Strona głównaRecenzje książek i komiksówFantastyka, sci-fi, horror„Kiry”, czyli krótka opowiastka o wojnie bogów

„Kiry”, czyli krótka opowiastka o wojnie bogów

Czasami mamy do czynienia z książkami, które przerosły autora. Pisarze rzucają się na materiały, z których czerpanie to ogromna sztuka, a nie każdy jest w stanie tego dokonać. Niestety, wierzenia pogańskie okazały się zbyt ciężkie do udźwignięcia dla Anny Madejak, co odbija się na jakości jej powieści.

Jeśli chodzi o rynek wydawniczy, trudno o dobrą książkę na temat mitologii nordyckiej czy innych pogańskich wierzeń. Dlatego niezmiernie się ucieszyłam, kiedy przeczytałam opis tej powieści. Dzieło Anny Madejak pod tytułem Kiry zapowiadało fantastyczną zabawę związaną z moimi ulubionymi mitami. Jak jednak oczekiwania miały się do rzeczywistości?

Bogowie wracają, kiedy ktoś znowu zaczyna w nich wierzyć

To hasło towarzyszy nam przez całą historię. Wiele razy pojawia się w narracji lub wypowiadają je bohaterowie. Tak naprawdę wokół tego kręci się cała fabuła. Bóstwa pogańskie wszelkiej maści – od nordyckich po słowiańskie – schodzą na ziemię i zaczynają swoją wojnę. Walczą o wielką stawkę: kto na zawsze zostanie w pamięci ludzi, a o kim wspomnienia przepadną.

W związku z tym poznajemy wiele postaci, od Odyna po huldry. Historia opowiedziana jest z różnych perspektyw, przez co bardzo łatwo można się pogubić w przedstawionej nam rzeczywistości. Wszystko jest niejasne, trudno zrozumieć, na czym skupia się fabuła i co oznaczają niektóre słowa wypowiadane przez bogów. Kiry nas zadziwiają, ale nie w pozytywnym sensie, ponieważ nic nie jest wyjaśnione przez autorkę. Nie dostajemy nawet żadnego wprowadzenia.

Postacie i ich zachowania

Bohaterowie robią straszne głupstwa – zdradzają swoje sekrety byle komu czy podejmują wyzwania, które od początku są skazane na porażkę. Przez to nie da się ich prawdziwie polubić. Nie dość, że dostajemy niewiele opisów ich charakterów i zachowań, to jeszcze z każdym bezsensownym czynem irytują nas coraz bardziej.

Poza bóstwami w powieści występują ludzie, nieliczni oraz naiwni. Dają sobą manipulować i tak naprawdę tylko wypełniają rozkazy. Z tego, co możemy wyczytać w opisie, głównymi bohaterami są Adam i Ewa, ale z fabuły to nie wynika. Odgrywają pewną rolę, ale nie powiedziałabym, że największą, a w całej książce pojawiają się o nich jedynie trzy wzmianki. Ponadto Ewa zachowuje się, jakby kompletnie się pogubiła. Nie ma żadnego logicznego powodu, dla którego mogłaby postępować tak, a nie inaczej. Podczas lektury niekiedy odnosiłam wrażenie, że straciła rozum.

Ulubione słowa

Zwrócę uwagę też na to, ile razy w tej krótkiej powieści zostało użyte słowo pożądanie bądź jego synonimy. W historii Madejak wszyscy cały czas pożerają się wzrokiem lub chcą do siebie zbliżyć. Rozumiem tę część fabuły, ale nie może ona zastąpić wszystkich wydarzeń, a tego typu narracja jest prowadzona na prawie każdej stronie. Zrozumiałe jest to, że bogowie przyciągają ludzi swoją atrakcyjnością, ale nie musimy cały czas czytać właściwie o tym samym.

Jeśli chodzi o ulubione słowa, autorka ma jeszcze jedno. Mianowicie osobliwy. Pojawia się ono w każdym możliwym opisie, jakby wszystko, co otacza bohaterów, wszystko, co robią i mówią, było dziwaczne i przyciągające uwagę. Tak częste używanie tego zwrotu pozbawiło go jego siły, stracił on na znaczeniu. Nic nie jest niespotykane, kiedy opisuje się w taki sposób co drugie drzewo i niemal każdą wypowiedź.

Brak konsekwencji

Jestem nieco zorientowana, jeśli chodzi o mitologię nordycką, gdzie Lokiego określa się jako brata krwi Odyna. Większości z nas znana jest również druga interpretacja – przytoczona w filmach Marvela – w której ukazuje się go jako brata Thora. Nie przeszkadza mi użycie którejkolwiek z tych wersji, ale autorka na pierwszych stronach posługuje się pierwszą, na kolejnych używa już drugiej. Jest to rażący brak konsekwencji, nie powinien nigdy nastąpić. Odbiera przyjemność z lektury, szczególnie kiedy ktoś ma choćby niewielką wiedzę na ten temat.

Język

Już od samego początku poraziło mnie, jak płasko został opisany świat i bohaterowie. Przez to czytelnik nie ma szansy poczuć się jak uczestnik wydarzeń i Kiry nieprzyjemnie się czyta. Powieść nie wciąga tak, jak by mogła. Według mnie całość jest zmarnowanym potencjałem. Sam pomysł zapowiadał się fenomenalnie, lepiej poprowadzony mógłby odbić się echem na rynku wydawniczym i odnieść ogromny sukces. Niestety, książka tak pokracznie i kanciasto napisana, bez polotu i wartkiej akcji, nie przyciągnie uwagi.

Oprawa graficzna

Powieść opatrzona jest obrazkami. Nie umilają jednak lektury. Całość prezentowałaby się znacznie lepiej bez ilustracji. Za to okładka jest przepiękna, klimatyczna, zaprasza do lektury, której niestety daleko do miana cudownej. Z jednej strony obrazki wyglądają jak dla dzieci, cała książka również jest w taki sposób napisana, ale fabuła i niektóre sceny nie nadają się na bajkę. Co Kiry miały przedstawiać i o co w nich chodzi? Nie wiem.

Na koniec

To tak naprawdę płytka opowiastka o wojnie bogów, która nie wnosi nic nowego do literatury. Jest nudnawa, niezrozumiała, zbyt tajemniczo poprowadzona, żeby czytelnik, szczególnie nieobyty z wierzeniami wykorzystanymi w książce, połapał się. Autorka próbuje wykorzystać każdą możliwą okazję na wykazanie się wiedzą, której oczywiście jej nie odmawiam. Robi to jednak w tak nieumiejętny sposób, że całość zamienia się w bełkot i nie sprawia przyjemności. Dlatego Kiry nie są godne polecenia komukolwiek. Ciekawy pomysł niestety stał się zmarnowanym potencjałem.

Serdecznie dziękuję wydawnictwu Novae Res za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


Serdecznie zapraszam do przeczytania naszej recenzji Między światłem a ciemnością.

Newsy o kulturze

Przeczytaj także

Zostaw komentarz

Wprowadź swój komentarz
Wprowadź swoje imię

Dodaj do kolekcji

Brak kolekcji

Tutaj znajdziesz wszystkie wcześniej stworzone kolekcje.