Strona głównaLiteratura„Ballada ptaków i węży” – czyli opowieść o miłości i poświęceniu

„Ballada ptaków i węży” – czyli opowieść o miłości i poświęceniu

Jeżeli Suzanne Collins, pisząc trylogię Igrzysk śmierci, była świadoma, że wyda prequel z Coriolanusem Snowem w roli głównej, to jest geniuszem. Jeżeli nie wpadła już wtedy na ten pomysł i mimo to udało jej się stworzyć dzieło tak spójne z serią o Katniss, zasługuje na podziw. Ballada ptaków i węży pozostanie w moim sercu na długo i nie można o niej myśleć inaczej niż jak o arcydziele literatury młodzieżowej.

Kiedy dowiedziałam się, że czytelnicy doczekali się kolejnej powieści o Panem, byłam sceptycznie nastawiona. Bałam się następnej książki pisanej na siłę, pod publiczkę i dla pieniędzy. Jednak kiedy usłyszałam, kto jest głównym bohaterem tego prequela, zaczęłam coraz bardziej się przekonywać do sięgnięcia po to dzieło. Jestem świadoma, że niewiele osób przepada za prezydentem Snowem. Mimo to przysięgam, że lektura Ballady ptaków i węży zmienia postrzeganie jego postaci.

Snow zawsze na szczycie

Tak brzmi rodzinne motto, które podtrzymuje Coriolanusa na duchu za każdym razem, kiedy w oczy zagląda mu głód czy spotykają go kolejne niepowodzenia. Niestety, zdarzają się one nader często. Powojenne Panem nadal w pełni nie podniosło się z kolan po przeprowadzanych przez rebeliantów masowych atakach na stolicę. Mimo upływu dziesięciu lat wiele rodzin nadal stoi na skraju ubóstwa. Dystrykty nie są w stanie otrząsnąć się po przegranej wojnie. Aby przypomnieć wszystkim, jakie fatalne skutki niosą za sobą wszelkie konflikty, w Panem obowiązują coroczne Igrzyska Głodowe. W książce przedstawiona zostaje nam dziesiąta edycja tego wydarzenia. Podczas Dożynek ma miejsce losowanie, które wyłania po dwóch rekrutów obu płci z każdego dystryktu, zobowiązanych do przeprowadzenia ze sobą walki na śmierć i życie. Jest to pewnego rodzaju składanie ofiary Kapitolowi. Miejscem rzezi, sprowadzonej do wydarzenia sportowego, staje się arena.

W Balladzie ptaków i węży jesteśmy świadkami jednej z początkowych edycji Igrzysk. Jest to mało spopularyzowane wydarzenie, oglądane przez nielicznych. Właśnie dlatego Kapitol wprowadza znaczną zmianę, która ma spowodować wzrost zainteresowania. Zaangażowani zostają uczniowie Akademii, którzy w ramach pracy końcowej mają mentorować trybutom. Zadanie zamienia się w rywalizację o nagrodę przyznawaną przez szkołę, czyli, jak można się domyślać, duże wyróżnienie.

Wśród nich znajduje się oczywiście Corio. Mający idealne oceny oraz sprawowanie osiemnastolatek liczy na zawodnika z jednego z najlepszych dystryktów.

Dostaje dziewczynę z Dwunastki.

Wtedy zaczyna się walka o wygraną… Snow, pchany ambicją, chce zwyciężyć bez względu na koszty.

Nieskazitelny jak śnieg

Nie umiem do końca tego wyjaśnić, ale głównego bohatera nie da się nie lubić. Wszyscy dobrze wiemy, jak skończyła się jego historia i jakim stał się człowiekiem. Mimo to niemożliwe jest pałanie nienawiścią do tej postaci. Młody, ambitny i utalentowany chłopak zachwyca nas swoim sprytem i z przyjemnością śledzimy jego kolejne poczynania. Naszą uwagę w szczególności skupia rozwijająca się relacja z Lucy Gray, dziewczyną z Dwunastki. Co sprawiło, że stał się tak zgorzkniały, złośliwy i okrutny? Jak doszedł do władzy i zmienił na zawsze Igrzyska Śmierci, które z prymitywnych rozgrywek na piaszczystej arenie stały się rozwiniętą technologicznie imprezą, śledzoną przez tysiące mieszkańców? Collins powoli odkrywa przed nami kolejne smaczki i zaspokaja naszą ciekawość, jednocześnie nie wyjaśnia wszystkiego.

Wszystko, żeby przeżyć

Ta książka opowiada o tym, jak wiele człowiek jest w stanie poświęcić dla miłości i władzy. W powieści postaci niejednokrotnie zmagają się z tym, jaką podjąć decyzję, żeby nikogo nie skrzywdzić i zapłacić jak najmniejszą cenę.

