Królestwo Przeklętych to kontynuacja Królestwa Nikczemnych, książki, o której dużo się mówiło po polskiej premierze. Zdobyła wielu zwolenników – ja nie znalazłam się wśród nich. Co w drugim tomie przygotowała dla czytelników Kerri Maniscalco? Czy w końcu zachwycę się jej twórczością?
WITAMY W PIEKLE
Emilia opuszcza ziemski świat i przenosi się do Królestwa Siedmiu Kręgów, by zgodnie z zawartym paktem stać się żoną diabła, Pana Pychy. Jest gotowa zasiąść na tronie obok króla piekieł, gdyż dzięki temu będzie mogła kontynuować śledztwo w sprawie morderstwa siostry bliźniaczki. Pragnie za wszelką cenę schwytać sprawcę i wymierzyć sprawiedliwość, nawet jeśli równa się to utracie duszy.
Dziewczynę w drodze przez mroczną krainę eskortuje Pan Gniewu, którego przywołała do pomocy w znalezieniu zabójcy Vittorii. Młoda wiedźma udaje się na jego dwór, gdzie ma czekać na zaproszenie narzeczonego. Musi się pilnować, w tym podziemnym królestwie bowiem czyha na nią wiele niebezpieczeństw, nie tylko ze strony demonicznych książąt reprezentujących siedem grzechów głównych. Czy Emilia w świecie pełnym intryg i kłamstw może ufać Gniewowi, który wyraźnie coś przed nią ukrywa?
INTRYGUJĄCE OTWARCIE BRAM PIEKIELNYCH
Mając w pamięci rozczarowanie, jakim okazało się Królestwo Nikczemnych, podeszłam ostrożnie do lektury drugiego tomu. Zapomniałam o tym już po pierwszej stronie, bo prolog mnie oczarował. Ile bym oddała, żeby całe Królestwo Przeklętych było napisane w takim stylu, a główna bohaterka była wiedźmą z tego prologu, gdyż miała pazur w przeciwieństwie do nijakiej, uległej Emilii. Klimatyczny, mroczny, korelujący z okładką. Jest znacznie lepszy niż ten w pierwszym tomie, chociaż i tamten stał na wysokim poziomie. Autorka fenomenalnie otwiera książki, umie zachęcić czytelnika. Szkoda, że tak dobrze pisze kilka pierwszych stron, a potem wszystko leci na łeb na szyję.
ROZCZAROWUJĄCY POCZĄTEK DROGI PRZEZ PIEKŁO
Po przeczytaniu połowy powieści zaczęłam się zastanawiać, o czym ona tak właściwie jest. W pierwszej części działo się na tym etapie znacznie więcej. Królestwo Przeklętych do sto pięćdziesiątej strony składa się w większości z opisów oraz przemyśleń Emilii. Miałam ich po pewnym czasie dosyć, dlatego przelatywałam przez nie wzrokiem. Niezbyt mnie interesowały wnioski, do których czytelnik bez problemu sam by doszedł. Emilia niepotrzebnie długo wszystko analizowała, a wystarczyłyby niekiedy dwa zdania i tyle. Gdybym miała streścić, co się wydarzyło w pierwszej połowie książki, odparłabym, że wiedźma krzątała się po posiadłości Pana Gniewu. I tyle.
DALSZA PRZEPRAWA PRZEZ KRÓLESTWO PRZEKLĘTYCH
Nie przerwałam lektury, choć sytuacja niezbyt się poprawiła. Aż zaczęłam żałować, że dość krytycznie oceniłam pierwszy tom, bo był znacznie lepszy. Tu prawie w ogóle nie uświadczyłam akcji czy ciekawych intryg. Bal również nie okazał się ciekawym wydarzeniem, a zapowiadany był niemal od początku książki. Odniosłam wrażenie, że dla Emilii ważniejsze były nowe stroje oraz poznanie odpowiedzi na pytanie, czy Gniew ma kochanki, niż prawda o śmierci siostry.
Muszę tu wspomnieć o jednej rzeczy, która odrzuciła mnie od lektury. Zniesmaczył mnie rozdział siedemnasty, w którym to Pan Gniewu poniża Emilię pod pretekstem treningu przed spotkaniem z jego braćmi, którzy nie mają skrupułów i chcą ją wykorzystać. Tyle że do tego nie dochodzi, ćwiczenia nie przydają się bohaterce. I po co to wszystko?
