Monika Sławik wspaniale połączyła świat ludzki z nadprzyrodzonym oraz stworzyła własny system magiczny, na którym oparła całą historię opisaną na kartkach książki Choćbym miała za to spłonąć.
Moje przemyślenia sprzed lektury
Jest to pozycja, której przeczytania niesamowicie nie mogłam się doczekać. Te myśli nie miały żadnego konkretnego źródła. Po prostu czułam, że może mi się ona bardzo spodobać, że może stać się dla mnie niezapomnianym przeżyciem. Takim, na myśl o którym będzie robiło mi się ciepło na sercu.
Relacja z bohaterami
Mimo że nie przeżywałam jej i nie pokochałam równie mocno co moich ulubionych serii z tego gatunku, to nadal cudownie się przy niej bawiłam. Wraz z bohaterami wzięłam udział w cudownej, często trudnej i bolesnej przygodzie, współodczuwałam z nimi mnóstwo nie tylko pozytywnych emocji, ale przede wszystkim niesamowicie zżyłam się z naszą młodą czarownicą – Lavender oraz wspaniałą paczką przyjaciół z szeregów Strażników: Stormem, Ashem, Blaze’em i Reedem (choć z tym ostatnim, z pewnych względów, odrobinę mniej). Bardzo ciężko było mi się z nimi rozstać. Z tego też powodu nie mogę się doczekać kolejnego tomu tej serii, aby dowiedzieć się, co dalej przydarzy się Lavi i jej przyjaciołom.
Parę słów o systemie magicznym
Uwielbiam sposób, w jaki w tej książce został ukazany świat magiczny oraz jego działanie. Uważam, że jest bardzo dobrze wykreowany, wszystko jest spójne i łączy się w logiczną, sensowną całość. Dodatkowym ułatwieniem w zrozumieniu struktury tego świata był dla mnie słowniczek. Wyjaśniał on wszystkie najważniejsze pojęcia dotyczące tutejszego systemu magicznego oraz jego „użytkowników”. Możemy się z niego dowiedzieć m.in. kim jest Niezwiązana lub Przeklęte, a także na czym polegają poszczególne magie i rytuały.
Moje zdanie o drugoplanowych postaciach
Jeżeli chodzi o bohaterów, mających mniejsze lub większe znaczenie z perspektywy całej fabuły, to jednych kocham całym sercem, a innych nienawidzę najmocniej, jak tylko się da. Są też tutaj bohaterowie, do których, wydaje mi się, że podobnie jak Lav, mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony chciałabym za nimi nie przepadać, ale z drugiej, co pewien czas robili coś, dzięki czemu zaczynałam darzyć ich szacunkiem. Czasami nawet czułam do nich coś na kształt delikatnej sympatii. Mimo wszystko wśród postaci tymi, które najbardziej polubiłam, są Lavender, Storm oraz Ash i jego nieskończone poczucie humoru.
Jednak nie może być tak miło i przyjemnie. Muszę też powiedzieć parę słów o tych negatywnych postaciach, bo ich również tutaj nie brakowało. Na pierwsze miejsce zdecydowanie wysuwa się Marcel – jeden z wiedźmiarzy, mający spore znaczenie dla całej historii, który za swoją życiową misję powziął wcielenie Lav we własne szeregi. Czy ma on w tym jakiś głębszy cel? Przekonajcie się sami!

Jeden z najbardziej intrygujących wątków
Oczywiście, w tej książce pełno jest wciągających bez reszty wątków. Tym, który dla mnie był jednym z najbardziej interesujących, okazał się ten dotyczący dwóch skrajnych przeznaczeń.
Które z nich okaże się silniejsze? Czy dadzą się opanować, a może zaczną wymykać się spod kontroli? Sięgnijcie po Choćbym miała za to spłonąć i wraz z Lavi poznajcie odpowiedzi na te i inne, równie nurtujące, pytania.
Jeżeli szukasz innych interesujących pozycji wśród fantastyki, zajrzyj do recenzji Niamar!