Fabuła, która intryguje od pierwszych minut
Bong Joon-ho powraca po Parasite z filmem, który balansuje między poważnym sci-fi, satyrą i czarną komedią. Mickey 17 opowiada historię człowieka, który ginie raz po raz i wraca do życia jako klon, ale każda jego wersja pamięta wszystkie poprzednie śmierci. To koncept, który od razu przyciąga uwagę – pytanie tylko, czy udało się go w pełni wykorzystać.
Robert Pattinson na pierwszym planie
Film jest w zasadzie popisem jednego aktora. Robert Pattinson ponownie udowadnia, że potrafi nie tylko wybierać ciekawe role, ale i dźwigać na sobie cały film. Jego postać ewoluuje z każdą kolejną reinkarnacją – raz to idealista, raz cynik, innym razem buntownik. Jest w tym coś z Łowcy Androidów i Moon, ale także z klasycznych dramatów egzystencjalnych.
Sci-fi, które nie boi się filozoficznych pytań
Mickey 17 to więcej niż widowiskowe kino science fiction. Film porusza temat klonowania, granic człowieczeństwa i tego, co tak naprawdę definiuje naszą tożsamość. Choć historia mogłaby być mocniej zarysowana, Bong Joon-ho nie boi się filozoficznych wątków, które dodają głębi całej opowieści.
Satyra na kapitalizm i elity w tle
Nie byłby to film Bonga, gdyby zabrakło społecznych odniesień. Kolonia, do której trafia Mickey, to dystopijny świat rządzony przez korporacje i szalonych miliarderów. Mark Ruffalo wciela się tu w postać, która jest karykaturą współczesnych elit technologicznych – trochę Elon Musk, trochę Donald Trump, ale podkręcony do granic absurdu. Wątek ten może podzielić widzów, bo momentami jest mocno przerysowany, ale dobrze wpisuje się w styl reżysera.
Nie byłby to film Bonga, gdyby zabrakło społecznych odniesień. Kolonia, do której trafia Mickey, to dystopijny świat rządzony przez korporacje i szalonych miliarderów. Mark Ruffalo wciela się tu w postać, która jest karykaturą współczesnych elit technologicznych – trochę Elon Musk, trochę Donald Trump, ale podkręcony do granic absurdu. Wątek ten może podzielić widzów, bo momentami jest mocno przerysowany, ale dobrze wpisuje się w styl reżysera.
Czy warto obejrzeć Mickey 17?
To film, który jednych zachwyci, a innych może zmęczyć swoją formą. Fabuła momentami wydaje się chaotyczna, a humor nie zawsze trafia w punkt. Z drugiej strony, to kino, które zostawia przestrzeń do interpretacji i nie podaje wszystkiego na tacy. Nie jest to poziom Parasite, ale nadal mamy do czynienia z ciekawą wizją sci-fi, które potrafi wciągnąć.
Warto również zobaczyć: Flow – najlepszy filmowy początek roku?