Spętani przeznaczeniem
Ostatni smok wschodu opowiada historię Saia, mężczyzny wiodącego zwykłe życie – prowadzi on herbaciarnię i opiekuje się chorą matką. Skrywa jednak niezwykłą umiejętność – potrafi dostrzegać czerwone nici przeznaczenia łączące ludzi, co czyni go wyjątkowo skutecznym swatem. Sam nie ma szczęścia w miłości – jego własna nić jest szara, postrzępiona, jakby nie prowadziła do nikogo.
Jego życie gwałtownie się zmienia, gdy wchodzi w posiadanie dwóch smoczych łusek. Informacja o tym trafia do cesarza, który szuka legendarnego smoka, uznawanego za martwego. Wysyła on Saia na niebezpieczną misję odnalezienia bestii. Ta podróż prowadzi go przez nieznane krainy ogarnięte wojną… ku jego wybrance.
MIAŁ ZADATKI NA ULUBIEŃCA
Od pierwszej strony wciągnęłam się w tę historię i sądziłam, że Ostatni smok wschodu stanie się moim ulubieńcem. Tak się nie wydarzyło, ale nim przejdziemy do tego, co nie zagrało, najpierw opowiem o pozytywach. Uwielbiam smoki, więc już za samą ich obecność podnoszę ocenę. Zachwycił mnie baśniowy klimat, jaki Katrina Kwan tu stworzyła. Podobało mi się zgrabne wplecenie w opowieść mitologii chińskiej. Na plus oceniam także fakt, że niby to powieść dla dorosłych, ale czułam się, jakbym czytała młodzieżówkę. Dopiero potem to wrażenie nieco się rozmyło, kiedy autorka wprowadziła wątki przeznaczone dla starszych odbiorców, na przykład konflikty polityczne, walki czy relację romantyczną, czyli główny punkt tej historii.
POŁĄCZYŁO ICH PRZEZNACZENIE
Uwielbiam historie z motywem tej przeznaczonej osoby, więc Ostatni smok wschodu idealnie trafił w mój gust. Wątek romantyczny został tutaj tak dobrze poprowadzony, że nie mam żadnych zastrzeżeń pod tym względem. Wielokrotnie w trakcie lektury zastanawiałam się nad tym, jak wiele można poświęcić w imię prawdziwej miłości. Dostałam wszystko, czego oczekuję od tego motywu. W dodatku nie przewidziałam jego zakończenia, które złamało mi serce, ale potem autorka posklejała je znów w całość. Za te elementy mogłabym przyznać najwyższą notę.
ON MIŁY, ONA ZRZĘDLIWA
Ostatni smok wschodu to powieść idealna dla fanów motywu grumpy&sunshine – ale dostaną go tutaj w nietypowej wersji. Sai to ten serdeczny typ, natomiast Jyn jest tą zrzędliwą – uśmiech na jej twarzy to rzadkość. To taki powiew świeżości, bo w romansach zazwyczaj bywa na odwrót. Ich relacja jest znacznie bardziej złożona, niż może początkowo się wydawać – zwrot akcji z tym związany skłonił mnie do przyznania wyższej oceny. Wiedziałam, że to poszukiwana smoczyca będzie Przeznaczoną Saia, ale jego prawdziwa historia mnie zaskoczyła. Do momentu odkrycia prawdy nie byłam zbyt zaangażowana w ich związek, ale potem tylko błagałam w duchu autorkę, by pozwoliła im odnaleźć szczęście. W grę wchodzi nie tylko łączące bohaterów przeznaczenie, ale nie chcę zdradzać, o co konkretnie chodzi, jeżeli jesteście zainteresowani tym tytułem.
Dwóch bohaterów, jeden zdobywca mojego serca
Ostatni smok wschodu to książka wyróżniająca się nie tylko piękną okładką, ale także kreacją protagonisty. Sai stanowi przeciwieństwo typowego bohatera fantasy – jest spokojnym właścicielem herbaciarni. Miłym, uczynnym, skorym do żartów. Dbał o bliskich, chciał dla nich jak najlepiej. Doceniam, że choć w trakcie podróży wiele przeżył i musiał nauczyć się bronić, nie zmienił się nagle w bezwzględnego twardziela dzierżącego miecz. To miła odmiana po tych wszystkich książkach z napakowanymi samcami alfa.
