Twoja powieść Zaginiony klejnot Ferrary otwiera cykl o dziennikarzu Davidzie Dobravskim. Skąd wziął się pomysł na bohatera o polskich korzeniach pracującego we Włoszech?
Pisząc książkę o mało znanym włoskim mieście, potrzebowałem bohatera, z którym polscy Czytelnicy mogliby się choć trochę utożsamić, aby za jego pośrednictwem poznać Ferrarę i poczuć panującą tam atmosferę. Inspiracja przyszła niemal natychmiast. Ponad dwadzieścia lat temu przeprowadziłem się do Włoch wraz z rodziną i dwójką małych wówczas dzieci, które dorastały w polskim domu, otoczone włoską kulturą i językiem. Wystarczyło sobie wyobrazić, jak wygląda świat widziany oczami kogoś takiego jak mój dorosły dziś syn, który wrósł całkowicie we włoską rzeczywistość, ale nie odciął się jednocześnie od swoich polskich korzeni.
W pierwszym tomie czytelnik podąża tropem klejnotu i dawnych organizacji. Jaki był Twój proces badawczy – jakie źródła i inspiracje wykorzystałeś?
Obłożyłem się dziesiątkami książek i dotarłem do granic internetu, podążając za różnymi wątkami, ale moja książka nie powstałaby bez najważniejszego opracowania, od którego wszystko się zaczęło. Chodzi tu o zbiór esejów Ferrara segreta. Storie che non sai (Tajemna Ferrara. Historie, których nie znasz) autorstwa nieżyjącego już badacza i pisarza z Ferrary Paolo Sturla Avogadri. To właśnie dzięki jego pracy dowiedziałem się o miejscu pochówku pierwszego mistrza Zakonu Templariuszy, który, według popartej mocnymi dowodami hipotezy, spoczywa w desakralizowanym kościele w Ferrarze i to na dodatek pod posadzką sali kinowej, która dziś się tam znajduje.
Drugi tom (Przeklęta rzeźba z Bolonii) mocno zgłębia historię sztuki i kabałę – jak łączysz wątki historyczno‑artystyczne z thrillerem?
Jeśli chodzi o inspiracje, to jest to niezwykle łatwe. Każde włoskie miasto jest przesycone zabytkami, a każdy z tych zabytków czy dzieł sztuki niesie za sobą niezwykle ciekawe historie o ludziach, ich pasjach, wierzeniach, intrygach, w które byli zamieszani. To jest niewyczerpywalna kopalnia ciekawych opowieści. Prawdziwa praca zaczyna się, kiedy wybieram kilka z nich i zaczynam je badać, sięgać do korzeni. Nie zawsze jest to łatwe, brakuje niektórych źródeł, ale to z kolei pozostawia miejsce dla wyobraźni. A ja jestem pisarzem a nie historykiem, więc czerpię z tego połączenia fantazji z faktami bez skrępowania i pełnymi garściami.
Dlaczego wybrałeś Bolonię jako tło akcji? Jak wpłynęła na atmosferę powieści?
Często odwiedzam Bolonię, dobrze ją znam i wiem, że jest to miasto niezwykłe i pełne fascynujących kontrastów. Z jednej strony rządzone przez wieki przez papieskich legatów, z drugiej najbardziej chyba we Włoszech antyklerykalne. Uniwersyteckie miasto nauki, w którym czcigodne konsylium profesorskie do końca XVIII wieku wydawało prognozy astrologiczne, a mieszkający nieopodal sefardyjscy Żydzi grali w tarota. Miasto, które uwięziło syna imperatora i postawiło mu zamek na rynku. Tych ciekawostek jest całe mnóstwo, do tego prastare bractwa, podziemne tunele i gęsta zimowa mgła, to wszystko aż się prosiło, aby stać się tłem thrillera.
Recenzenci porównują Twoje książki do twórczości Dana Browna za połączenie sztuki, symboliki i tajemnic. Jak odbierasz to porównanie?
Nie obrażam się z powodu tych porównań, co więcej życzyłbym sobie bardzo popularności Dana Browna. To, co mnie irytuje u niektórych autorów tych porównań, to fakt, że nie widzą różnic, uważają mnie jedynie za mniej lub bardziej zdolnego kopistę tego amerykańskiego pisarza. A przecież on nawet nie jest autorem gatunku, który istniał na długo przed Kodem Leonarda da Vinci. Ponadto moje powieści skupiają się na realistycznym oddawaniu atmosfery miast, które opisuję, fotografują migawki z życia ich mieszkańców, których w „hollywoodzkich makietach” Włoch autorstwa Browna czytelnik nie uświadczy.
Czy postać Davida się zmienia między tomami? Jak ewoluuje jako dziennikarz i człowiek?
Od początku miałem wizję dojrzewającego i starzejącego się głównego bohatera, który tak naprawdę na samym początku jest sympatycznym, ale jednak antybohaterem. Ofermowaty, nieradzący sobie z kobietami, bujający głową w obłokach chłopiec, tak jak w życiu lub wielopoziomowej grze, musi zebrać „sprawności”, dostać cięgi i spotkać na swojej drodze właściwych ludzi, aby móc na końcu stać się mężczyzną.

