Strona głównaPopkultura„Fachowiec” – film, który chciał być jak „Uprowadzona”, ale skończyło się na...

„Fachowiec” – film, który chciał być jak „Uprowadzona”, ale skończyło się na klasycznej stathamówce

Nie ma sensu owijać w stal zbrojeniową – Jason Statham wraca jako chodzący cios. Fachowiec nie udaje, że zmieni kino akcji. To po prostu solidny kopniak w twarz nudy. Jest dym, jest beton, są pięści – i finał, który wali jak betoniarka na dopalaczach. A wśród przeciwników Fachowca – nasz Piotr Witkowski. Gdzie obejrzeć? Na Amazon Prime Video.

Levon Cade to nie żaden superbohater. To typ, który naprawdę chciał odpuścić. Zostawił krwawą przeszłość za sobą, zamienił broń na kielnię i wziął się za coś prostszego – życie z dala od dymu, huku i trupów. Tyle że przeszłość ma długie ręce i jeszcze dłuższą pamięć. Wystarczył jeden telefon, jedno porwanie – i cały misternie ułożony spokój poszedł się… wiadomo gdzie.

Statham nie potrzebuje przebierania się za Batmana ani żartów co pięć minut. Zakłada swoje filmowe glany – te same, które zadeptały już pół światka przestępczego – i znów rusza w trasę. Po trupach. Po betonowych ścianach. Po wszystkich, którzy uznali, że można mu wejść w drogę. Bo ten gość nie gada. Ten gość robi.

Czy to coś nowego? Nie.

Czy działa?  Tak.

Scenariusz jak z recyklingu, ale działa

Zaczyna się niepozornie. PTSD, opieka nad dzieckiem, trochę codziennych obowiązków i cichy bohater, który bardziej przypomina zmęczonego ojca niż byłego komandosa. Można pomyśleć: może tym razem Statham pokaże inne oblicze? Może dostaniemy dramat o wewnętrznym rozdarciu?

Nie!!!

David Ayer wie, dla kogo robi ten film – i szybko ucina wszelkie złudzenia. Wystarczy chwila, by spokojna atmosfera runęła jak dom z kart. Porwanie? Jest. Rosyjska mafia z minami jakby właśnie wrócili z castingu do Johna Wicka 5? Obecna. Od tego momentu Fachowiec nie zwalnia nawet na zakrętach. Każda kolejna scena przyspiesza, napięcie rośnie, a brutalność wchodzi na wyższe obroty.

Scenariusz nie kombinuje. Nie udaje, że odkrywa nowe lądy. Ale działa – jak dobrze ułożona kostka brukowa: równo, twardo, bez pęknięć. Jest miejsce na chwilę oddechu, ale zaraz potem znowu leje się krew. To kino, które wie, że nie musi być mądrzejsze, żeby było skuteczne. Ma być mocne. I jest.

Bij, kop, powtarzaj – klasyk z werwą

Nie ma tu rewolucji – i nikt jej nie obiecywał. Fachowiec to rzemieślnicze kino akcji, które robi swoje. Sceny walki są solidnie nakręcone, bez zbędnych udziwnień, ale też bez efektu „wow”. Mają tempo, mają rytm, ale nie zapiszą się w historii gatunku.

Finał? Mocny, to fakt – pewnie najlepszy moment filmu – ale nie na tyle, by mówić o kultowej scenie. To po prostu dobrze zrealizowana rozróba, która ratuje końcówkę i daje widzowi to minimum satysfakcji, którego oczekuje po seansie ze Stathamem.

Jeśli lubisz jego styl – docenisz. Jeśli szukasz czegoś więcej niż przewidywalnej jatki – możesz się odbić.

Witkowski? Zagrał jak trzeba. I dostał po twarzy z klasą

Polski akcent w postaci Piotra Witkowskiego naprawdę robi robotę – choć może nie tak, by zaraz rzucać popcornem z dumy, ale na pewno nie trzeba się wstydzić. Wciela się w Vanko – bandziora z północy z ambicją i tupetem, który myśli, że może grać w pierwszej lidze. I przez chwilę faktycznie gra. Nie jest tylko tłem dla Stathama, nie stoi w rogu kadru – ma swoje momenty, mówi, działa, zyskuje ekranową przestrzeń.

Czy jego postać zostaje z widzem na dłużej? Niekoniecznie. Ale jak na ograniczone ramy scenariusza, Witkowski wyciąga z roli tyle, ile się da. Nie udaje amerykańskiego twardziela – gra po swojemu, z surowością i pazurem. A że ostatecznie kończy z twarzą przy betonie? Cóż – w tym filmie to i tak niezłe osiągnięcie.

Dla fanów polskiego kina to ciekawostka. Dla reszty – przykład, że można wskoczyć do zagranicznej produkcji i nie zginąć w tłumie.

Masz ochotę na konkretną jatkę? To jest twój film

Nie oczekuj odkrywania Ameryki. Fachowiec nie zmieni historii kina, nie przepisze gatunku na nowo, ani nie zaskoczy cię zwrotem akcji, którego nie widziałeś już dziesięć razy. Ale też nie próbuje udawać, że ma takie ambicje. To film dla konkretnego widza – takiego, który wie, czego chce, i nie potrzebuje filozofii w scenariuszu, żeby dobrze się bawić.

Dostajesz dwie godziny czystej akcji – bez rozczulania, bez żartów na siłę, bez udziwnień. Twardy bohater, prosta historia, konkretna rozróba. Wszystko w stylu: wchodzisz, bijesz, wychodzisz. A że robi to Jason Statham, to przynajmniej masz gwarancję, że nawet jeśli fabularnie to średniak, to tempo i styl są zachowane.

Finał? Nie rewolucja, ale wygląda dobrze. Zmontowany z wyczuciem, z odpowiednią dawką emocji i bez nadęcia. Taki, po którym możesz powiedzieć: „Okej, było warto”. I czasem tyle wystarczy.

Amazon Prime Video – film dostępny już teraz.

Piotr Małek
Piotr Małek
Piotr Małek – twórca Ekranomanii 🎬 Gadamy tu o filmach na luzie, jak przy kawie. Kocham kino, futbol i rodzinne seanse.
Newsy o kulturze

Przeczytaj także

Zostaw komentarz

Wprowadź swój komentarz
Wprowadź swoje imię

Dodaj do kolekcji

Brak kolekcji

Tutaj znajdziesz wszystkie wcześniej stworzone kolekcje.