Strona głównaPublicystykaFelietony5 stereotypów, które sprawiają, że nie oglądasz musicali, choć powinieneś

5 stereotypów, które sprawiają, że nie oglądasz musicali, choć powinieneś

756 milionów dolarów – tyle zarobiła pierwsza część filmowego Wicked. Sukces? Zdecydowanie. Ale o wiele większym sukcesem było to, jak wiele osób przekonało się do musicali. I my dzisiaj też udowodnimy Ci, że musical musicalowi nierówny. A jeżeli nie lubisz tego gatunku, to pewnie nie trafiłeś na odpowiednią produkcję. Oto 5 stereotypów, które tłumaczą, dlaczego nie przepadasz za śpiewem w filmach… i 5 kontrargumentów.

Muzyka stanowi integralną część filmu. Najlepszym przykładem jest tutaj Psychoza Alfreda Hitchcocka. Czy wiecie, że początkowo kultowa scena morderstwa pod prysznicem rozgrywała się w ciszy? Nie rozbrzmiewała żadna muzyka, jedynie krzyki aktorki. Dopiero dodanie muzyki sprawiło, że ta scena rozbrzmiewa w naszej pamięci, zapisała się w historii kina i jest prawdziwie unikatowa. Skąd ta decyzja? Dobrze dobrana muzyka potrafi stanowić przyprawę, która zmieni każde danie w dzieło sztuki. Ale z przyprawami można też przesadzić albo zrazić do całego konceptu widza. Stąd decyzja o napisaniu tego tekstu.

kadr z „Upiór w operze w Royal Albert Hall”, dostępne na DVD i Bluray


STEREOTYP 1:
W musicalach wszyscy są szczęśliwi i tańczą na stołach

Na każde Newsies przypada inne Les Miserables. Jakoś tak się złożyło, że musicale są często utożsamiane z radością. Wyobrażamy sobie, że kelnerzy tańczą z tackami, ludzie tańczą na ulicy. I jasne, takie produkcje istnieją! Ten stereotyp nie wziął się znikąd. Mamy przecież chociażby Newsies, w którym gazeciarze tańczą na wydaniu dziennika. Jednak jeżeli zajrzymy głębiej w treść Newsies, to nagle się okazuje, że musical ten opowiada o strajku klasy pracującej, która była wyzyskiwana przez elity. To jest musical dla dzieci, dlatego niektóre elementy są jedynie zasugerowane, twórcy nie pokazują nam bezpośrednio, co oznacza zmiana ceny gazet dla gazeciarzy. A realne skutki, bo ten strajk gazeciarzy to fakt historyczny, były wręcz opłakane. Jednak zamiast głodu, cierpienia i beznadziei widzimy tylko postać Jacka, który śpiewa pieśń pochwalną na temat miasta, w którym nigdy nie był, ponieważ woli życie, którego nie zna, od tego, które ma.

You keep your small life in a big city, give me a big life in a small town.

O wiele dosadniej głód, ubóstwo, beznadzieja  pokazane w Les Miserables, gdzie każdy z bohaterów wyśpiewuje pieśni o swojej ciężkiej sytuacji. Dlatego obalam mit, mówiąc: obejrzyjcie sobie fragment w którym Fantine sprzedaje zęby, by zapewnić dobre warunki swojej córce, a potem pogadamy o tym, jak radosne są musicale. 

