Jedyne prawdziwe miłości okazały się czymś nieco innym, niż spodziewałam się po opisie. Ale nie bójcie się. Mogę złożyć obietnicę na mały paluszek, że to, co kryje się we wnętrzu tej historii, urzeknie was w niewyobrażalny sposób!
Taylor Jenkins Reid skradła serca czytelników już dzięki swoim wcześniejszym książkom. W przypadku Jedyne prawdziwe miłości nie mogło być inaczej. Dla zainteresowanych – możecie obejrzeć film na podstawie tej historii!
Jego oczy są w kolorze ciepłego brązu
Wyobraźcie sobie, że czytacie książkę, którą każdy chwali, poleca. Spodziewacie się wielkiego „bum”, że od pierwszego wrażenia się w niej zakochacie. Jednak kiedy otwieracie historię na pierwszej stronie i z uwagą oraz ekscytacją wczytujecie się słowa, nagle dopada was zawód. Dlaczego? Bo pierwsze, z czym się spotykacie, to nie akcja, która ma was wkręcić w powieść i sprawić, że nie będziecie mogli się od niej oderwać. To nawał niepotrzebnych informacji, które nudzą!
Pierwszą rzeczą, o jakiej myślę, otwierając książkę, nie jest to, jak dokładnie każda z postaci wygląda. Bo jak podanie kilku drobnych informacji, wplecionych w luźny opis jest okej, tak dokładne opisanie każdego bohatera mija się z celem. Zwłaszcza na pierwszych stronach książki.
Skojarzyło mi się to z moją książką, którą pisałam, gdy miałam z dziesięć lat: „Hej, mam na imię XYZ, mam dwanaście lat, brązowe włosy, zielone oczy. Jestem całkiem wysoka i chuda”.
Niestety, Jedyne prawdziwe miłości nie zrobiły na mnie dobrego pierwszego wrażenia i dalej czytałam z dużą niechęcią. Postanowiłam dać jej jednak szansę.
Cofnijmy się
Początkowo myślałam, że ta książka będzie nieco w innym formacie. Pozytywnie zaskoczyło mnie to, jak dużo scen autorka przywołała nam z młodości trzech głównych bohaterów – Sam, Jesse’a i Emmy. Spodziewałam się, że będzie się skupiać na już dorosłym życiu. Od momentu gdy Jesse i Emma są już małżeństwem.
Bardzo podobała mi się pierwsza połowa książki. Autorka skupiła się nie tylko na relacji Sam-Emma-Jesse, ale pokazała też, jak wyglądała relacja głównej bohaterki z siostrą. Dużo wstawek z młodzieńczych lat pozwalaczytelnikowi poznać i polubić postacie. Dzięki temu w dalszej części powieści lepiej odczuwa się emocje, które czują bohaterowie.
Setki wylanych łez
Nie da się ukryć, że Jedyne prawdziwe miłości to powieść, przy której nie da się nie płakać. Koniecznie zaopatrzcie się w chusteczki, bo jestem pewna, że nawet największy twardziel uroni choć łzę.
Autorka świetnie opisuje to, co odczuwają bohaterowie. Jest to do bólu prawdziwe. Dosłownie do bólu! Moje serce niemal cały czas kołotało z emocji!
Porównanie do filmu
Nie mogłam nie obejrzeć filmu na podstawie tak genialnej książki. Jednak to dwie różne rzeczy. Kiedy powieść wywarła na mnie ogromne wrażenie, mimo słabego początku, ekranizacja nie dość, że jest najgorszą ekranizacją książki, jaką widziałam, to chyba w ogóle jest najgorszym filmem, jaki przyszło mi kiedykolwiek oglądać! Zero uczuć i chemii między bohaterami, zero dopasowania do wyglądu, no i słabe emocje. Pominięcie całości młodzieńczych lat, których w książce nie zabrakło. To właśnie nie pozwoliło mi się wczuć w ich dorosłe życie, na którym skupiał się film.
Więc jeśli sięgnięcie po książkę i zakochacie się w niej tak bardzo jak ja: nie oglądajcie filmu, zaufajcie mi. Półtorej godziny, które spędzilibyście przed ekranem, moglibyście spożytkować lepiej, na przykład na ponowne przeczytanie tej niesamowitej powieści.
Przeczytaj recenzję najzabawniejszej książki roku!