Jak powinniśmy zarządzać naszym czasem?
Burkeman od początku krytykuje kulturę hustle (z ang. dokładać starań, ale też bieganina, ścisk, tłok), która wykształciła się w naszym społeczeństwie. Polega ona na maksymalizacji własnej produktywności, kultywuje przekonanie, że czas to pieniądz. Pisane w tym duchu poradniki na temat organizacji czasu skupiają się przeważnie na trikach, które mają nam pozwolić zaoszczędzić jak najwięcej czasu, by wykorzystać go w możliwie jak najbardziej produktywny sposób. Autor książki Cztery tysiące tygodni ma zupełnie inne podejście do tego zagadnienia i wprost zarzuca wspomnianym wcześniej książkom bezskuteczność. Według Burkemana jedyny sposób na osiągnięcie wolności i wewnętrznego spokoju to zaakceptowanie naszej bezradności w kwestii kontrolowania czasu.
Ciekawe koncepcje, chwytliwy tytuł
Enigmatyczny tytuł zostaje rozszyfrowany już na pierwszej stronie książki. Czy wiedzieliście, że średnia długość życia człowieka oscyluje wokół czterech tysięcy tygodni? Bezwzględna skończoność ludzkiej egzystencji i nieuchronność śmierci to główny motor napędowy teorii Burkemana. W jaki sposób konstruujemy nasz sposób na życie? Co definiuje nasze wartości i cele? Według autora podświadomy lęk przed śmiercią, który jesteśmy zmuszeni stale od siebie odpychać, odgrywa znaczną rolę w naszym życiu codziennym. W wielu kwestiach podobne wnioski wyciągał Yalom w swojej książce Kat miłości (jednak charakter tych książek jest zupełnie inny). Wypełnianie czasu obowiązkami jest jednym z naszych mechanizmów obronnych. Jednak ten sposób działania nie zawsze jest skuteczny, co rzadko do nas dociera, mimo że z naszych doświadczeń często wynika, że optymalizacja listy zadań w taki sposób, by podołać wszystkim planom, jest praktycznie nierealna. Autor bardzo szybko przedstawia nam swoje tezy, a następnie przystępuje do rozdmuchiwania ich.
Forma
Poprzednie poradniki (takie jak Poradnik obsługi umysłu), które miałam okazję czytać, miały raczej formę przystępnego podręcznika. Dostrzegałam, że ich autorzy przykładali wagę nie tylko do treści, ale też współgrającej z nią formy. Miało to szczególne znaczenie, bo przecież poradniki powinny z założenia przekazywać nam jakąś wiedzę, pomagać w jakiś kwestiach. Ponadto z racji, że opowiadają o różnych aspektach psychologicznych, specjaliści w tej dziedzinie często wiedzą, jak zadziałać, by szczególnie zapaść w pamięć czytelnika. Niestety Cztery tysiące tygodni składa się wyłącznie z tekstu. W dodatku bardzo często mamy do czynienia z całymi ścianami słów. Akapity bez wątpienia są ponadprzeciętnie długie. Sam styl autora również nie ułatwia lektury. Mimo że używane słownictwo nie jest przeważnie trudne w zrozumieniu, to długie rozważania mają bardzo filozoficzny, zawiły charakter. Konkluzja natomiast jest zwykle podobna.
Podsumowując
Cztery tysiące tygodni nie jest jedną z tych książek, przez którą czytelnik przenika niczym nóż przez miękkie masło, szczególnie jeśli próbuje z niej coś wyciągnąć i zapamiętać. Mimo to warto do niej usiąść, ponieważ nie jest to poradnik podobny do innych. Z tego powodu otwiera on umysł i poszerza horyzonty, co jest według mnie jednym z cenniejszych benefitów czytania.