejszych tekstów, jak na przykład wywiad z polską fursuit makerką.
Bardzo dziękuję za recenzję. Zależało mi. by przekazać w książce wszystko to, o czym Pani pisze. Jestem wdzięczna za zrozumienie, dlaczego nie znajdziemy w książce odpowiedzi na wiele pytań. Raz jeszcze dziękuje za piękne słowa.