Już dłuższy czas w Internecie krąży akcja Domi Czyta na temat legalnej kultury. W jej ramach podzieliłam się z Wami wiedzą na temat nielegalnych źródeł e-booków, jak i możliwości legalnego korzystania z dobrodziejstw literatury.
Niedawno miałam okazję przeprowadzić wywiad z Eweliną Dobosz, jedną z autorek, która padła ofiarą kradzieży swojej pracy.
Ewelina Dobosz to pochodząca z Zielonej Góry tegoroczna debiutantka. Jej pierwsza książka, Nowa Tożsamość, osiągnęła niesamowity sukces. To właśnie ta praca dwa dni po premierze ukazała się na pirackiej stronie. W ramach akcji czytaj legalnie i pozwól legalnie czytać innym zadaliśmy Pani Ewelinie kilka pytań dotyczących właśnie tego aspektu jej życia.
Od kilku tygodni w Internecie huczy przez wciąż rosnący problem nielegalnego udostępniania ebooków na pirackich stronach. Wiele osób tłumaczy się tym, że nie wiedzą, czy dana książka im się spodoba i ewentualnie zakupią ją później. Co sądzi Pani na ten temat? Czy istnieje jakieś usprawiedliwienie dla tych działań?
Jestem szczęśliwa, że Internet zaczął huczeć na ten temat. W końcu! Trzeba na ten temat mówić i pisać, by przypominać, że jest to najzwyklejsza w świecie kradzież. Uważam, że największy problem leży w myśleniu ludzi. Argument o sprawdzaniu, czy książka się spodoba jest niezasadny. Każdy wydawca udostępnia początkowe rozdziały w celu zapoznania się ze stylem autora. Autorzy udostępniają fragmenty, cytaty, opisy książek. Oczywiście zawsze istnieje ryzyko, że książka się nie spodoba, ale tak samo jest z filmem czy muzyką. Nasuwa się jednak pytanie, czy autor powinien zarabiać tylko wtedy, gdy dzieło się spodoba? Słyszałam również argumenty w stylu: „Nie stać mnie na nowości, więc je ściągam”. Nawet nie wiem jak to skomentować. Ja nie widzę żadnego usprawiedliwienia dla złodziei.
Za miesiąc wychodzi druga część Pani książki, czyli Stracona Tożsamość. Jak wiadomo, dostęp do niej ma niewielkie grono patronów. Jestem ciekawa, co by Pani zrobiła, gdyby ta książka nagle znalazła się w jednym z nielegalnych źródeł?
Gdy ebook trafia na jedno z nielegalnych źródeł, niewiele można zrobić. Pojawia się złość, żal i bezsilność. Przy Straconej Tożsamości dostęp do pliku miała garstka osób. Każdej z osób ufam, bo widzę, że głośno sprzeciwiają się kradzieży praw autorskich. Pod tym względem jestem spokojna i wierzę, że Stracona Tożsamość przed premierą nie będzie nigdzie dostępna. Niestety, wydawnictwa coraz częściej rezygnują z wysyłania plików do patronów czy recenzentów, gdyż problem z przedpremierowym wyciekiem książek jest powszechny. Z jednej strony to rozumiem, ale z drugiej wiem, że uczciwi blogerzy cierpią za kilka błędnych decyzji nieodpowiedzialnych osób.
A czy Pani kiedykolwiek korzystała z takich źródeł?
Może zaskoczę, ale tak. Wiele lat temu kupiłam pierwszy czytnik. Widziałam mnóstwo plików dostępnych na chomiku, ściągałam je i cieszyłam się, że mogę czytać bez limitu. Trafiłam wtedy na wpis pewnej pisarki, która poruszyła ten temat. Zrobiło mi się przykro, że okradłam autorów. Nie miałam świadomości, że robię coś złego. Nie zastanawiałam się nad tym. Być może podejrzewałam, że autor nie zarabia na poszczególnych, sprzedanych plikach. Pamiętam, że w tamtym momencie skasowałam wszystkie nielegalne pliki, i nigdy, przenigdy nie złamałam już prawa autorskiego. To dowód, że warto mówić o tym głośno. Wierzę, że spore grono z tych czytelników nie jest świadomych, że robi źle. A przynajmniej chciałabym w to wierzyć.
Jak wydawnictwo podchodzi do tych kradzieży? Czy autor jest jakkolwiek zabezpieczony w wypadku takiego zdarzenia?
Wydawnictwa stają na głowie, by ukarać osoby, które takie pliki udostępniają, bo w oczach prawa, to one popełniają przestępstwo. Problem polega na tym, że co rusz powstają nowe strony, nowe konta i wrzucane są nowe pliki. Nasze polskie prawo kuleje, wydawnictwa wraz z prawnikami robią, co mogą. Niestety, efekty są jakie są. Stąd nasza rozmowa. Musimy głośno mówić o problemie, to najważniejsze, co możemy w tej chwili zrobić.
Jak powszechnie wiadomo, jest wiele źródeł legalnego czytania – portale takie jakie Legimi i EmpikGO czy biblioteki. Czy Pani zdaniem konkursy i rozdania na blogach mogą być jednym z takich rozwiązań?
Z rozdaniami i konkursami jest tak, że służą one głównie promocji bloga i autora. Mają wzbudzić zainteresowanie u osoby, która bierze udział w zabawie, ale nie traktowałabym tego jako alternatywny sposób na legalne czytanie. Z jednego powodu: szanse na czytanie tylko dzięki temu są niewielkie. Uważam, że poza rozdaniami i konkursami jest coś lepszego, a mianowicie Book Tour. Sama zdecydowałam się na coś takiego. Moja książka od tygodnia wędruje po Polsce. Osoby, które się zgłosiły, czytają ją, zaznaczają ciekawe fragmenty i przesyłają ją dalej. W ostateczności książka wraca do mnie z pamiątkowymi wpisami od czytelników. Taka forma legalnego czytania bardzo mi się podoba.
Myślę, że uświadomienie ludziom, ile zarabia autor na swojej pracy, mogłoby pomóc czytelnikom zrozumieć, jaką krzywdę wyrządzają. Co myśli Pani na ten temat?
Pewnie, że tak. Co prawda nie możemy konkretnie mówić o naszych zarobkach, ale czytelnicy powinni sobie zdawać sprawę z tego, że to nie są duże pieniądze. Nad poszczególną książką pracuje sztab ludzi, oni również muszą zarobić. Dodajmy do tego zarobek księgarni i jeszcze utrzymajmy przyzwoitą cenę okładkową. Jakiś czas temu, gdy jeszcze wierzyłam, że to coś da, napisałam na jednym z portali z prośbą, by usunięto moją książkę. Zostałam zaatakowana, że użytkowniczka nie robi nic złego, że pomaga ludziom, którzy mają niskie emerytury, a chcą czytać. Przeczytałam też, że autorzy powinni się dzielić swoim dobrem za darmo i cieszyć tym, że ktoś w ogóle chce to czytać.
Jak widzimy, autorom nie jest łatwo utrzymać się na rynku, patrząc na to, jak rozrasta się zjawisko kradzieży. Ale i skala walki z nim nie jest mała, a pisarze i czytelnicy mają swój głos!
A jeśli jeszcze nie znacie twórczości Eweliny Dobosz, to zachęcam Was do szybkiego nadrobienia. A pomóc może nasza recenzja Nowej Tożsamości.