W nowym tomie Zabójczy urok Gardy akcja przenosi się nad jezioro Garda – jakie legendy lub podania z regionu zainspirowały Cię do napisania tej powieści?
Terytorium wokół jeziora Garda jest wielokulturowe i przesycone prostymi ludowymi podaniami. Odrzuciłem całe mnóstwo banalnych legend o czarownicach i mówiących zwierzętach. Najbardziej zainspirowały mnie tradycje z czasów etruskich i rzymskich. Pochodząca z tamtej epoki pierwotna nazwa jeziora: Benaco, to jednocześnie imię syna Neptuna, a tu już wchodzimy w nośne mity uniwersalne. Do tego dochodzą wojenne tajemnice, o których opowiadali mi lokalni mieszkańcy i które znalazły częściowo potwierdzenie w historycznych dokumentach. Garda nazywana małym Morzem Śródziemnym to prawdziwa skarbonka z reliktami i ciekawymi opowieściami.
Tym razem Davide porzuca dziennikarską pracę. Co skłoniło Cię do tego zwrotu fabularnego? Jak interpretujesz tę przemianę?
Każdy z nas ma chyba taką, schowaną głęboko, potrzebę: uciec gdzieś i zacząć wszystko od nowa. Davide, wyczerpany dramatycznymi przeżyciami z poprzednich książek, w pewnym sensie realizuje to marzenie. Ale czy jest to prawdziwa, czy może jedynie pozorna ucieczka, to już Czytelnicy będą musieli odkryć sami.
Scenariusz fabuły łączy thriller, kryminał i refleksję nad ludzkimi motywacjami. Czy ten trójkąt jest dla Ciebie celowym zabiegiem literackim?
Nigdy nie chciałem pisać płytkich historyjek. Co więcej, ja w ogóle nie chciałem pisać thrillerów! W przypadku Ferrary zamierzałem stworzyć coś w rodzaju fabularyzowanego przewodnika, ale że thrillery były wtedy w modzie… Powstał dość barwny świat wypełniony ciekawymi bohaterami i pomyślałem sobie, że warto dać im szansę. I tak to już zostało, że pod pretekstem thrillerów przemycam trochę satyry, krytyki współczesnego społeczeństwa, refleksji nad międzyludzkimi relacjami. Mam nadzieję, że to się Czytelnikom podoba.
Twoje książki przedstawiają włoskie miasta w nietypowy, mroczny sposób. Czy odwiedzasz lokalizacje przed pisaniem, by potem wiernie oddać atmosferę?
Ja nie tylko je odwiedzam, ja w nich żyję, oddycham ich atmosferą, zaglądam w nieznane nawet mieszkańcom zakamarki. To właśnie odróżnia mnie od wspomnianego wcześniej Browna, który zaledwie „liznął” tych miejsc, co oczywiście w niczym nie umniejsza jego sukcesowi. Ja jednak muszę dotknąć i poczuć miejsca, o których piszę.
Jak wygląda Twój typowy warsztat pisarski – gdzie piszesz, z jakim planem, kiedy przychodzą momenty zwątpienia?
Nie mam jakiejś ustalonej reguły, ale jak chyba w całym moim życiu, polegam na intuicji. Zdecydowanie nie jestem pisarzem, który rozrysowuje sobie na karteczkach schematy postaci i wątków. Niezwykle ważny jest dla mnie natomiast research, poświęcam na to ogromną ilość czasu i zaledwie jedna piąta tego, co odnajdę, wchodzi potem do fabuły książki. Odrzucam niezliczone ilości anegdot i historyjek. Wybieram jedynie to, co dla mnie najcenniejsze i co można połączyć w ciekawą całość. Kiedy już zasiadam do pisania, musi to być wygodny fotel lub krzesło przy biurku, koniecznie w mojej domowej „jaskini”. Momenty zwątpienia jak dotąd mnie nie ogarnęły. Mam na to zbyt mało czasu, a głowę mam za bardzo wypełnioną ciekawymi pomysłami, aby ulegać jakimś lękom.
Instagram pokazuje Twoje zmysłowe zdjęcia z Włoch i zapowiedzi nowych książek. Jak ważna jest dla Ciebie relacja z czytelnikiem w social media?
Jest najważniejsza! Żałuję, że praca zawodowa – gdyż nie utrzymuję się z pisarstwa – nie pozwala mi na pogłębienie interakcji z moimi Czytelnikami. Chciałbym realizować więcej instagramowych reportaży, organizować spotkania autorskie, marzy mi się też własny podcast z ciekawymi gośćmi. Niestety te projekty muszą jeszcze poczekać.
Czy w Zabójczym uroku Gardy pojawią się nowe postaci, a może realizujesz kolejny wątek z dotychczasowych bohaterów?
