Poprzeczka jest postawiona bardzo wysoko
Poprzedni tom poruszał mnie przede wszystkim swoją brutalnością, nieprzewidywalnością i bezwzględnością. Silne emocje, które wzbudzała we mnie fabuła, sprawiły, że zapamiętam Nawałnicę Mieczy na długo. Po absolutnym pogromie, który nam zafundowała, przyszedł czas na rozprężenie i ostudzenie emocji. Tak drastyczny przeskok może sprawić, że następna w kolejce książka, Uczta dla wron. Cienie śmierci, będzie się czytelnikowi nieco ciągnąć, jednak efekt ten jest balansowany przez jej relatywnie niewielką objętość.
Maciej Łaszkiewicz trzyma poziom
Okładka książki już na pierwszy rzut oka imponuje jasnymi, żywymi kolorami. Każda kolejna oprawa graficzna jest ekscytującą, miłą niespodzianką, a Uczta dla wron wywołała we mnie pod tym względem podobne odczucia co druga część Nawałnicy Mieczy rażąca lodową bielą i błękitem. Mimo tego że okładki niezwykle silnie ze sobą kontrastują, to subtelny styl autora łączy je w sposób nie pozostawiający wątpliwości co do ich powiązania. Szczupła figura książeczki moim zdaniem świetnie współgra z pomysłem Łaszkiewicza i w efekcie całość wygląda bardzo estetycznie, zajmując pierwsze miejsce w moim rankingu na najpiękniejszy tom tej serii. Jakże wielka jest moja nadzieja co do majestatycznych smoków na oprawach kolejnych tomów!
Wyświetl ten post na Instagramie
Rozwój świata przedstawionego
Dopiero kiedy pogodzimy się z tym, że Uczta dla wron skupia się na zupełnie innych elementach fabuły niż poprzednie części, zdołamy w pełni docenić niepodważalny kunszt autora. Mimo to doskonale wiem, jak trudno jest wysiąść z emocjonalnego roller coastera, do którego przyzwyczaił nas George RR. Martin. Uczta dla wron powraca do suchych, ale i chrupiących jak pyszne chipsy, intryg i gierek toczących się między znakomicie wykreowanymi postaciami. Świat przedstawiony poszerza się o kolejną krainę, której wprowadzenie do serii w tak daleko rozwiniętym momencie fabuły nie może przejść bez zauważenia. Oczywiście wraz z nową lokacją pojawiają się nowe postacie.
Podsumowując
Mimo zdecydowanej redukcji tempa nie można powiedzieć, że książka nie ma nic do zaoferowania. Przeniesienie się do kolejnego etapu fabuły wraz z kolejnym tomem jest równie naturalne co jego odmienność od poprzedniego, natomiast to, co się nie zmienia, to niezawodny George RR. Martin, jego niepowtarzalny styl i starannie wypracowany warsztat.