Zuszka
Rzecz dzieje się we wsi. Za siedmioma studniami, za siedmioma dębami żyje sobie Zuszka, postać w tejże feministycznej baśni. Feministycznej, bo dotyczącej wycinka z życia głównej bohaterki. Jej imię, Zuszka, nie brzmi realnie, co tylko dodaje baśniowego charakteru. Być może to połączenie imienia Zuzia oraz formy feminatywnej od rzeczownika zuch? Nieważne, z czego się wywodzi, ważne, że nadaje aury niecodzienności. Fabuła Siostro jest króciutka i w miarę prosta. Zuszka poznaje chłopaka, z pozoru uroczego Wiśnię, który dopiero potem ukazuje swoje prawdziwe oblicze. Wtedy dopiero ujawnia się przemocowość naszej baśni. Gdy cierpi dziewczyna, wraz z nią krzywda dopada też i okoliczne rośliny. Ekofeministyczne inspiracje są widoczne w całości utworu. Jaga Słowińska zgrabnie łączy kobiecość z naturą, co pozwala nam dwojako spojrzeć na wyrządzane krzywdy. Kobieta jest jak przyroda, ale również przyroda jest jak kobieta.
Do wiosny
Siostro to króciutka powieść (czy może opowiadanie, o czym wypowiem się później), łącząca w sobie wiele ciekawych zabiegów. Po pierwsze, wyróżnia się wspomnianą wcześniej bajkowością. Świat przedstawiony w książce jest zarówno rzeczywisty, jak i fantastyczny. Jako czytelnicy, czujemy, że nieustannie przechadzamy się na granicy obu tych światów. Sama autorka żongluje tymi dwoma estetykami w sposób mistrzowski. Po drugie, Siostro definitywnie można zaliczyć do prozy poetyckiej (ostatnimi czasy popularną, choć chyba trudną do wyćwiczenia). Jaga Słowińska maluje konkretne, zmysłowe obrazy. Sam język i to, w jak magiczny sposób autorka się nim posługuje, wystarczy do zatopienia się bezgranicznie w lekturze. Przez to utworu być może nie czyta się najłatwiej, ale co z tego? Liczy się tu sama estetyka, której nie można nic zarzucić. Być może właśnie dlatego niejaka prostota fabuły trochę kłuje w oczy.
Faluj! Śpiewaj! Płacz!
Jakkolwiek jestem w stanie wychwalić Siostro pod wieloma względami, to uważam, że rozmiar pozycji to jej największa wada. Nie chodzi o to, że sam tekst mógłby być dłuższy (choć egoistycznie, uwiedziony przez czarowność języka, tak właśnie bym chciał). Nie chodzi również o to, że fabuła pozornie jest prosta. Rzecz jasna i tam można znaleźć sporo głębi. Chodzi o to, że po przeczytaniu książka traci w moim odczuciu wiele. Sama w sobie nie jest w stanie się obronić. Do tego dochodzi fakt, że nie jestem skłonny uznać, że 72 (!) strony wystarczą na stworzenie zadowalającej powieści. Być może utwór Siostro zyskałby wiele, gdyby był opatulony innymi opowiadaniami (mikropowieściami?), które wniosłyby przesłanie na jeszcze wyższy poziom. Często właśnie tak konstruuje się tomy opowiadań. Konkretne teksty same w sobie coś znaczą, ale również uzupełniają znaczeniowo zarówno całość książki, jak i swoich sąsiadów. I dzięki temu wszyscy żyliby długo i szczęśliwie.