Niemniej uważam za trochę niepokojące jego zachowanie przy pierwszym spotkaniu z Przeznaczoną. Rozumiem, że rozmawiał z miłością życia, ale jednak mało która kobieta chciałaby być od razu nazywana promyczkiem, soczystym pierożkiem wieprzowym czy ciasteczkiem księżycowym… Takie teksty były nie na miejscu. Prawdopodobnie miały mnie rozbawić, ale zamiast uśmiechu pojawiły się ciarki żenady.
Mimo to zdecydowanie bardziej wolę go od Jyn. To ona w tym duecie odgrywa rolę twardej, zimnej wojowniczki. Z początku nie potrafiłam jej polubić. Na tyle mnie irytowała, że od ich pierwszej rozmowy musiałam zmuszać się do czytania. Gdzieś kompletnie przepadła ta magia, która mnie zachwyciła na początku. Dopiero gdy cała prawda wyszła na jaw, znów wciągnęłam się w historię i pędziłam do końca, byle dowiedzieć się, czy w końcu Jyn oraz Sai dostaną szczęśliwe zakończenia. Ta postać urosła w moich oczach, ale i tak to on jest moim ulubionym bohaterem tej powieści. Cieszę się, że to właśnie tylko z jego perspektywy śledzimy akcję.
CZEMU TAK KRÓTKO I POWIERZCHOWNIE?
Mój największy zarzut dotyczy długości powieści. Jest zdecydowanie za krótka! Książkę czyta się szybko, ale często czułam, że wszystko dzieje się zbyt szybko lub coś zostaje przedstawione powierzchownie. Dostrzegam tu potencjał na solidną powieść fantasy z genialnym wątkiem romantycznym. Brakuje jednak opisów, które pozwoliłby lepiej poznać tę krainę, system magii czy bohaterów. Nie zawsze potrafiłam wszystko sobie wyobrazić bądź nie dostawałam odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Postacie często pojawiały się i znikały, kiedy już wykonały swoje zadanie. Niemal każdy element książki stałby się lepszy, gdyby autorka go rozwinęła. Nawet romans, który i tak mi się podobał, mógłby być dzięki temu fajniejszy! Dodanie kilku rozdziałów rozwiązałoby ten problem. Wtedy Ostatni smok wschodu stałby się moim ulubieńcem.
MOŻE BYĆ ZA BRUTALNIE
Wielu recenzentów narzeka, że w pewnym momencie z tej historii robi się brutalna opowieść pełna niepotrzebnej przemocy oraz śmierci. Przyznam, że nie odczułam tego. Owszem, w trakcie lektury jesteśmy świadkami tortur, walk i innych niezbyt przyjemnych rzeczy, ale nie było to dla mnie aż tak ekstremalne, bym szczególnie zwróciła na to uwagę czy obniżyła ocenę. Uczulam jednak osoby bardzo wrażliwe – być może odbierzecie to inaczej.
PODSUMOWANIE
Po przeczytaniu opisu Ostatniego smoka wschodu oraz początku powieści byłam pewna, że mam do czynienia z książką, której przyznam maksymalną liczbę gwiazdek. Przez pierwsze rozdziały wrażenie to mnie nie opuszczało. W połowie lektury coś jednak zawiodło, zabrakło mi głębszych opisów zarówno świata, jak i bohaterów. Ostatecznie Ostatni smok wschodu moim ulubieńcem się nie stał, ale to i tak dobra powieść. Osobom szukającym historii łączącej fantastykę z romansem powinna się spodobać.
Zapraszam do recenzji Wszystkie pocałunki wiosny, tytułu idealnego na czerwiec. Możecie przeczytać także nasz wywiad z autorką tej powieści, Józefiną Płotką.