Ta książka jest kontynuacją poprzednich opowieści, dlatego Czytelnicy spotkają tam znanych im bohaterów, ale jednocześnie jest to też nowa, osobna historia, więc – jak najbardziej – pojawią się nowe, ciekawe osobowości, które, jak myślę, ubarwią i urozmaicą stworzony przeze mnie świat.
Twoja twórczość balansuje na granicy fikcji i faktów – gdzie kończy się inspiracja, a zaczyna się fikcja w Twojej narracji historycznej?
Niezwykle bawi mnie mieszanie faktów i fikcji. Żyje we mnie taki mały psotnik, który tak bardzo gmatwa wątki, że na końcu trudno odróżnić, co zdarzyło się naprawdę, a co jest produktem mojej fantazji. Jest to także forma gry z moimi najbardziej wytrwałymi Czytelnikami. Zachęcam ich do eksplorowania miejsc i sprawdzania informacji, które z łatwością można znaleźć w internecie, tak aby mogli się samodzielnie przekonać, ile jest prawdy w moich opowieściach. Takie poszukiwania mogą się skończyć sporym zdumieniem, bo najbardziej nieprawdopodobne wątki z moich opowieści często okazują się faktami lub przynajmniej dobrze udokumentowanymi hipotezami.
Co dalej? Czy planujesz kolejne przygody Davida lub zupełnie nowe serie? Jakie są Twoje literackie cele na najbliższe lata?
Mam kilka pomysłów na dalsze dzieje Davida a nawet prequel związany z postacią starego redaktora Montanariego. Pozostawiłem w książkach ślady świadczące o tym, że miał bardzo burzliwą przeszłość. Chciałbym opisać jego przygody w Paryżu w latach siedemdziesiątych, albo… pobyt w Polsce i znajomość z mamą Davida. To wszystko jest w mojej głowie, a czy zostanie przelane na papier, zależy w dużej mierze od moich Czytelników. Na ten moment chciałbym jednak przerwać sagę Davida i spółki i zająć się nową historią skierowaną do starszej młodzieży. Chcę im przybliżyć spuściznę po kulturach Etrusków i starożytnych Rzymian, oczywiście w lekkiej otoczce i w stylu znanym z moich dotychczasowych książek. W dalszej kolejności chciałbym się zająć poważnym thrillerem psychologicznym, dopracowuje do niego pomysły.
W Twoich powieściach wyczuwalna jest miłość do sztuki i historii. Czy masz osobiste doświadczenia związane z historią sztuki lub studiami w tym kierunku?
Jestem osobą nadwrażliwą. Piękno mnie zawsze fascynowało i pociągało, niezależnie czy mówimy tu o pięknie kobiet, cudach natury czy o dziełach sztuki. Ale sztukę też studiowałem. Ukończyłem kulturoznawstwo, którego historia sztuki jest integralną częścią.
Wielu czytelników ceni sobie filmowe tempo i wyraziste sceny w Twoich książkach. Czy rozważałeś przeniesienie swoich powieści na ekran – film lub serial?
Nie tylko rozważałem. Specjalizację na kulturoznawstwie zrobiłem właśnie z filmu. Świadomie piszę „filmowo”. Kocham kino i byłby ze mnie, jak myślę, sprawny scenarzysta. Co do możliwości ekranizacji moich książek, to nie mogę zdradzać szczegółów, ale mam nadzieję w najbliższym czasie mile zaskoczyć fanów (i fanki!) Davida Dobravskiego.
Jakie książki, autorzy lub gatunki miały największy wpływ na Twój styl pisania? Czy sięgasz po literaturę spoza thrillera i kryminału?
Muszę się przyznać, że ostatnio mało czytam. W dzieciństwie i w młodości przeczytałem jednak zbiór godny kilku bibliotek. Jest wiele książek, które mnie ukształtowały, ale jedna w szczególności wywarła piętno na mojej wrażliwości i pozostawiła ślad widoczny w moim pisarskim stylu. Książka jest mało znana, ale wspomnę o niej celowo, aby oddać hołd jej autorowi, który chyba nigdy nie stał się sławy tak, jak na to zasługiwał. Chodzi o Ulicę marzycieli Wilsona Roberta McLiama. Lekkość, z jaką opisał ciężkie życie w udręczonym przez wojnę domową Belfaście, poruszające nerwy połączenie dramatu i komedii, to coś, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że powieść powinna powstawać tylko w jednym celu – aby wzbudzać w Czytelnikach emocje i utwierdzać ich w przekonaniu, że wciąż są pełnymi empatii ludźmi.
Grzegorz „Greg” Krupa jest poszukiwaczem ciekawych historii. Od lat mieszka w słonecznej Italii. Wciąż nie może otrząsnąć się ze zdumienia, jakie piękne jest życie. Jego włoskie życie można obserwować na Facebooku i Instagramie.
A może chcecie poczytać inne wywiady? Zajrzyjcie do naszej zakładki: WYWIADY.