Niesamowite doświadczenie. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu przeczytałem naprawdę dobrą polską powieść science fiction. Może to dlatego, że nieczęsto sięgam po dzieła rodzimych autorów, ale raczej nie. To po prostu powiew świeżości, choć stara szkoła pisarstwa.
Błyszczące sześciany przykuły moją uwagę już samym opisem, bo on po prostu jest cudowny. Nie zdradza zbyt wiele, nie mija się z rzeczywistą fabułą (jak często się zdarza) i jest wystarczająco ciekawy, abym chciał zakupić książkę.
Im więcej odkrywasz, tym więcej tajemnic pozostaje nierozwiązanych.
Tak. To mnie bardzo urzekło. Jednak na początek nakreślę trochę fabułę. Nie chce zdradzać więcej, niż to potrzebne, dlatego pozwolę sobie czerpać z oryginalnego opisu.
W niedalekiej przyszłości życie zdominowały tajemnicze przedmioty zwane skrzyniami eksploracyjnymi, które umożliwiają ich użytkownikom przeniesienie się do jednej z bardzo wielu kreacji. Kreacji, czyli pełnych wyzwań, alternatywnych rzeczywistości, gdzie skryte są cenne nagrody. Niebezpieczne światy mogą zwiedzać jedynie wyszkoleni eksploratorzy, ale nie brakuje śmiałków, którzy zapuszczając się tam na własną rękę, nigdy już nie wracają. Kto je stworzył? Roger Orter, nieautoryzowany eksplorator, postanawia odkryć tożsamość człowieka odpowiedzialnego za zrewolucjonizowanie życia. Odwaga i talent Rogera, którymi wykaże się podczas zdobywania fantów, sprawią, że mężczyzna wplącze się w śmiertelną intrygę uknutą przez wielkiego, nieuchwytnego Kreatora. Ile będzie musiał poświęcić, aby ocalić bliskich?
Dex Carster – Błyszczące sześciany – stara szkoła pisarstwa
To, co bardzo zasługuje na pochwałę, to styl. Dawno nie widziałem takiej konstrukcji narracji i dialogów. To brzmi prawdziwie, w tej książce nie ma sztuczności. Jestem zaskoczony stylem autora, bo we współczesnych książkach za dużo jest lania wody, zdań kompletnie niepotrzebnych i całkowicie nie na temat.
Prostota połączona z szlifowanym rzemiosłem – tak to bym określił. Dzisiaj już niewiele osób pisze w ten sposób. Niepotrzebnie długie opisy – co nie dość, że męczą, to jeszcze denerwują – są naszą literacką codziennością. Toteż na znak sprzeciwu, ta recenzja będzie możliwie jak najkrótsza.
Fabuła – porywa czy nie?
Fabuła Błyszczących sześcianów jest w porządku. Autor skutecznie buduje napięcie i wprowadza bardzo barwny klimat. Miło się zaskoczyłem, choć nieprofesjonalnym zachowaniem z mojej strony byłoby stwierdzić, że jest idealnie. Mimo że akcja powieści nie posiada zbędnych wątków i jest bardzo prawdziwa w przekazie (jak na science fiction) to jednak miejscami chciałbym, aby pojawił się żywszy, bardziej dramatyczny dialog między postaciami. Brakło mi emocji. To znaczy główny bohater jest ciekawy, pozostałym zaś poświęcono zbyt mało uwagi, dosyć są nijacy.
Wybaczam, bo ten klimat… ach, ten klimat jest szczerze miły. To lektura dla relaksu i wypoczynek dla umysłu.
Błyszczące sześciany – podsumowanie
Nie skłania do refleksji, nie jest idealnie. Za to książka dostarcza rozrywkę na poziomie i trzyma w napięciu, a zakończenie, mimo że niedopracowane, zadowala i nie śmierdzi banalnością. Jestem pełen optymizmu, myśląc o karierze Dexa Carstera.