STEREOTYP  2: Musicale są… nudne

kadr z Miss Saigon: 25th Anniversary, dostępne na DVD i Bluray

No i teoretycznie… nie mam z czym dyskutować, prawda? Skoro ktoś uznaje, że ten gatunek jest nudny, to po prostu nie ma szans, żeby wpłynąć na jego zdanie. No bo jak? Powiedzmy, że obejrzał Newsies albo nawet Les Miserables i już rozumie, że nie każda produkcja to pełna radości i piosenek infantylna opowieść. Jednak Les Miserables jest długie, bardzo długie. I przejście przez to może stanowić problem… co więc powiem?
Zmień kierunek. Na świecie jest wielu kompozytorów i twórców i każdy z nich ma swój własny styl. Jeżeli nie odpowiada Ci klasyczna, odrobinę romantyczna atmosfera musicali Andrew Lloyd Webbera, to istnieje Lin Manuel Miranda, który stworzył Hamiltona lub In The Heights. Jego muzyka to przede wszystkim rap, hip hop, r&b – gatunki, których na co dzień zupełnie nie utożsamiany z musicalem. Dlaczego? Patrz mit pierwszy – jesteśmy przekonani o tym, że każdy musical to jakaś infantylna, radosna opowieść. Nie sposób też nie nawiązać do Rent, który opowiada o życiu, w którym bohaterowie mierzą się z biedą, wykluczeniem, narkomanią i epidemią AIDS. Połowa z nich umiera, a tematy poruszane są dalekie od idealistycznego obrazu śpiewanych historii. A tak naprawdę musicali jest na tyle dużo, są na tyle różnorodne, że istnieje znaczne prawdopodobieństwo, że po prostu nie znalazłeś tego „idealnego dla siebie”.

STEREOTYP  3: Bohaterowie śpiewają w kompletnie randomowych momentach!

kadr z Hamilton, dostępne na Disney+

Stereotyp nie wziął się znikąd i rzeczywiście w pewnej części tytułów śpiew zdaje się być zupełnie przypadkowy. W innych produkcjach pojawia się tylko wtedy, gdy bohaterowie rzeczywiście śpiewają – czyli tutaj wracamy do punktu wyjścia, że prawdopodobnie jeszcze nie trafiłeś na musical, który spełnia Twoje wymagania. Jednak właściwie w każdym musicalu, śpiew to przede wszystkim wyrażenie emocji – czasem pozytywnych, a kiedy indziej negatywnych, dramatycznych. Przytoczę tutaj Miss Saigon, musical, który opowiada o wojnie w Wietnamie i jej bezpośrednich skutkach. Kiedy bohaterka Miss Saigon, Kim, śpiewa amerykańskiemu żołnerzowi o tym, że na jej rodzinną wioskę zrzucono napalm, a twarze jej rodziców się roztopiły, w jej głosie jest tyle bólu, cierpienia, żalu, że trudno tutaj powiedzieć, że jej śpiew jest randomowy. Owszem, teoretycznie jest, ale też stanowi najbardziej szczerą formę wyrażenia tych emocji. Jednak na każde Miss Saigon, gdzie właściwie każda piosenka stanowi wyrażenie emocji, przypada School of Rock, gdzie jeżeli postać nie śpiewa na scenie, to nie śpiewa w ogóle. Zero wyrażania emocji, po prostu postać jest piosenkarzem. I śpiewa.

STEREOTYP 4: Piosenki musicalowe są słabe! 

Z piosenkami to jest taki myk, że trzeba rozumieć ich tekst. Spotkałem się kiedyś z opinią, że uznając I will always love you za piosenkę smutną i tragiczną, szukam dziury w całym, bo przecież ona wyśpiewuje, jak to kocha adresata piosenki. No, kocha. Jasne, że kocha, ale też go opuszcza, podejrzewa, że nigdy więcej nie spotka i robi to z wielkim bólem. Rzeczywiście, część piosenek znacznie zyskuje, gdy rozumiemy ich kontekst albo chociaż tekst – chociażby As we never said goodbye z Sunset Boulevard. Piosenka na pozór jest o tremie, stresie. Jednak gdy poznajemy całą historię Normy Desmond, nagle zyskuje na głębi. To nie jest piosenka tylko o traumie – ale też samotności, dramatycznym trzymaniu się przeszłości, potrzebie akceptacji. W musicalach jest wiele piosenek, które służą przede wszystkim fabule i wyrwane z kontekstu mogą wydawać się ładne, fajne, ale jednak nie bronią się wystarczająco. Jednak nie bez powodu tyle osób coverowało Defying Gravity, Phantom of the Opera, Take me or leave me albo też Don’t cry for me Argentina – wiele piosenek musicalowych przerodziło się w standardy muzyki rozrywkowej. Dlaczego? Dają duże pole do popisu wokalistom, ale też wpadają w ucho i są różnorodne. A jeżeli nie lubujesz się w muzyce serio typowo przypisywanej musicalom, mamy wspomnianego już Hamiltona, albo In the Heights. Mamy też humorystyczne piosenki, które są typowo musicalowe, ale jednak mogą funkcjonować bez kontekstu w postaci fabuły, takie jak Everyone is a little bit racist  lub What the F*ck?. Słowem – piosenka piosence nie równa i naprawdę trudno tutaj o uniwersalne stwierdzenie. Świat piosenki jest różnorodny i to wcale nie jest tak, że widziałeś (i zraziłeś się) do jednego musicalu, to już koniec i pozamiatane. Czy wiedziałeś, że istnieją trzy części musicalowego Harry’ego Pottera? Raz posłuchasz piosenki Goin’ Back to Hogwarts autorstwa drużyny Starkid. Zobaczysz romans Voldemorta z typem, który użyczał mu głowy, i Twoje życie już nigdy nie będzie takie samo. Nie wspominając już o tym, że występują musicale typu jukebox, czyli szafa grająca. Sposób na to, by oglądając produkcję, posłuchać nie tylko wielkich ballad, ale też Nirvany czy Abby. I tak, myślę o Mamma mia.

