Czy to jest przyjaźń? Czy to jest kochanie?
Mina to wzorowa uczennica, której nigdy łatwo nie przychodziło nawiązywanie kontaktów z rówieśnikami. Po śmierci ojca jeszcze bardziej się odizolowała. Caplan natomiast jest tym fajnym gościem, popularnym, lubianym, bez trudu odnajdującym się w każdym towarzystwie.
Chociaż są oni całkowicie różni, potrafią się dogadać. Pod koniec ostatniego roku szkolnego ich relacja zaczyna się jednak komplikować, gdyż Caplan – mimo że jest w związku – nie może pogodzić się z faktem, że jego najlepszy kumpel zaprosił Minę na bal, a ta – o dziwo – przyjęła zaproszenie. Nastolatek musi więc odpowiedzieć sobie na pytanie, czy na pewno postrzega ją tylko jako przyjaciółkę.
A JUŻ BYŁO DOBRZE
Po dwóch świetnych książkach, które miałam okazję czytać oraz recenzować (Zakładki oraz Familiar), przyszła kolej na dwa rozczarowania. Jedno dosyć duże (Dziedzictwo Feniksa), drugie mniej – czyli właśnie Jeszcze sześć takich czerwców. To zawód tego typu, że nie odradzam tej książki, ale gorliwie polecać też nie zamierzam. Ot, romans na raz, niezbyt oryginalny, który mógłby być dużo lepiej napisany. Czytałam gorsze debiuty… Ale zdarzały się też lepsze niż ten Daisy Garrison, stąd taka ocena jej dzieła.
NIBY CZERWIEC, ALE TEGO NIE CZUĆ
Wydawało mi się, że Jeszcze sześć takich czerwców będzie idealną lekturą na lato, dlatego wzięłam ją na wakacyjny wyjazd. Czytałam ją na plaży, ale zupełnie nie zgrała się z otoczeniem. Nie czułam bowiem tutaj czerwcowego klimatu ani atmosfery towarzyszącej końcowi roku szkolnego. Dostajemy albo mało opisów, albo wręcz ich ściany, ale te zazwyczaj traktowały o uczuciach bohaterów, a nie otoczeniu, co nie pomogło w lepszym wyobrażeniu sobie świata przedstawionego. Zabrakło wyważenia pod tym kątem. Autorka ogranicza się też przy dialogach głównie do prostego „mówi”. Nie opisuje, czy bohater na przykład się uśmiecha po wypowiedzeniu danej kwestii, ani nie stosuje innego czasownika wskazującego na czynność mówienia, który by podpowiedział, jak powinnam wyobrazić sobie protagonistę w danej sytuacji. Styl jest zatem dość prosty, co czasem bywa zaletą, ale nie w tym przypadku.
NIE PRZESZKADZAM?
Podczas lektury nie mogłam pozbyć się wrażenia, że jestem piątym kołem u wozu. Jakbym weszła w trakcie rozmowy i słuchała, o czym rozmawiają nieznajome mi osoby, i z tego próbowała coś zrozumieć. Przez całą książkę tak się czułam. Bohaterowie mają zbudowane od dawna relacje, a ja wchodzę z butami w to i nieudolnie próbuję odnaleźć się w tej rzeczywistości. Tak to autorka moim zdaniem przedstawiła. Nie mogłam po prostu wgryźć się w ten świat przedstawiony.
ROMANS JAKICH WIELE
Fabuła nie jest skomplikowana, powstało mnóstwo książek trzymających się podobnego schematu. Jak już kiedyś wspominałam, książka nie musi być oryginalna, może zawierać oklepane motywy, ale jeżeli autor przedstawi je dobrze, to taka powieść ma szansę stać się moim ulubieńcem. Tylko właśnie trzeba umieć stworzyć ciekawą historię oraz fajnych bohaterów. A Garrison moim zdaniem się to nie udało. Bo fabularnie nic mnie tu nie zaskoczyło ani zachwyciło, a postacie nie zdobyły mojej sympatii. Romans też był płaski. Brakowało chemii między Miną a Caplanem. Już lepszą relację protagonistce udało się nawiązać z Hollis, czyli jego dziewczyną. Gdyby zostały parą, bardziej bym uwierzyła, że faktycznie łączy je jakieś uczucie. W sumie wtedy fabuła wypadłaby o niebo ciekawiej!
CZY TO NA PEWNO YOUNG ADULT?
Byłam dość zaskoczona faktem, jak dużo przekleństw oraz erotycznych podtekstów pojawia się w tej książce. Nie jest to dla mnie gorszące, ale nie wiem, czy w takim razie dałabym Jeszcze sześć takich czerwców młodszemu czytelnikowi. A stylem właśnie ta książka raczej pasuje dla osób około 12. roku życia, bo nie wyczułam tu tego dorosłego klimatu jak Zakładkach, które jednocześnie mogą być dla nastoletnich odbiorców, jak i tych idących na studia, a nawet starszych. Tutaj jako osoba lubiąca młodzieżówki, ale mająca szkolne lata dawno za sobą czułam się znudzona. Stylem Jeszcze sześć takich czerwców wpada w gatunek young adult, ale jednak przez te przekleństwa i seks bliżej dziełu Garrison jednak do new adult. Trudno mi zatem jednoznacznie je skategoryzować.
TRUDNE TEMATY NIE ZAWSZE SĄ POTRZEBNE
Autorka podejmuje trudne tematy, ale opisuje je w taki sposób, że nie potrafiłam współczuć postaciom. Nawet gdy opowiadały o trudnych doświadczeniach, przyjmowałam to obojętnie. W dodatku zostały tak przedstawione, że łatwo można przeoczyć, o co tak naprawdę chodziło w tych wątkach, jak do nich doszło. Odnosiłam momentami wrażenie, że na siłę zostały dodane do historii. Garrison, wstawiając je, zapewne chciała, by nie była to kolejna prosta, lekka młodzieżówka z wątkiem romantycznym. Moim zdaniem podjęła złą decyzję. A jeżeli już musiało być coś, co dodałoby głębi, to w przypadku Miny można było skupić się tylko na jej uczuciach po stracie ojca, bez wątku tego letniego wyjazdu.
PODSUMOWANIE
Jeszcze sześć takich czerwców miało być fajną wakacyjną przygodą na raz, a skończyło się na rozczarowaniu. Nie rwałam włosów z głowy podczas lektury, ale nie była to też pozycja godna zapamiętania czy polecania. W trakcie czytania niestety nie towarzyszyły mi żadne większe uczucia. Pozostaję raczej obojętna wobec tego tytułu, a Caplan i Mina nie byli parą, której kibicowałam.
Ostatnio jakoś mam pecha do książek od wydawnictwa Zysk i S-ka. Mam nadzieję, że kolejna książka od nich okaże się strzałem w dziesiątkę – nie chciałabym więcej narzekać i wystawiać niskich not.
Zapraszam do recenzji innych książek od wydawnictwa Zysk i S-ka, na przykład Kruchych nici mocy.