Panorama Śląska
Z okładki książki Wędrowiec śląski spoziera na nas fragment obrazu autorstwa samego Henryka Wańka. Jest to jednak tylko jakaś część Silesiae descripti, a nie całość. Oczywiście, patrząc z praktycznej strony, ciężko byłoby użyć całego dzieła. Jest to jak najbardziej jasne. Ze strony bardziej metaforycznej, pokazuje nam to, że w podróży powinniśmy skupić się tylko na tej części Śląska, do której zaprasza nas pisarz. Wszechobecne huty czy kopalnie należy zostawić za sobą. Choć ich gmachy tworzyły historię tego regionu, w tym momencie nie są nam, jako czytelnikom, do niczego potrzebne. Tu już może dla większości pojawić się Śląsk tajemniczy, niepoznany. Leśne zaułki, tereny górskie oraz pomniejsze miasteczka nie są planem zwyczajowej wycieczki. A jednak warto się tu wybrać, zapewnia autor. Szczególnie, gdy się Śląska w ogóle nie zna. Obraz Henryka Wańka jest więc nie tylko portalem, ale także projekcją widoków, które on sam odwiedził zobaczył. Rzecz jasna, widok to za mało. Bo to wszystko trzeba też pojąć.
Organizator wyprawy
Wędrowiec śląski to zbiór esejów, które powstawały na przestrzeni aż trzydziestu lat! Jest to niezwykle dużo, lecz pozwalana dokładniejsze połączenie ze sobą treści zawartych w książce. Możemy ją traktować jako wykład monograficzny. Nie nazwałbym narratora przewodnikiem – oznaczałoby to, że nauczył się pewnych zgrabniejszych formułek na pamięć, w celu bajerowania turystów. Jest on raczej wędrowcem-nauczycielem. Obcuje z miejscami, do których prowadzi. Ma z nimi personalną więź – niektóre z nich nazywa po swojemu. Rzecz jasna, nadal ma w sobie cechy kogoś uczonego, kto z pasji przekazuje wiedzę dalej, choć wciąż w trybie bardziej osobistym. Forma esejów pozwala na dygresje, elementy komiczne czy ironiczne. Takie przeskakiwanie między tematami nie jest nigdy błądzeniem. Bynajmniej – służy rozszerzeniu naszego zakresu widzenia. W końcu narrator doświadczył więcej niż my. I to też on zaplanował tor tej wyprawy.
Primo veto
Książka Wańka nie jest przewodnikiem turystycznym pokazującym mniej znane miejsca. Jak już zostało wspomniane, zbiór esejów ma na celu ukazanie znaczenia Śląska mistycznego (choć nie da się ukryć, że to nadal może być intrygująca ciekawostka do zobaczenia na własne oczy), pełnego nieścisłości. Przejawiają się one już przez toponimię, która na Śląsku przechodziła przez wiele stadiów rozwoju. Niegdysiejszy Frankenstein zamienił się w Ząbkowice Śląskie. Dopiero w 1946r. Reichenbach przemianowuje się na obcy Dzierżoniów. Nawet gargantuiczną Ślężę próbowano przetransformować w Sobótkę. Wszystkie te działania były zgodne z paradygmatem ideologii Polaków, aby „odniemczyć” te tereny – nie tylko metaforycznie, ale też i dosłownie. Zapomniano jednak, że jest to część dziedzictwa kulturowego. Wiele wymienionych miejsc, zupełnym przypadkiem, według posiada w sobie coś mistycznego. Ciężko stwierdzić, czy również i władający w tamtych czasach to zauważyli. Być może uznali ich moc za zagrożenie?
Widok ze Ślęży
Śląsk u Henryka Wańka nie jest ofiarą. Jest po prostu miejscem, które hipnotyzuje, a także wywołuje różne niezwykłe zdarzenia. Taki mistyczny obraz można też odnaleźć w wyjątkowej twórczości Olgi Tokarczuk czy klasycznej powieści Mary Shelley – Frankenstein. W końcu to wspomniane miasto i tragiczne wydarzenia zainspirowały młodą pisarkę do stworzenia książki, która wyprzedziła swoje czasy. Wędrowiec śląski wspomina losy alchemików i okultystów, zafascynowanych mrokami tych terenów. W końcu także wielka matka Ślęża (uznawana za źródło nazwy Ślązaków) nęciła pogan. Przeszkadzała bogobojnym chrześcijanom i wprowadzała ich w stan niepokoju. Wzywała do siebie takich ludzi jak Angelus Silesius, którzy potem zatrzęśli światem mistyków. O tym dziedzictwie często zapominamy, bądź nie wiemy. Czasem, jak w przypadku Frankensteina, w ogóle to odrzucamy. Nie uczymy się o tym w szkole, bo jest to poza kompetencjami szkolnictwa. Henryk Waniek dzieli się swoją wiedzą tajemną. Zaprasza do spojrzenia na ten przedziwny świat swoimi oczyma.