KONIEC PIEKIELNYCH PRZYGÓD… NA RAZIE
Autorka najciekawsze wydarzenia zostawiła na sam koniec, by zachęcić czytelnika do kolejnego tomu. Tak przyspieszyła pewne sprawy, że miałam wrażenie, że nie nadążałam za tym, co tam się działo. Maniscalco ujawniła kilka tajemnic. Jednej domyśliłam się wcześniej, druga mnie zaskoczyła i nie do końca rozumiem, jak to jest możliwe. Ciekawi mnie rozwiązanie tej kwestii, dlatego nie porzucam tej piekielnej trylogii. Mam nadzieję, że autorka w trzecim tomie skupi się bardziej na fabule, a mniej na romansie i niepotrzebnych opisach.
JEDZENIE NA BOK, TERAZ CZAS NA WYSTRÓJ WNĘTRZ
W pierwszym tomie narzekałam na zbyt wiele szczegółowych opisów kulinarnych. Ucieszyłam się, że w tym raczej nie będzie czasu na gotowanie. I owszem, nie było go aż tyle, ale za to autorka wypełniła pozostały czas dokładnymi opisami pomieszczeń w zamku, w którym Emilia się znalazła. O zgrozo, już chyba wolałam te przepisy. Jeden rozdział niemal w całości składał się z samych opisów wystroju wnętrz. A gdy już autorka opisała całą architekturę, to raczyła czytelników długimi opisami przygotowań Emilii do uroczystości i jej sukien. Większość tej książki to tak naprawdę nieznaczące fabularnie opisy, niezbyt przekonujące do świata, który powinien być mroczny i tajemniczy. Przy pierwszej części narzekałam, że autorka nie przyłożyła się do opisywania świata. Jeżeli do Maniscalco dotarły głosy czytelników niezadowolonych z tego faktu tak jak ja, to za bardzo wzięła sobie do serca krytykę. Bo można opisywać, nawet trzeba, ale trzeba umieć nie przesadzać.
WIEDŹMA I DEMON
Wciąż nie kupuję relacji Emilii i Pana Gniewu, teraz chyba nawet bardziej niż po pierwszym tomie. Nie wiem, być może – patrząc na opinie wielu osób zachwycających się ich romansem – takie historie nie są dla mnie. Jak pisałam, ich relacja przypomina mi romans z książek o nieśmiałej śmiertelniczce i długowiecznej istocie nadnaturalnej, w których zaczytywałam się dziesięć lat temu. Teraz takie związki mnie irytują. Miałam dosyć scen, podczas których Emilia wręcz śliniła się na widok Pana Gniewu i zapominała, z kim miała do czynienia. Przybyła do zamku w innym celu, tymczasem odniosłam wrażenie, że miłość przysłoniła jej wszystko. Szkoda, że wiedźma nie mogła być tak przebiegła jak ta z prologu. Ostatnio w cenie są silne, niezależne główne bohaterki, dające przykład młodym czytelniczkom – próżno tu takiej szukać.
WRESZCIE ODPOWIEDZI NA PYTANIA
Odniosłam wrażenie, że autorka po wydaniu pierwszego tomu dostrzegła pewne niedociągnięcia (może za sprawą negatywnych recenzji), bo w tym znalazło się mnóstwo opisów, które powinny trafić do poprzedniej części, dzięki czemu uniknęłabym frustracji ja i uniknęłoby jej pewnie wielu innych rozczarowanych czytelników. Mówię tutaj choćby o podaniu czasu akcji – tak jak przypuszczałam, historia osadzona jest w XIX wieku. Tyle że znów tego nie czuć przez bardzo współczesne zachowania bohaterów oraz styl ich wypowiedzi.
PRZYNAJMNIEJ ZNÓW MOŻNA NACIESZYĆ OKO
Do recenzji otrzymałam finalną wersję Królestwa Przeklętych, za co dziękuję Wydawnictwu You&YA, i mogę w pełni docenić szatę graficzną książki Maniscalco. Mapa na skrzydełkach zaparła mi dech w piersi. Jest pięknie narysowana, z dbałością o detale – wyższy poziom mapek! Okładka kusi jeszcze bardziej niż ta zdobiąca pierwszą część. Uwielbiam niebieski kolor i motyw czaszek z kwiatami. Świetnie zostało to połączone. Mogę narzekać na tę trylogię, ale do okładek się nie przyczepię.
PODSUMOWANIE
Królestwo Przeklętych nie przebiło pierwszego tomu, a wręcz wypadło słabiej. Nie miałam żadnych oczekiwań, ale i tak się zawiodłam. Szkoda mi zmarnowanego potencjału piekła, wiedźm i demonów. Niemniej zamierzam kontynuować przygodę z Emilią i Panem Gniewu, jako że nie lubię porzucać serii i jestem ciekawa rozwiązania wątku siostry głównej bohaterki.
Choć lipiec się kończy, zachęcam do sprawdzenia zestawienia nowości wydawniczych z tego miesiąca. Być może jeszcze nie czytaliście czegoś z tej listy!