Kwarantanna
Liczni bohaterzy i bohaterki Samosiejek zamieszkują prowizoryczny świat makietowy. Wydaje się on być prawdziwy i nam bliski, lecz ciężko byłoby określić jakieś konkretne, specyficzne dane na jego temat. Czerpie on z naszej rzeczywistości, lecz nie stara się z fotograficzną dokładnością jej imitować. Rozległy świat jest więc wielką niewiadomą, w której może zdarzyć się niemalże wszystko. Ta przerażająca wizja doprowadza do odosobnienia i uciekania we własny, pomniejszy świat. Dom nie jest jednak azylem. Tam też czyhają niebezpieczeństwa, które wyrastają z każdego kąta. Zamknięte przestrzenie sprawiają, że drogi ucieczki są jeszcze bardziej ograniczone, a ewakuacja jest niesamowicie utrudniona. Te klaustrofobiczne miejsca to nie tylko dom, ale też statek kosmiczny, własne mieszkanie czy nałóg. Wszystko to, co daje przez chwilę ulgę, ale także pozwala uciec od reszty świata czy własnych, niepożądanych w tym momencie myśli.
(Nie)ludzkość
Scenerie, a także bohaterowie książki są różnorodni oraz niejednostajni. Pomimo wyboru krótkich form autorce udało się stworzyć 13 różnych światów. Każdy z nich zamieszkują odróżniające się postaci. W Samosiejkach możemy wyróżnić dwa główne typy protagonistów – ludzi oraz „odmienne byty”. O ile pierwszych nie trzeba szczegółowo opisywać, ci drudzy zasługują na swoją chwilę. Ciężko ich jakoś jednoznacznie skategoryzować, gdyż są to zarówno rośliny, jak i formacje roślinopodobne, czy wreszcie wspomniany, abstrakcyjny niepokój. Wszyscy oni zamieszkują świat wraz z człowiekiem. W odróżnieniu od nas jednakże sami się rodzą, wzrastają w siłę i wykorzeniają to, co jest ludzkie. Są tam, gdzie człowiek traci kontrolę. Cierpliwie siedzą „bezczynnie”, bo wiedzą, że kres aktualnego władcy Ziemi jest bliski. Zachłyśnięty swą władzą, powoli ją oddaje na rzecz „innych”. Niepokój nie śpi. On zawsze gdzieś tam się wyleguje. Być może mruczy i prycha. Aczkolwiek zawsze wypatruje.
Lęk przestrzeni
Ludzcy i nieludzcy bohaterowie współistnieją w makietowym świecie Dominiki Słowik. Ta makietowość nie jest nieprzychylnym określeniem. Nieokreśloność cech rzeczywistości sprawia, że czytelnik czerpie ze swoich własnych doświadczeń. Tak samo dzieje się z postaciami, które rzadko dostają błogosławieństwo narratora w postaci opisu, a czasem nawet i imion. Wiele rzeczy po prostu jest nienazwanych, a nam przypada jedynie przyglądanie się pewnemu szkicowi czy zarysowi. O ile to „niedokończenie” działa w przypadku bohaterów czy przestrzeni, to niekoniecznie w innych przypadkach. Niektóre opowiadania są mikroskopijne i cierpią ze względu na swoją krótkość. Teksty w zbiorze Samosiejki nie są równomiernie wywarzone, przez co część z nich zyskałaby, gdyby rozwinięte zostały zawarte w nich koncepty. Krótkie formy wcale nie są łatwiejsze do napisania. Ciężko jest w tak skoncentrowanym utworze zawrzeć wszystkie myśli w sprawny sposób, czego brakuje tej pozycji. Nim dojdziemy do meritum, opowiadanie się kończy. Czasem to zakończenie jest nielogiczne, a czasem wręcz tanie i pospolite – np. nagła, niewytłumaczalna śmierć.
Kres niewoli
Samosiejki Dominiki Słowik to dzieło niejednorodne i niedające się jednoznacznie ocenić. Momenty, w których autorka pokazuje swoją świetność, erudycję, a także umiejętność analizowania teraźniejszości są wybitne. Za to te które są wynikiem niedopracowania czy wręcz porzucenia własnych idei – naprawdę pozostawiają niesmak i wprawiają czytelnika w niepokój. Nagrodzona Paszportem autorka zapewne ciągle eksploruje nowoczesne w literaturoznawstwie tereny. Ekokrytyczne, feministyczne dzieła są jej bliskie i dlatego takie wątki stara się zawierać w swojej twórczości. Samosiejki są nieco chaotyczne. Niczym rośliny wymagałyby trochę pielęgnacji, być może przesadzenia bądź przerzedzenia. Ostatecznie jednak nie ma wśród nich chwastów. Ten literacki bukiet nadal jest apelem do ogółu ludzkości i ostrzega przed tym, co może nadejść.