Jesteś moim zawsze to wzruszająca i szczera książka autorstwa M. Leighton. Wydana w 2017 roku przez wydawnictwo FILIA. Od prologu wiedziałam, że powieść poruszy każdą cząstkę mojej duszy, nie da zasnąć, spędzając z powiek sen. O prawdziwym znaczeniu życia. O sile i wytrwałości. Miłości większej i trudniejszej, niż byłabym w stanie pojąć.
SŁÓJ PEŁEN WSPOMNIEŃ
Helena i Nathaniel Grant to małżeństwo idealne. Kochające, wyrozumiałe i szczere. Poznajemy ich przed ich trzymiesięczną podróżą do Europy, do której kobiecie pomaga się przygotować sąsiadka – Nissa. Autorka wlewa w czytelnika każdą kroplę miłości swoich bohaterów – do siebie, świata i życia. Jest w tym mnóstwo uroku, lekkości i niepokojącego smutku, który chowa się w szafie pełnej problemów i niewypowiedzianych na głos trosk.
O tym, że Lena umiera, dowiadujemy się niemalże na początku. I to nie łamie serca. Nie dusi przy każdej kolejnej stronie. Nie przeraża za każdym razem, gdy ten temat jest poruszany. Nawet nie zaskakuje.
To, co najbardziej porusza w tej książce, jest niedostrzegalne na pierwszy rzut oka, a zaczyna się od pustego słoja pełnego wspomnień.
DOBRANOC ŚWIETLIKI, PRZYLEĆCIE ZNÓW RANO
Lena dorastała w towarzystwie tragedii i śmierci. Nowotwór odebrał jej siostrę i ojca. Matka odsunęła się od niej i pozostała w cieniu depresji. Mimo to jest zdecydowaną i energiczną kobietą, której siły dodaje mąż. Jest obecny w każdej chwili, pomagając jej zapełnić słój świetlikami.
Kołysanka, jaką recytował małej Lenie ojciec, staje się dla niej modlitwą.
Te wspomnienia są niezwykle ważną częścią. Jesteś moim zawsze, bo stanowią prawdziwą istotę miłości bezgranicznej, która przetrwa nawet śmierć. Lena widziała umierającego ojca, który mimo swojego stanu, co noc łapał z nią świetliki. Bezustannie powtarzając dobranocny rytuał, aż do dnia jego odejścia. Helena zasypiała każdej letniej nocy, tulona kojącym światłem ze słoika, lecz nie z nadzieją, że następny dzień będzie taki sam. Każdego dnia bała się, że ten jest tym ostatnim i dzięki temu nauczyła się cenić każdą ulotną chwilę. Tak jak jej ojciec czule i starannie przygotowywał ją na dzień, w którym odejdzie, tak Lena robiła to samo dla swoich bliskich. Z zawziętością i humorem dopilnowała, by ostatnie chwile jej życia były słodko-gorzkie.
Nate jest gotów na każde poświęcenie by zostać przy żonie i dodawać jej otuchy, jednocześnie mając wsparcie ukochanej. Początkowo spodziewałam się, że z powodu jego miłości do Leny będzie próbował przekonać ją do leczenia i walki o dłuższe życie, co poskutkowałoby kłótniami. Okazał się jednak wyrozumiały i dojrzale zaakceptował wolę Leny. W ich związku nie było czasu na sprzeczki. Brakowało miejsca na gniew. Strony książki wypełniały szczere, momentami przesycone miłością uczucia.
MIŁOŚĆ IDEALNA
Styl autorki jest poetycki i obrazowy, co wdać w elementach świata przedstawionego, który cudownie współgra z narracją pierwszoosobową. Jednak czasem ma w sobie powtarzalność, która momentami może lekko znudzić. Wertując kartki, czytałam o ogromnej miłości i miałam pewność, że w iluzji szczęścia bohaterów nie ma mowy o konfliktach. A nawet jeśli te się pojawiają, ich pożar szybko gaśnie. Bo Lena i Nate nie mają czasu na sprzeczki. To lekko burzy ich naturalność na tle innych postaci. I choć ogółem są dobrze wykreowani, wypełniają każdą stronę, zostawiając mało miejsca innym postaciom drugoplanowym, choćby przyjaciółce z sąsiedztwa, Nissie. Kobieta jest obecna przy trudnych chwilach, tak samo wspierająca, jednak nie miałam pełnego obrazu jej uczuć, przez co dysonans między nią a Leną był bardziej widoczny.
TANIEC NAD PRZEPAŚCIĄ
Emocji jest dużo. I pomimo smutnego motywu przewodniego, bardzo łatwo przychodziło mi śmianie się wraz z bohaterami podczas ich kokieteryjnych dialogów czy szalonych pomysłów, na które wpadali, by oderwać się od rzeczywistości. Małżeństwo mimo czterdziestu wiosen wciąż miało w sobie nastoletniego ducha i rozczulającą ochotę do figlarnych konwersacji na temat zgrabnego tyłeczka Nate’a. To wszystko okraszone słodko-gorzkim klimatem sprawia, że książka ma wielowymiarowe znaczenie. Balansując na skrajnych uczuciach, potrafi zachwycić swoim smutkiem i rozbawić frywolnością.
Nie brakowało też namiętności. Czystej i nienachalnej. Relacja głównych bohaterów jest pełna wręcz desperackiej gonitwy za czasem, który Bóg im odebrał w zamian za coś innego. Za możliwość wypełnienia słoika świetlikami.
I właśnie ten zwykły, szklany przedmiot, pojawiający się w historii jako symbol uczuć, stał się nadzieją. Dla Leny, dla Nathaniela, dla czytelnika. To właśnie ten motyw przewodni, który zamyka powieść w cudownej klamrze kompozycyjnej i wydobywa tak skrajne emocje, jest głównym powodem, dla którego warto przeczytać Jesteś moim zawsze.
KRĄG ŻYCIA
M. Leighton dopilnowała, by jej czytelnicy byli gotowi na ból straty. By nauczyli się docenić życie, które może wymknąć się z naszych rąk w każdej chwili. Ponieważ nigdy nie wiemy, kiedy przyjdzie nam pożegnać kogoś bliskiego, musimy czerpać z życia garściami, celebrując każdą szczęśliwą chwilę i nigdy nie przestawać gonić za świetlikami.
Śmierć może być częścią naszego istnienia, ale nigdy nie będzie częścią naszych serc, naszych dusz.
Jesteś moim zawsze to książka symbolizująca życie. Jest bolesna, szczera i piękna. Krąg, jaki zatacza od pierwszej do ostatniej strony, jest życiem, które rodzi się w szczęśliwym cierpieniu i umiera w bolesnej nadziei.
Lubisz trudną tematykę w lekkiej otoczce? Zapraszamy na recenzję Znajdź mnie. Teraz.