Co obiecują nam Autor i wydawnictwo?
Bohater powieści, Alfred Drukarz, wyrusza do Puszczy Białowieskiej, by prowadzić badania nad kornikiem drukarzem i… trafia w sam środek sporu o ratowanie lasu przed małymi szkodnikami. Ideowo będzie mu bliżej do ekologów-aktywistów czy leśniczych i krzepkich drwali? Po której stronie by się nie opowiedział, biologa czekają same niespodzianki. Niewątpliwie tę ekspedycję badawczą zapamięta na zawsze. Zwłaszcza że do sprawy wmiesza się nie tylko policja, ale także antyterroryści i wojsko, wśród ekologów znajdzie swoją bratnią duszę, a sam stanie się obiektem namiętnych westchnień pewnej funkcjonariuszki. A wszystko to okraszone dużą dawką humoru.
I tu pojawia się pytanie: gdzie ten humor? Wydawca na okładce przestrzega:
Uwaga! Osoby o małej odporności na śmiech proszone są o ostrożność podczas czytania. Humor w tej książce atakuje znienacka i może doprowadzić do łez.
A jednak mi do śmiechu nie było. Cały czas miałem wrażenie, że czytam scenariusz słabej komedii. I to z gatunku tych, które braki w fabule nadrabiają mnóstwem gagów i sytuacyjnych żartów (trochę w stylu angielskiego poczucia humoru). Zupełnie to do mnie nie trafiło.
Czy bohaterowie mogą uratować powieść bez fabuły?
Postacie w Drukarzu z Puszczy Białowieskiej są strasznie kwadratowe i tendencyjne. Być może miało to także wywoływać śmiech u czytelnika, jednak niezdarny naukowiec, który przyciąga pecha i nieszczęścia jak magnes, budzi jedynie politowanie. Wiecznie napalona, zauroczona Alfredem policjantka bywa momentami niesmaczna, a zachowanie politycznych aparatczyków chyba nikogo nie dziwi, a już tym bardziej nie wywołuje uśmiechu. Nawet ekipa drwali, którzy nie robią nic poza piciem bimbru (w dodatku podrzucanego przez ekologów w ramach akcji sabotażowej), nie wnosi do powieści nic ciekawego ani zabawnego.
Na uwagę zasługuje jednak język, którym posługuje się część bohaterów. Drwale mówią gwarą, a dzieci z przedszkola „Puszczyk” mają problem z wymawianiem „r”. Przy dłuższych kwestiach dialogowych było to jednak dość męczące. Irytowały mnie także dziwne zapędy Autora do tłumaczenia i szczegółowego opisywania procesów fizjologicznych zachodzących w organizmie człowieka. Zwłaszcza że niekiedy pojawiały się w dziwnych momentach i na siłę stopowały i tak powolną akcję (do której w sumie miały się jak pięść do nosa).
Podsumowując
Podczas lektury Drukarza z Puszczy Białowieskiej bardzo się męczyłem. Zupełnie nie trafiły do mnie fabuła powieści ani poczucie humoru Autora. Choć generalnie lubię komedie i angielski humor, tutaj bardzo się rozczarowałem. Może to po prostu nie książka dla mnie, ale ciężko mi ją polecić z czystym sercem. Czytasz na własne ryzyko!
A może zamiast na lekturze masz chęć spędzić czas przy inspirującym filmie? Sprawdź, co warto obejrzeć w najbliższym czasie!