Po raz pierwszy z pojęciem danmei zetknęłam się kilka lat temu i od razy zapragnęłam, żeby tytuły z tego gatunku zaczęły pojawiać się w Polsce. I w końcu, gdy zaczynałam tracić nadzieję, wydawnictwo Czarna Owca ogłosiło, że wyda jeden z najbardziej znanych i lubianych tytułów, jakim jest Tian Guan Ci Fu,czyli nasze Błogosławieństwo Niebios. Tylko czy było to udane wejście na nasz rynek?
Trudny początek
Mam wrażenie, że wydawnictwo Czarna Owca przy zabraniu się za ten tytuł nie do końca zdawało sobie sprawę, na co się porywa. Książki MXTX cieszą się ogromną popularnością na całym świecie, a ich fandom jest wyjątkowo wymagający. Fani oczekują nie tylko dobrego tłumaczenia, ale i starannego i dopracowanego wydania – nie inaczej było w Polsce. I z początku wydawało się, że tak będzie. Miało być revised edition, czyli najnowsza edycja, z poprawkami wprowadzonymi przez autorkę, co jest zdecydowanym plusem. Znane i przyjęte słowa czy imiona miały pozostać w oryginale. Co jest kolejnym plusem. Dodatkowo planowano wyjątkowe, polskie wydanie z ilustracjami polskich artystów. Gdyby to wszystko się udało, to mielibyśmy wydanie, którego pozazdrościliby nam fani z całego świata. Jednak niestety coś po drodze poszło nie tak.
Wydanie
Niestety nie mogę powiedzieć, że jestem fanką polskiej okładki czy ilustracji wewnątrz książki (a jest ich całkiem sporo), chociaż czarnobiałe wypadają całkiem nieźle. Sama idea współpracy z polskimi artystami była świetna, ale wykonanie pozostawia sporo do życzenia.
Jednak sam sposób wydania książki mi się podoba. Twarda oprawa (jest też opcja w miękkiej), opis najważniejszych postaci, słowniczek czy opis sposobu wymowy poszczególnych słów, to coś, co w przypadku historii osadzonej w tak odmiennej od naszej kultury, jest bardzo przydatne. Warto też wspomnieć, że twarda oprawa ma tak bardzo przeze mnie lubiane barwione brzegi.
Fabuła i tłumaczenie
Co do fabuły i bohaterów to nie mam do czego się przyczepić. Historia jest intrygująca, czasami zabawna, a czasami bardzo mroczna. Samych bohaterów również nie sposób nie polubić. Xie Lian to nieco nieporadny, ale uroczo naiwny bohater (który sporo w życiu doświadczył). Sanlang to postać dość tajemnicza, niejednoznaczna, trudno z początku określić czy to przyjaciel, czy wróg. Są też postacie drugoplanowe, które wprowadzają element humorystyczny.
Niestety do samego tłumaczenie (jak i pewnie korekty, która powinna wyłapać niektóre błędy, a może i do pracy konsultantów, w końcu było ich całkiem sporo) mogę się przyczepić. Niektóre decyzje co do tłumaczenia słów są dość mocno nietrafione. Np. użycie słowa „przypał” jako określenie kategorii demona, który wymordował całą rodzinę.
Język książki jest prosty (czasami miałam wrażenie, że zbyt potoczny, wręcz przesadnie młodzieżowy), przez co powinno mi się tę historię czytać szybko i przyjemnie. Niestety czasami konstrukcja zdań wbijała mnie z rytmu. Jak np. „Ułożyli się na macie. Chłopak zdjął ubrania i położył się obok”. W takich sytuacjach musiałam na chwilę się zatrzymać. Bo skoro już się razem leżeli, to jeden z bohaterów nagle wstał, rozebrał się i znowu położył? Pod koniec jednak książkę czytało mi się już lepiej, co daje duże nadzieje, że kolejne tomy będą coraz lepsze.
Podsumowanie
Odpowiadając na pytanie zadane na początku, czy Błogosławieństwa Niebios było udanym wejściem na nasz rynek: moim zdaniem – nie do końca. Książka ma wiele niedociągnięć, ale jest jeszcze szansa na ich poprawę. Stylu artyści już nie zmienią, więc w przypadku ilustracji, skoro teraz mi się nie podobały, to i w kolejnych tomach nie liczę na to, że zostanę oczarowana, ale mam nadzieję, że tłumaczenie i redakcja zostaną dopracowane. Wydawnictwo udowodniło już kilka razy, że słucha swoich czytelników, więc trzymam kciuki, żeby kolejne tomy były na jak najwyższym poziomie. Bo historia zawarta w Błogosławieństwie Niebios naprawdę jest warta poznania i powinni jej dać szansę wszyscy, którzy szukają czegoś nowego na naszym rynku.