A MIAŁO BYĆ JUŻ DOBRZE
Czekałam na tę część, gdyż finał POPIM zwiastował, że w końcu zmierzamy do konkretów. Autorki zostawimy nas w dość interesujących momencie, kiedy dwie różne perspektywy wreszcie zaczęły się łączyć. Byłam ciekawa, dokąd zarówno nas, czytelników, jak i bohaterów zaprowadzą Bestselerki. I w życiu bym nie zgadła, że to ma się potoczyć w ten sposób. Niestety moim zdaniem skręciło to w złą stronę. Ballada o szeptach i mgle to dla mnie duże rozczarowanie.
SĄ SMOKI, ALE NIE MA OGNIA
Trudno mi pisać tę recenzję, ponieważ Ballada o szeptach i mgle jest nudna i niewiele mam o niej do powiedzenia. Narzekałam na poprzednie części, ale przynajmniej było w nich coś, co wzbudzało we mnie emocje. Tutaj tego zabrakło. Przeczytałam (momentami męczyłam), odłożyłam i natychmiast zapomniałam. Nie byłam w stanie nawet streścić tego tomu. Zdecydowanie nie tego się spodziewałam po finałowym tomie, odsłonie, która miała być tą najlepszą, tą najbardziej zapadającą w pamięć.
BRAK SPONTANICZNOŚCI
Miałam wrażenie, że Bestselerki sporządziły plan od A do Z i kurczowo się go trzymały. Nie pozwoliły sobie ani na moment wyjść poza sztywne ramy. Przynajmniej tak to odbieram po lekturze. Nie mogłam się z nikim zżyć, żadna scena nie zrobiła na mnie wrażenia, nawet gdy trup ścielił się gęsto, a bohaterom coś zagrażało. Gdy faktycznie ginęli, przyjmowałam to spokojnie. Niektóre wątki poprowadzono pospiesznie, przez co też nie mogłam czuć większych emocji, ale lepiej, że tak się stało, niż mieliśmy zostać bez zakończenia.
ROMANS WYCIĄGNIĘTY Z KAPELUSZA
Wątek romantyczny Fiyonna i Rose to dla mnie jedno z większych książkowych zaskoczeń. Sądziłam, że to z Tosią młody książę się zwiąże, mimo że nie powinien. Spodziewałam się motywu zakazanej miłości. Do tej pory nie mogę przekonać się do rozwiązania zaproponowanego przez autorki. Kibicowałam Tosi i Fiyonnowi. To jedyne postacie, które rzeczywiście mnie interesowały. Do Rose nie zapałałam sympatią. Cały wątek z jej powrotem z martwych był naciągany – klasyczne zagranie deus ex machina. Lepiej by było, gdyby odniosła poważne rany na koniec pierwszego tomu, ale przeżyła, tylko że zdewastowana i psychicznie, i fizycznie. Po co ta śmierć? Wychodzi na to, że tylko po to, by zakończyć emocjonalnie Legendę. Nie znoszę takich zabiegów i to rzutowało całkowicie na tę postać, a tym samym na wszystkie wątki z nią związane. Ten tom był praktycznie w całości o niej, może dlatego nie potrafiłam się w niego wciągnąć.
ZAPOMNIANA KRÓLOWA
Wątek Rainy to największy minus – co się z nią stało? Dlaczego autorki kompletnie zapomniały o niej? Pierwsze skrzypce grali Fiyonn oraz Rose i tak naprawdę inne perspektywy były tylko dodatkiem. Nawet Tosia przestała być tak ważną protagonistką, zupełnie gdzieś mi przemknęła i nawet nie bardzo pamiętam, co robiła przez całą powieść. Trzeba albo ograniczyć perspektywy, albo każdej poświęcić podobny czas. Bo inaczej robi się właśnie taka sytuacja, że mamy teatr dwóch aktorów. Fiyonn to moim zdaniem najlepsza postać, więc cieszę się, że dostał tyle uwagi, ale wolałabym pamiętać o reszcie bohaterów, obserwować ich w czasie tej wielkiej wojny.
A ŁOWCA TO PO CO BYŁ?
Spodziewałam się, że James będzie miał do odegrania wielką rolę w tym tomie. Wyruszył na ważną misję, a tymczasem autorki znowu odsunęły go na bok i dostał tak mało rozdziałów, że często zapominałam o jego istnieniu. Nie wiem zatem, po co była ta postać. Okazał się zbędny, nic wielkiego nie zrobił ani nie mieliśmy okazji lepiej go poznać. Nie wiem, czy dodatkowy tom coś by zmienił w tej kwestii, skoro już w drugim odsunęły go na bok, a nierzadko poświęcały tam czas mniej ważnym wątkom.
LEPSZE PIÓRO
Pod kątem warsztatowym to najlepsza część trylogii. Widać duży progres u Bestselerek w tworzeniu scen, przedstawianiu świata czy bohaterów. Nie jest idealnie pod tym kątem, zdarzają się też błędy stylistyczne czy językowe, ale Ballada o szeptach i mgle w porównaniu do Legendy to jak niebo i ziemia. Ogromna szkoda, że dopiero przy finałowym tomie autorki weszły na taki zadowalający poziom, bo gdyby już pierwsza odsłona była tak napisana, to zapewne dostalibyśmy zgodnie z pierwotnym założeniem pięć tomów, a nie trzy.
PODSUMOWANIE
Finał słynnej „fagi” okazał się poprawny, bez fajerwerków. Nie wzbudził we mnie większych emocji. Cieszę się tylko, że udało się doprowadzić tę historię do zakończenia, nie pozostaliśmy bez odpowiedzi. Widać progres w warsztacie dziewczyn – Ostatnia godzina oraz Legenda stały na tym samym poziomie, a od Pieśni nastąpiła poprawa. Wydaje mi się, że gdyby Bestselerki te kilka lat temu wstrzymały się z wydaniem, dopracowały warsztat i dopiero teraz napisały pierwszy tom, wyszłaby z tego świetna historia fantasy. A tak możemy narzekać, że potencjał był, ale coś nie wyszło. Kibicuje dziewczynom w dalszych projektach, czy solowych, czy w duecie. Wierzę, że najlepsze jeszcze przed nimi.
Zapraszam do recenzji powieści Inwokacje.