ŻYCIORYS POLSKIEGO DISNEYA
Każdy Polak przynajmniej raz w życiu słyszał o Koziołku Matołku. Gdybyśmy jednak zapytali, kim jest jego twórca, prawdopodobnie nie doczekalibyśmy się odpowiedzi. Głupio mi to przyznać, ale sama nie miałam pojęcia, kto stoi za pomysłem na tę popularną postać. Na wykładzie o ilustratorach, na którym byłam w ramach zajęć, prowadzący może wspomniał słowem o Walentynowiczu, ale nie poświęcił mu wystarczająco dużo czasu, by to nazwisko zostało w mojej głowie. To tylko potwierdza smutny fakt, że ten wszechstronny rysownik został zapomniany. Reporter Marek Górlikowski podjął wobec tego próbę ocalenia go od niepamięci. I świetnie mu się to udało. Owocem jego starań jest właśnie Ilustrator.
ŻYCIE W PIĘCIU AKTACH
Ilustrator podzielony został na pięć części. Każda opowiada o innym aspekcie życia artysty. W pierwszej autor opisuje pochodzenie oraz wczesne lata życia rysownika. Dowiadujemy się między innymi, że artysta pochodził z litewskiego rodu Walentynowiczów, ale urodził się w Sankt Petersburgu. W tych rozdziałach przedstawiane są jego pierwsze doświadczenia wojenne oraz historia edukacji (co ciekawe, trzy razy przez wojnę przerywał studia). Druga część poświęcona jest bardziej jego artystycznej działalności. Dowiadujemy się choćby tego, jak doszło do powstania Koziołka Matołka oraz innych komiksowych postaci, na przykład małpki Fiki-Miki. Trzecia zaś traktuje o jego podróżach dookoła świata. Za pieniądze z rysunków Walentynowicz mógł odwiedzić wiele krajów – Maroko, Egipt, Tunezję, Amerykę, Kanadę, Japonię czy Chiny. Górlikowski dołącza zdjęcia z tych wypraw – Walentynowicz fotografował głównie ludzi. Czwarta część to opis jego życia podczas drugiej wojny światowej, którą spędził poza Polską. Ostatnia traktuje o latach powojennych – powrocie do ojczyzny oraz działalności artystycznej aż do śmierci.
Z DBAŁOŚCIĄ O DETALE
Każda część biografii jest niezwykle szczegółowa, nawet pierwsza, choć najkrótsza. Widać, że autor poświęcił bardzo dużo czasu, by zebrać wszystkie te informacje w całość. Nie tylko wykorzystał materiały powszechnie dostępne, lecz także dotarł do prac dotąd niepublikowanych i opisał nieznane fakty z życia Walentynowicza. W dodatku przedstawił czytelnikowi tło polityczne, społeczne, kulturowe ubiegłego wieku. Ilustratora nie można więc uznać wyłącznie za portret Walentynowicza – to portret okresu wojen oraz przemian, w którym przyszło mu żyć. Dzięki temu w trakcie lektury łatwiej można wszystko sobie wyobrazić i odnaleźć się w tej przestrzeni czasowej. To wyprawa nie tylko przez życie artysty, ale też ukazanie rzeczywistości sprzed wieku.
NIE TYLKO ILUSTRATOR
Nawet jeśli ktoś pamięta Walentynowicza, to zapewne tylko od jednej strony – że tworzył ilustracje dla dzieci. Tymczasem zajmował się on praktycznie wszystkim – tworzył akwarele, grafiki, karykatury, komiksy, reportaże, książki, a nawet obrazki +18. Nie można tego artysty zaszufladkować, ale nie można też postrzegać wyłącznie jako uzdolnionego graficznie. W latach młodości był żołnierzem, walczył np. w wojnie polsko-bolszewickiej. W późniejszym czasie odbył wiele podróży, co udokumentował, a podczas II wojny światowej został korespondentem wojennym. Górlikowski nie ogranicza się do pokazania Walentynowicza tylko jako ilustratora, choć tytuł biografii mógłby na to wskazywać.
CZYTAŁAM GŁÓWNIE DLA KOZIOŁKA
Doceniam, że autor ukazał Walentynowicza jako wszechstronnie utalentowanego, ale moim zdaniem najciekawszą częścią była właśnie druga, ta traktująca w głównej mierze o działalności artystycznej. Wciągnęłam się od momentu opowieści o Koziołku Matołku, czyli tak naprawdę tego, na co najbardziej liczyłam, sięgając po tę biografię (gry mojego dzieciństwa są między innymi właśnie z nim). Mamy dokładny opis powstania tej ikonicznej postaci, a także kilka kadrów z komiksu czy streszczenia, tak byśmy wiedzieli, o czym były te oryginalne historie. Walentynowicz ilustrował również baśnie braci Grimm – jestem miłośniczką baśni, ich retellingów, więc to dla mnie istotna informacja.
CZY WARTO Z NIĄ ZACZĄĆ?
Muszę przyznać, że dość dużo czasu zajęła mi lektura Ilustratora. Ma jak dla mnie wysoki próg wejścia – musiałam wgryźć się w styl autora, przyzwyczaić do mnogości różnych nazw, osób. Były ciekawsze rozdziały, przez które błyskawicznie płynęłam, przy innych natomiast przerywałam czytanie i wracałam po przerwie. Nie jestem obyta z biografiami, więc może stąd to wynika. Nie polecałabym jej raczej, jeśli dopiero zaczynacie przygodę z tego typu literaturą. Dla porównania – chociaż biografia Madonny, również od wydawnictwa Znak, liczyła ponad tysiąc stron, sprawnej przez nią szłam niż przez Ilustratora. Nie obniżam jednak za to znacząco oceny – to kwestia indywidualna i inni czytelnicy mogą mieć zupełnie inne doświadczenie pod tym względem.
PODSUMOWANIE
Ilustrator to pozycja obowiązkowa dla wszystkich miłośników historii sztuki oraz komiksów. Dzięki Górlikowskiemu Walentynowicz ma szansę pozostać z nami na dłużej. Biografie takich zapomnianych twórców są potrzebne bardziej niż tych popularnych. W ten sposób nie zostaną wymazani z kart historii. Warto ratować od niepamięci tych artystów, którzy sami nie mogą już dotrzeć do odbiorców, i wspierać ludzi stojących za takimi inicjatywami jak Ilustrator.
Wydawnictwo Znak wydaje wiele ciekawych biografii, które dla Was recenzowaliśmy. Sprawdźcie biografię Anny Jantar.