Niech żyje zło autorstwa Sarah Rees Brennan to powieść fantasy, która w oryginalny sposób eksploruje motyw przenikania się światów, rzeczywistego i fikcyjnego. Choć okładka bardziej nawiązuje do baśniowej części powieści, jest przepiękna! Dzięki niej czytelnik może wczuć się w klimat książki, jeszcze zanim ją przeczyta!
FABUŁA
Rae, główna bohaterka, to młoda dziewczyna, która zmaga się z ciężką, nieuleczalną chorobą, co znacznie ogranicza jej możliwości w realnym świecie. Życie codzienne, pełne bólu i ograniczeń, sprawia, że Rae ucieka w świat literatury fantasy, który staje się jej schronieniem i pasją. W szczególności fascynują ją postacie antagonistów jej ulubionej serii – „Czasu Żelaza”. Rae widzi w nich coś więcej niż zło – są dla niej symbolem niezłomności i walki z przeciwnościami, które sama dobrze zna.
Rae po niespodziewanym spotkaniu z pewną dziwną kobietą, budzi się w świecie swojej ulubionej serii książek. Co więcej, wciela się w rolę jednej z najbardziej ikonicznych postaci – Lady Raheli, przebiegłej, charyzmatycznej antagonistki.
Dla Rae to nie tylko szansa na przeżycie przygody życia, ale także ogromne wyzwanie. Jej celem jest zdobycie kwiatu, który zdoła wydostać ją z sideł śmierci w rzeczywistości. Czy uda jej się zabłysnąć w fikcyjnym świecie, gdzie jej postać skazana jest na porażkę?
Przeczytaj również: Szamanka od umarlaków – recenzja książki Martyny Raduchowskiej
BUDOWA ŚWIATA PRZEDSTAWIONEGO
Nie jestem fanką książek fantasy. Zazwyczaj światy przedstawione w takich powieściach są bardzo rozbudowane, mają wielu bohaterów i całe mnóstwo artefaktów. W Niech żyje zło jest podobnie – na początku ciężko było mi się połapać, kto jest kim, ponieważ każda postać prócz imienia ma także przydomek. Autorka używała ich zamiennie, co wprowadzało chaos na pierwszych stronach. Od razu również przystąpiła do opisu świata „Czasu Żelaza”. Wiele miejsc, które mają konkretne znaczenia, artefakty o magicznych właściwościach, trwające konflikty między dobrem a złem (a może złem i złem?) i oczywiście uniwersalny język bohaterów… To wszystko namieszało mi w głowie.
Pomimo początkowych trudności stwierdzam jednak, że autorka z powodzeniem stworzyła barwny i wręcz namacalny świat fantasy, pełen intryg politycznych, niebezpiecznych sojuszy i magicznych istot.
STYL I NARRACJA
Mimo tak rozbudowanego świata i szczegółów, na które czytelnik musi zwrócić uwagę, opisy miejsc nie dominowały i nie przytłaczały swoją długością. Narracja była prowadzona w umiejętny sposób. Mogliśmy poznać perspektywy różnych bohaterów za sprawą wszystkowiedzącego narratora. Czytając, ma się wrażenie, że płynie się przez powieść, bo styl autorki jest lekki i przyjemny w odbiorze.
Do tego połączenie królewskiej powagi ze współczesnym humorem stworzyły idealny duet. Nie mogłam wyjść z podziwu, że te dwa aspekty tak dobrze się ze sobą przenikały.
Przeczytaj również: Kruche nici mocy – powrót w dobrym stylu – recenzja książki V.E. Schwab
PODSUMOWANIE
Niech żyje zło należy do niewielkiej liczby powieści fantasy, które przeczytałam z taką przyjemnością. Brennan umiejętnie połączyła elementy dramatu, humoru i akcji, tworząc dynamiczną i wciągającą opowieść. Narracja była lekka, z licznymi zwrotami akcji, co sprawiało, że książka pochłonęła mnie bezgranicznie. Dodatkowo podobał mi się motyw dobra i zła, a raczej jego brak. W tej powieści bohaterowie mają mocne i słabe strony; nikt nie jest czarno-biały, co urzeczywistnia świat przedstawiony i nadaje fabule wyjątkowy charakter.
A może wolisz obejrzeć film z motywem magii w tle? Koniecznie sprawdź recenzję Wicked!