Autorka miała bardzo określoną wizję akcji
Dwór cierni i róż to klasyczne romantasy. Zostało napisane dla czytelnika nieco starszego, ale równie poważnego, co docelowy odbiorca Pięknej i Bestii. Treść jest przewidywalna, bohaterowie w większości zero jedynkowi, a świat kolorowy, acz dość brutalny. Autorka nadrabia przede wszystkim wątkiem romantycznym, który dominuje książkę, przystępnym językiem, dzięki któremu historię czyta się lekko i szybko oraz rosnącym tempem akcji. Odnoszę wrażenie, że wszystko sypie się, kiedy Maas nagina wszelką logikę oraz wykreowany charakter postaci i krainy tylko po to, by doprowadzić akcję do pewnego nieco oderwanego od fabuły punktu. W ten sposób pojawia się kilka niepotrzebnych scen, a zakończenie wypada dość blado. Wydaje się nieco wymuszone, daje natomiast pole do popisu drugiej części, której recenzja pojawi się na naszej stronie już wkrótce.
Co właściwie oferuje nam książka?
Główna bohaterka, Feyre, straciła wszystko oprócz rodziny. Mieszka z siostrami i ojcem w starej chacie, poluje, by cała czwórka nie umarła z głodu. Jej życie to ciągła walkę o kruche przetrwanie. Poświęca się w imię miłości do niewdzięcznej, samolubnej rodziny. Nigdy nie przestaje kochać i tęsknić za ludźmi, którzy w jej najtrudniejszych chwilach nie okazali jej wsparcia, nie pomogli czynem ani słowem. Bynajmniej nie jest to koniec toksycznych relacji Feyry. Dziewczynę dosięga zamiłowanie autorki do baśni o Pięknej i Bestii.
Wkrótce główna bohaterka zostaje zmuszona, by zamieszkać z niezwykle przystojnym elfem, który cierpi z powodu tajemniczej przypadłości. Jeśli pogodzimy się z faktem, że książka ta to przede wszystkim powoli, stopniowo rozkwitający romans, mamy szansę na przyjemną i szybką lekturę. Mogłabym polecić Dwór cierni i róż fanom Zmierzchu. Oczywiście będę bardzo zadowolona, jeśli w kolejnej części dowiemy się nieco więcej na temat świata przedstawionego, bohaterka wykaże się nieco większą bystrością, a potencjalne zagadki będą nieco mniej przejrzyste, ale widocznie nie jest to priorytetem dla autorki.
Bo Sarah J. Maas, podobnie jak Feyre, ma zupełnie inne cele
Świat przedstawiony ma w mojej opinii spory potencjał. Fae to rasa bardzo zróżnicowana pod względem wyglądu, kultury i zdolności. Ponadto magiczną krainę, oddzieloną od świata ludzi murem, zamieszkują także inne, śmiertelnie niebezpieczne, tajemnicze istoty. Pojawiają się one losowo. Nikt nie tłumaczy, ile jakich gatunków mieszka w mrocznych zakamarkach lasów, który z nich jest najniebezpieczniejszy, a który najbardziej pospolity. W zdobywaniu wiedzy na temat świata nie pomaga charakter bohaterki. Feyre wychodzi naprzeciw niebezpiecznym istotom bez „zbędnych” pytań. Z kolei, jeśli myśli o nauce czytania, to nie dlatego, że pragnie wycisnąć nieco informacji z imponującej biblioteki. Braki w edukacji Feyre i jej zmagania z czytaniem przywodzą mi na myśl Borę, główną bohaterkę książki Jeleni sztylet.
Podsumowując
Dwór cierni i róż czyta się szybko i przyjemnie, dlatego uważam, że warto zaryzykować sięgnięcie po kolejną część. Widzę tu wiele otwartych wątków, które mogą rozwinąć się w interesujący sposób, wiele postaci, którym nie poświęcono jeszcze dość uwagi. Mam przeczucie, że kolejny tom może zupełnie zmienić moje spojrzenie na tę serię, która póki co stanowi dla mnie odstresowujące, proste czytadło.