POWRÓT NA STARE ŚMIECI
Od utworzenia Nowej Republiki minęło dziesięć lat. Nowy porządek nie potrwa jednak długo, gdyż Przywrócenie wraca, w dodatku silniejsze i gotowe wykorzystać swoją najdoskonalszą broń – białowłosą Rosabelle Wolff, dziewczynę o niezwykłych umiejętnościach, zabójczynię bez serca. Ale gdy napotyka ona na swej drodze Jamesa Andersona, wszystko zaczyna się komplikować. Bo chłopak jest zdeterminowany, by odnieść sukces tam, gdzie jego brat Warner poniósł porażkę – czyli obalić ostatecznie reżim Przywrócenia. A na to Rosabelle pozwolić nie może.
Dałam się nabrać, znowu
Jakiś czas temu skończyłam drugą trylogię i po tym miałam w głowie jedną myśl: czekałam na tę kontynuację latami, ale nie było warto, bo Mafi jednak nie udźwignęła tej historii. Podczas czytania tomów 4–6 odnosiłam wrażenie, że stoimy w miejscu. Mnóstwo słów, mało treści – tak to najlepiej można podsumować. Gdyby wyciąć dłużyzny i skupić się na samej fabule, której nie dostaliśmy zbyt dużo, całość spokojnie zmieściłaby się w jednym grubszym tomie. Chciałam tej kontynuacji, naprawdę na nią czekałam, ale po lekturze stwierdziłam, że może lepiej byłoby nie dostać nic zamiast takiego rozczarowania.
Wobec tego powinnam dać sobie spokój z tą historią. Nawet planowałam tak zrobić. Ale ostatecznie sięgnęłam po Obserwuj mnie, bo kocham te postacie i postanowiłam dać jeszcze jedną szansę tej serii. I nie żałuję, niemniej dostrzegam tu te same problemy co w tamtych tomach.
W KÓŁKO TO SAMO, ALE PRZYNAJMNIEJ JEST WARNER
Czy ta książka była potrzebna? Nie, bo niewiele wnosi do historii tego świata. Fabuły jest tu jak na lekarstwo, niczym w poprzedniej trylogii. Przez większą część książki niewiele się dzieje, coś naprawdę interesującego zaczyna się kształtować dopiero pod koniec. A samo zakończenie? Mafi, jak mogłaś… Tak się nie robi czytelnikom. Teraz z jednej strony nie mogę się doczekać następnego tomu, a z drugiej podejrzewam, że znowu dostanę całą powieść polegającą na kręceniu się w kółko.
Czy mimo wszystko dobrze się bawiłam podczas czytania Obserwuj mnie? Owszem, tak, tylko że dopiero od połowy, po części za sprawą starej ekipy protagonistów. To głównie dla nich będę kontynuować tę trylogię (z opisu Release Me wynika, że z jakiegoś powodu Warner dostanie swoje rozdziały – no to obowiązkowa lektura w 2026!). Początek dłużył mi się niemiłosiernie, a akcja na Arce nie wzbudziła we mnie żadnych emocji. Dopiero gdy pojawili się Kenji, Warner oraz Juliette, zaczęłam czytać z przyjemnością. Wszystko jakoś dzięki nim nabrało sensu. A nasz wspaniały Aaron dostaje tu naprawdę dużo czasu antenowego. Problem jednak w tym, że to miała być książka o Jamesie i Rosabelle. Niestety to nie są jeszcze wyraziste postaci – zwłaszcza ona – przez co reszta ich przyćmiła. Mafi koniecznie musi nad tym popracować.
TWARDA ZABÓJCZYNI, KTÓRA NIE JEST TWARDĄ ZABÓJCZYNIĄ
Nie polubiłam nowej pary. Na ten moment zupełnie nie podoba mi się ten wątek. Głównie przez Rosabelle. Jak ona mnie irytuje! Wolałabym, żeby faktycznie okazała się bezwzględną zabójczynią, zamiast tylko udawać twardą. Nie potrafiłam w ogóle jej współczuć. Kibicowałam za to, by ktoś w końcu ją zabił i zakończył moje męki czytania rozdziałów z jej perspektywy. Bardzo słabo wypada w roli protagonistki. Daleko jej do Juliette. I nie mogłam uwierzyć, że zachwycała się Jamesem od pierwszych scen, skoro to jej wróg. Nie było ani chwili, żeby naprawdę się poznali, więc skąd ta miłość? Takie wątki instant love przechodziły dekadę temu, jak nie dwie. Teraz wolałabym zobaczyć bardziej wiarygodną relację. A Mafi przecież to umie! Wystarczy spojrzeć na Juliette i Warnera. Oni potrzebowali więcej czasu, by się zejść, a ich przyciąganie miało solidne podstawy (kto czytał poprzednie tomy, ten wie). Tutaj tej dwójki nic nie łączy.
KENJI + WARNER = JAMES
James w roli protagonisty zdecydowanie wypada lepiej, choć nie jest pozbawiony wad. Jego perspektywę czytało mi się lekko i naprawdę przyjemnie. A gdy wracaliśmy do Rosabelle, sprawdzałam, ile stron dzieli mnie od kolejnego rozdziału chłopaka. Bo to taka mieszanka Kenjiego oraz Warnera. Różni się od nich tylko tym, że jego urok osobisty bywa przyćmiewany przez całkowity brak rozsądku. Dowód na to stanowi natychmiastowe zauroczenie kobietą, która podczas ich pierwszego spotkania próbowała go zabić. Wolałabym, żeby na początku szczerze się nie znosili, a James zostawił ją przy życiu tylko po to, by wyciągnąć informacje. A dopiero później, w trakcie fabuły, mogliby się do siebie przekonać. To zdecydowanie lepiej by zagrało. W obecnej wersji nie dziwię się, że nikt nie traktuje chłopaka na poważnie.
PODSUMOWANIE
Obserwuj mnie to moim zdaniem przykład skoku na kasę. Nie powiem jednak, że całość nadaje się tylko do kosza, gdyż mimo słabych momentów ogólnie bawiłam się całkiem nieźle. Fanom oryginalnej serii mogę tę książkę polecić. Nowym odbiorcom radzę zacząć od pierwszej trylogii. Mafi co prawda tutaj tłumaczy najważniejsze zasady świata i wspomina o wydarzeniach z przeszłości, kiedy zachodzi taka potrzeba, lecz bez znajomości tamtej historii wiele szczegółów Wam umknie w Obserwuj mnie. Przede wszystkim nie zachwycicie się aż tak Warnerem…
Na pewno przeczytam zapowiedzianą już na przyszły rok kontynuację, bo po takim finale jestem ciekawa, w jakim kierunku ta fabuła pójdzie. Choć coś czuję, że ostatecznie i tak spotka mnie rozczarowanie. Ale zobaczymy.
Święta niebawem, zapraszam więc do recenzji książki idealnej na grudzień – Na ratunek Gwiazdce.