Moralność gra tutaj dużą rolę. Spora część dzieła toczy się w oparciu właśnie o dylematy moralne, często na tle dramatycznych wydarzeń, w których uczestniczyli bohaterowie.

Ze względu na to, jak wąskie jest grono śmietanki towarzyskiej w Panem, jesteśmy w stanie dobrze poznać wielu bohaterów (dzięki temu momentalnie się do nich przywiązujemy, każdy wyjawiony sekret oraz wydarzenie z nimi związane mocno nami wstrząsa). Ci najbogatsi przez wiele lat niemalże wychowywali się razem, w związku z czym Snow jest w stanie powiedzieć wiele o większości znajomych z klasy. Ubarwia to historię, pozwala umieścić konkretne osoby i sytuacje w sieci powiązań. Nikt nie jest tu anonimowy. Powojenny Kapitol stał się drastycznie mały i słaby, mimo upływu lat nic się nie zmienia.

Nie mogę też nie wspomnieć o Lucy Gray, czyli trybutce Coriolanusa, która kradnie całą uwagę czytelnika od pierwszego występu na kartach powieści. Jest tak barwna, tak przełomowa i fantastycznie napisana, że nie można o niej zapomnieć. Stanowi ona cały filar tej książki. Kiedy pojawiają się momenty wypełnione opisami i akcja przestaje płynąć tak wartko, wystarczy wspomnienie tej dziewczyny, krótka scena z jej udziałem, a wszystko znowu zaczyna pędzić.

Od prymitywności po majstersztyk

Trudno nie zwrócić uwagi na to, jak wielką transformację przeszło samo wydarzenie. Różnica pomiędzy Balladą Ptaków i Węży a Trylogią jest znaczna. Poznając najpierw serię o Katniss, spodziewamy się w prequelu zaawansowanej technologicznie areny, trybutów traktowanych jak gwiazdy filmowe i ogromnego show związanego z całym wydarzeniem. Nie dostajemy tego. Arena znajduje się w zrujnowanym Koloseum, dzieciakom z dystryktów daleko do gwiazd na skalę państwową, a wszystko okraszone jest niedostatkiem po wojnie.

W związku z tym Dziesiąte Igrzyska wyglądają zupełnie inaczej niż kolejne, a wydarzenia z areny są jeszcze ciekawsze, dlatego że dopiero w tej edycji poznajemy sposób działania Organizatorów. Nadaje to książce autentyczności. To logiczne, że nawet w Kapitolu po wojnie obywatelom się nie powodziło i w obliczu biedy oraz głodu nikt nie inwestował pieniędzy w nowe rozwiązania techniczne.

Emocje, emocje i jeszcze raz emocje

Nie da się ukryć, że powieść bombarduje nas wydarzeniami, powolnie odkrywanymi sekretami i wartką akcją. Z zapartym tchem śledzimy kolejne wydarzenia i mimo obietnicy, że skończymy tylko rozdział, spędzamy nad historią Coriolanusa następne kilka godzin. Jest jednak mimo ogromu wydarzeń i akcji budowana na emocjach. Wydarzenia są skonstruowane tak, żeby w określony sposób na nas zadziałać. W książce mamy do czynienia z rozbudowanymi opisami rozterek głównego bohatera oraz moralnych rozważań, w związku z czym dla niektórych czytelników całość może się wydawać przegadana. Co za tym idzie, amatorzy rozbudowanych rozważań na temat życia i śmierci, sprawiedliwości i okrucieństwa będą usatysfakcjonowani.

Trzeba przyznać, że w porównaniu z trylogią Suzanne Collins zrobiła ogromny postęp, jeśli chodzi o sposób pisania. Balladę ptaków i węży czyta się zdecydowanie lepiej niż Igrzyska śmierci (które właśnie sobie odświeżam i nie mogę przebrnąć przez początkowe fragmenty). Ta przerwa sprawiła, że lektura jest płynniejsza, przyjemniejsza, a cały stworzony świat wydaje się bardziej trójwymiarowy niż w trylogii.

Na koniec

Nie da się ukryć, że ta powieść mnie oczarowała. Jestem pewna, że będzie to idealna lektura nie tylko dla wszystkich fanów uniwersum Igrzysk śmierci, lecz także miłośników fantastyki. Bez problemu dzieło Collins można potraktować jako niezależne, niezwiązane z poprzednimi częściami. Równocześnie może to być dobry wstęp do poznania historii Katniss, chociaż nie wiem, czy nie będziecie zawiedzeni spadkiem jakości w stosunku do Ballady ptaków i węży.


Serdecznie zapraszam do przeczytania recenzji Śmiechu w ciemności!

Czytaj więcej recenzji
Może cię zainteresować

Zostaw komentarz

Wprowadź swój komentarz
Wprowadź swoje imię

Dodaj do kolekcji

Brak kolekcji

Tutaj znajdziesz wszystkie wcześniej stworzone kolekcje.