Gawronim okiem
Gdyby nie czerń opowiada o rodzinie Mrazów. Narratorem jest gawron – podglądacz, który śledzi i kąśliwie komentuje losy bohaterów. Co istotne, towarzyszy im niemal wszędzie, dlatego ma wiele cech narratora wszechwiedzącego. Ma też zdolność przenikania w zaświaty, gdzie towarzyszy tym, którzy umarli.
Kiedy jest się ptakiem, to nie oznacza, że jest się orłem albo od biedy bocianem. Czasami jest się zwykłą kurą. I kiedy dojrzejemy, żeby się z tym pogodzić, do końca życia będziemy normalni. Ale to może boleć.
Mrazowie to dość niezwykła rodzina. Andrzej i Halia są niewidomi. Ich dzieci, Róża, Trytek i mniej obecny Karl, są zmuszeni szybciej dojrzeć, by wspierać rodziców w codzienności. Ich losy są szkieletem, na którym osadzone zostały rozmaite przemyślenia egzystencjalnie i filozoficzne, ubrane w elementy absurdu i sarkazmu. Dzieje rodziny nie są tak istotne, jak przemyślenia, do których prowokują. Poszczególni bohaterowie patrzą na świat z własnej perspektywy i oddziałują na bliskich w zaskakujący sposób. Barwną postacią tej mozaiki jest babcia Edwarda, której życiowe porady, kierowane do wnucząt, przedstawiają świat jako, oględnie mówiąc, nieprzyjazne miejsce.
Życie po śmierci
W życiu Mrazów dzieje się dużo, ale równie ciekawie jest po śmierci. Czyśćcowa egzystencja niemal wszystkich członków rodziny, którzy stopniowo dołączają do dusz cierpiących i tłoczących się w niebiańskiej poczekalni, jest niezwykle interesująca. Panują tu bezwzględne, a jednocześnie absurdalne zasady. Jedno przekleństwo sprawia, że dusza zostaje potępiona, nikt jednak nie wie, jak dostąpić zabawienia. Pośmiertne spotkania małżonków nie wywołują radości, ale to nie problem, bo przecież przed ołtarzem przysięga się miłość i wierność aż do śmierci. Nie dłużej. To tutaj ujawnia się prawda o człowieku, bez ziemskich masek i konwenansów.
Gdyby nie czerń jest słodko-gorzką opowieścią o dziwnej rodzinie, w której jednostki i relacje między nimi budzą trochę uśmiechu, trochę smutku, ale głównie zachęcają do zastanowienia się nad własnym podejściem do życia. W przewrotną historię rodziny Mrazów autor wplótł wiele egzystencjalnych spostrzeżeń, które sprawiają, że książkę trudno zaliczyć do jednego, konkretnego gatunku. Jednocześnie to właśnie one sprawiają, że jest to pozycja ciekawa, zaskakująca i warta poświęconego jej czasu.
-Wiesz, mamo, dopóki nie zjadłam tej zupy, to nie wiedziałam, że o niej marzę.
-No i jaki stąd wniosek?
-Że marzeń trzeba się nauczyć, żeby móc marzyć
Podsumowanie
Na szczególną uwagę zasługuje język, jakim posługuje się Filip Zawada. Autor Gdyby nie czerń ma niesamowitą zdolność tworzenia mrocznego klimatu i rozładowywania go absurdem i czarnym humorem. Uwielbiam taki styl i z radością polecam tym czytelnikom, którzy dostrzegają, że coś jest nie tak z naszym światem i z relacjami pomiędzy ludźmi.
Jeśli szukasz nietypowej sagi rodzinnej, przeczytaj naszą recenzję Mokradeł!