– Reklama | Treść partnera –
14. Dni Psychologii pod patronatem Writeratu
– Koniec treści partnera –
Strona głównaPublicystykaFelietonyKrólewna Śnieżka – czyli jak Disney robi wszystko, żeby widzowie nie przyszli...

Królewna Śnieżka – czyli jak Disney robi wszystko, żeby widzowie nie przyszli do kina

Kiedyś Disney robił filmy, które ludzie kochali. Klasyki, które oglądało się z pokolenia na pokolenie. Teraz? Nowa Śnieżka, która wchodzi do kin 21 marca, to kolejny dowód na to, że studio bardziej interesuje się „ulepszaniem” starych historii niż tworzeniem nowych. A widzowie? No cóż… rekordowa liczba negatywnych ocen zwiastuna mówi sama za siebie.

Pamiętacie czasy, kiedy bajki Disneya były proste? Piękne księżniczki, czarne charaktery, morał, który był jasny i klarowny. Te czasy najwyraźniej minęły. Nowa Śnieżka, która wchodzi do kin już w piątek, 21 marca, to kolejny przykład na to, jak Hollywood bawi się w „ulepszanie” klasyki na siłę.

Nie mamy już klasycznej Śnieżki, nie ma klasycznej historii, ba – nawet samo imię bohaterki dostało nowe znaczenie! Bo w tej wersji nie jest „białą jak śnieg”, tylko nazwano ją tak, bo podczas jej narodzin padał śnieg. No ręce opadają. Co będzie następne? Pinokio, który nie jest drewnianym chłopcem, tylko aktywistą walczącym z wycinką lasów?

Po co zmieniać klasyki, skoro można stworzyć coś nowego?

I żeby była jasność – nikt nie mówi, że w kinie nie ma miejsca na różnorodność. Wręcz przeciwnie! Ale zamiast wymyślać nowe historie, nowe postacie i nowe światy, Hollywood coraz częściej bierze to, co już istnieje, przerabia na siłę i wciska widzom jako „nowoczesną wersję klasyki”. A przecież da się inaczej. Da się tworzyć coś świeżego i oryginalnego, bez poprawiania tego, co działało przez dekady.

Przykłady? Oto filmy, które pokazały, że można stworzyć oryginalne historie i zrobić to dobrze:

Brokeback Mountain (2005) – historia dwóch kowbojów, która poruszyła widzów na całym świecie i zdobyła 3 Oscary.

Call Me by Your Name (2017) – subtelna opowieść o pierwszej miłości, która przyniosła twórcom ogromne uznanie i Oscara za scenariusz.

Moonlight (2016) – historia o tożsamości i dorastaniu, która zgarnęła Oscara za najlepszy film.

Carol (2015) – pięknie nakręcony romans, który otrzymał 6 nominacji do Oscara i był hitem artystycznym.

Co łączy te filmy? Nie były remake’ami. Miały swoje własne historie, własnych bohaterów i autentyczność, której ludziom nie trzeba było wciskać na siłę.

A co robi Disney? Bierze klasykę, zmienia wszystko i udaje, że to coś świeżego.

Więc jeśli ktoś pyta, dlaczego ludzie narzekają na ten film, to odpowiedź jest prosta: to już nie jest Królewna Śnieżka.

Disney uczy się od Netfliksa, czyli jak strzelić sobie w stopę

Disney nie jest pierwszym studiem, które próbuje forsować zmiany na siłę i udaje, że to widzowie są problemem.

✔ Netflix próbował tego samego z kreskówką CoComelon Lane, gdzie kilkuletni chłopiec przebiera się w dziewczęce ubrania, zachęcany przez parę gejów. Program był przeznaczony dla dzieci w wieku 2-3 lat. Efekt? Fala odwoływania subskrypcji.

✔ Bud Light zrobił podobny ruch, angażując do reklamy trans-aktywistę. Efekt? Największy spadek sprzedaży w historii firmy.

Mała Syrenka miała być hitem, ale nowa wersja okazała się przeciętna i box office nie powalił.

Czy Disney naprawdę myśli, że ich los będzie inny?

Śnieżka bez księcia – czyli po co w ogóle robić remake?

To trochę jakby robić nową wersję Romea i Julii, ale zamiast tragicznej miłości dali by im udany związek i dwójkę dzieci, bo „tragedie źle wpływają na psychikę młodzieży”. To już inna historia.

Rachel Zegler, odtwórczyni roli Śnieżki, sama przyznała, że oryginalna historia jej się nie podoba – więc po co gra w remake’u? To jakby zatrudnić kogoś do roli Supermana, kto twierdzi, że latanie jest przestarzałe i woli jazdę rowerem.

✔ Zła Królowa (Gal Gadot) jest teraz najlepszym punktem filmu – bo to jedyna postać, której nie przemodelowano na siłę.

✔ Widzowie są wściekli – zwiastun na YouTube (zobacz na końcu artykułu) zebrał ponad MILION negatywnych ocen. To nie przypadek.

Czy da się to jeszcze uratować?

Może Gal Gadot będzie tak dobra, że ludzie pójdą do kina tylko dla niej.

Może muzyka będzie świetna.

Może film okaże się lepszy, niż zwiastun sugeruje.

Ale jeśli Disney nie zacznie słuchać widzów, to kolejne produkcje mogą zaliczyć jeszcze większe wpadki. Bo ludzie chcą dobrych historii, a nie poprawiania klasyków na siłę.

Premiera: piątek, 21 marca. Pytanie tylko – czy ktoś jeszcze na to czeka?

Warto zobaczyć również : „The Electric State” – spektakularne widowisko bez duszy. Netflix serwuje sci-fi, które zachwyca wizualnie, ale rozczarowuje emocjonalnie

Malek Piotr
Malek Piotr
Nazywam się Piotr Małek i od paru miesięcy rozkręcam Ekranomanię, dzieląc się swoją filmową zajawką. Uwielbiam przypominać zapomniane perełki, analizować kultowe sceny i pisać o filmach tak, jakbym opowiadał o nich kumplowi przy kawie – na luzie, bez spiny i z humorem.Poza ekranem współpracuję ze szkółką piłkarską WM8, bo futbol to moja druga pasja. Prywatnie jestem mężem i tatą, który uwielbia dobre kino i rodzinne seanse.
Newsy o kulturze

Przeczytaj także

Zostaw komentarz

Wprowadź swój komentarz
Wprowadź swoje imię

Dodaj do kolekcji

Brak kolekcji

Tutaj znajdziesz wszystkie wcześniej stworzone kolekcje.