– Reklama | Treść partnera –
14. Dni Psychologii pod patronatem Writeratu
– Koniec treści partnera –
Strona głównaFilmRecenzje filmów„Mickey 17” – inteligentne sci-fi, które nie każdemu przypadnie do gustu

„Mickey 17” – inteligentne sci-fi, które nie każdemu przypadnie do gustu

Co by było, gdybyś umierał raz za razem, a potem budził się w nowym ciele – z pełną świadomością każdej swojej śmierci? Witaj w świecie Mickey 17, gdzie Robert Pattinson gra bohatera, którego można kopiować jak plik na pendrive’a. Bong Joon-ho, twórca Parasite, wraca z widowiskiem, które miesza Matrixa, Żołnierzy kosmosu i odrobinę czarnej komedii. Czy ten szalony eksperyment się udał? Sprawdźmy!

Fabuła, która intryguje od pierwszych minut

Bong Joon-ho powraca po Parasite z filmem, który balansuje między poważnym sci-fi, satyrą i czarną komedią. Mickey 17 opowiada historię człowieka, który ginie raz po raz i wraca do życia jako klon, ale każda jego wersja pamięta wszystkie poprzednie śmierci. To koncept, który od razu przyciąga uwagę – pytanie tylko, czy udało się go w pełni wykorzystać.

Robert Pattinson na pierwszym planie

© Warner Bros. Pictures

Film jest w zasadzie popisem jednego aktora. Robert Pattinson ponownie udowadnia, że potrafi nie tylko wybierać ciekawe role, ale i dźwigać na sobie cały film. Jego postać ewoluuje z każdą kolejną reinkarnacją – raz to idealista, raz cynik, innym razem buntownik. Jest w tym coś z Łowcy Androidów i Moon, ale także z klasycznych dramatów  egzystencjalnych.

Sci-fi, które nie boi się filozoficznych pytań

Mickey 17 to więcej niż widowiskowe kino science fiction. Film porusza temat klonowania, granic człowieczeństwa i tego, co tak naprawdę definiuje naszą tożsamość. Choć historia mogłaby być mocniej zarysowana, Bong Joon-ho nie boi się filozoficznych wątków, które dodają głębi całej opowieści.

Satyra na kapitalizm i elity w tle

Nie byłby to film Bonga, gdyby zabrakło społecznych odniesień. Kolonia, do której trafia Mickey, to dystopijny świat rządzony przez korporacje i szalonych miliarderów. Mark Ruffalo wciela się tu w postać, która jest karykaturą współczesnych elit technologicznych – trochę Elon Musk, trochę Donald Trump, ale podkręcony do granic absurdu. Wątek ten może podzielić widzów, bo momentami jest mocno przerysowany, ale dobrze wpisuje się w styl reżysera.

Nie byłby to film Bonga, gdyby zabrakło społecznych odniesień. Kolonia, do której trafia Mickey, to dystopijny świat rządzony przez korporacje i szalonych miliarderów. Mark Ruffalo wciela się tu w postać, która jest karykaturą współczesnych elit technologicznych – trochę Elon Musk, trochę Donald Trump, ale podkręcony do granic absurdu. Wątek ten może podzielić widzów, bo momentami jest mocno przerysowany, ale dobrze wpisuje się w styl reżysera.

© Warner Bros. Pictures

Czy warto obejrzeć Mickey 17?

To film, który jednych zachwyci, a innych może zmęczyć swoją formą. Fabuła momentami wydaje się chaotyczna, a humor nie zawsze trafia w punkt. Z drugiej strony, to kino, które zostawia przestrzeń do interpretacji i nie podaje wszystkiego na tacy. Nie jest to poziom Parasite, ale nadal mamy do czynienia z ciekawą wizją sci-fi, które potrafi wciągnąć.

Warto również zobaczyć: Flow – najlepszy filmowy początek roku?

Malek Piotr
Malek Piotr
Nazywam się Piotr Małek i od paru miesięcy rozkręcam Ekranomanię, dzieląc się swoją filmową zajawką. Uwielbiam przypominać zapomniane perełki, analizować kultowe sceny i pisać o filmach tak, jakbym opowiadał o nich kumplowi przy kawie – na luzie, bez spiny i z humorem.Poza ekranem współpracuję ze szkółką piłkarską WM8, bo futbol to moja druga pasja. Prywatnie jestem mężem i tatą, który uwielbia dobre kino i rodzinne seanse.
Newsy o kulturze

Przeczytaj także

Zostaw komentarz

Wprowadź swój komentarz
Wprowadź swoje imię

Dodaj do kolekcji

Brak kolekcji

Tutaj znajdziesz wszystkie wcześniej stworzone kolekcje.