Czego dowiemy się z książki Architektura. Przewodnik dla lubiących rozkminiać bez bólu?
Książka została podzielona na 52 rozdziały, co przy 288 stronach daje nam średnio pięć i pół strony na rozdział. Taka forma jest jednym z wielu czynników wpływających na to, że finalnie książkę czyta się szybko i przyjemnie. Co więcej, rozdziały są dodatkowo podzielona na podrozdziały, jeśli w ten sposób można nazwać poprzedzone nagłówkiem akapity poświęcone konkretnym budowlom lub nurtom. Architektura. Przewodnik dla lubiących rozkminiać bez bólu jest więc drobno posiekany, choć przewodnim zamysłem jest utrzymanie historycznej chronologii. Poza tym rozdziały są bardzo rozmaite. Czasem za tytuł służy cała epoka (np. epoka hellenistyczna), innym razem miasto (np. Babilon), jeszcze kolejnym styl (np. neogotyk) albo typ budowli (np. drapacze chmur). Taki podział wpływa na wprowadzenie pewnej dozy chaosu.
Czytaj także: Jak wybuch bomby zmienił świat. Recenzja Hiroszimy Johna Hersey’ego.
Bo choć język jest prosty to forma nie ułatwia sprawy
W książce przede wszystkim brakowało mi wszelkiego rodzaju ilustracji. Nie znajdziemy tu ani żadnej mapy czy choćby jednej osi czasu. Kontekst chronologiczny jest w tym temacie niezwykle ważny i autor zwykle o tym fakcie nie zapomina. Historyczne wzmianki pojawiają się na tyle regularnie, na ile pozwala niewielka objętość książki i ogromny zakres poruszanych tematów. Podobną powtarzalnością nie mogą się jednak pochwalić pojedyncze, niewielkie, czarno-białe zdjęcia, które sporadycznie możemy spotkać w niektórych rozdziałach. W związku z powyższym najbardziej satysfakcjonujący dla mnie sposób czytania tej książki obejmował częste sięganie po telefon i googlowanie obcych terminów, nazwisk, krain geograficznych i budowli, by odświeżyć sobie pamięć lub zintegrować moje wyobrażenia z faktycznym wyglądem omawianych budynków i stylów.

Architektura. Przewodnik dla lubiących rozkminiać bez bólu pobudza wyobraźnie do pracy na najwyższych obrotach
Przypuszczam, że niewielka ilość ilustracji ma związek z budżetem przeznaczonym na realizację wydania. Wiele można jej więc wybaczyć, choć nie pewien brak organizacji, jeśli chodzi o wprowadzanie nowych pojęć z profesjonalnego żargonu. Część z nich wcale nie posiada objaśnienia, a definicje tych, które takowe posiadają, szybko giną w tekście i pamięci czytelnika. Świetnym usprawnieniem byłoby według mnie stworzenie słowniczka na końcu książki i opatrywanie niektórych terminów odsyłaczem w postaci przypisu. Kiedy jednak opisy już się pojawiają, są naprawdę staranne i budzą do życia całą posiadaną przez czytelnika wyobraźnię. Brakujące zdjęcia czytelnik musi sobie po prostu wyobrazić.
Zaprojektował łuki wsparte na dużych kolumnach, a wewnątrz nich ulokował mniejsze kolumny. Nad kolumnami umieścił płaską belkę, ale duża przestrzeń pomiędzy kolumnami została przykryta łukiem. Otwór jest przez to podzielony na trzy części: główny portal i dwa wąskie przejścia ograniczone przez pary kolumn.
Podsumowując
Treść książki tak naprawdę idealnie pasuje do jej tytułu. Po pierwsze, aby polubić publikację, czytelnik musi lubić rozkminiać, a zatem główkować, pracować z książką i pogłębiać podstawy, jakie ona oferuje, aby faktycznie poszerzyć swoją wiedzę i coś z tej lektury wyciągnąć na dłużej. Samo doświadczenie jest całkiem przyjemne i czas, tak jak obiecuje tytuł, spędzicie bez bólu. Jeśli sami nie wprowadzimy tu zdrowej dozy rozkminiania, to przez książkę można przejść z uśmiechem, niczym nóż przez miękkie masło. Wszystko zależy od tego, czego od książki oczekujemy; twardej wiedzy czy po prostu miło spędzonego czasu i lekkiej gimnastyki wyobraźni.