STEREOTYP 5: Czy nie lepiej odpalić muzykę, jak chcesz słuchać muzyki?

Bardzo dobre pytanie. Dlaczego oglądamy musicale? Jaki jest tego cel? Po co oglądamy zgraję mormonów, którzy śpiewają o tym, jak to życie wieczne jest ważne? Dlaczego Evan Hansen, nawet jeśli w filmowej wersji straszył wyglądem, to jest tak ważną historią? Trudno o jednoznaczną odpowiedź, która będzie prawidłowa dla każdego. Osobiście mogę powiedzieć, że oglądam musicale, ponieważ uwielbiam to, jak na deskach teatru ożywa cały świat – często umowny, skromny i na swój sposób oszczędny, a jednak wyjątkowy.  Kostiumy, aranżacje, układy taneczne czy po prostu ścieżki dźwiękowe potrafią naprawdę zaczarować, wryć się w pamięć, podświadomość i przez parę dobrych miesięcy stanowić naszą nową osobowość. Jasne, nie każdy musical jest dla każdego, ale gdy rzeczywiście uwierzymy w opowiadaną fabułę, polubimy bohaterów i poczujemy w głębi duszy muzykę, to jest to coś niesamowitego. I jedynego w swoim rodzaju.

Zobacz też: „Wicked” – kultowy musical na ekranach kin [RECENZJA].

Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego wszystkiego chociaż z ciekawości odpalicie sobie piosenkę lub dwie. Być może będzie to piosenka Everyone is a little bit racist, a być może soundtrack Moulin Rouge – trudno tutaj o uniwersalny klucz do polubienia gatunku. A być może się mylę i nikogo nie przekonałem swoim tekstem do próby zagłębienia się w świat muzycznych historii. Trudno, bywa! Warto jednak poznać „wroga” odrobinę lepiej, tak by następnym razem, jak ktoś będzie próbował Wam wmówić, że żyjecie w przekonaniu, że każdy musical to radosna historia, w której śpiewane są piosenki o oompa loompa, to będziecie mogli udowodnić, że to nieprawda. Że wiecie, z czym to się je, że jest czasem smutno i tragicznie, a mimo wszystko pogardzacie tematem.

Damian Łukowiak
Damian Łukowiakhttps://www.instagram.com/damian.lukowiak.autor/
Dziennikarz, podcaster, autor książek - jego najnowsza książka to komedia obyczajowa "Kawa i papieros, czyli poranek po bardzo ciężkiej nocy".
Newsy o kulturze

Przeczytaj także

Zostaw komentarz

Wprowadź swój komentarz
Wprowadź swoje imię

Dodaj do kolekcji

Brak kolekcji

Tutaj znajdziesz wszystkie wcześniej stworzone kolekcje.