Widunka i Kręte drogi do Wiklińca przenoszą czytelników do osady Wikliniec, gdzie życie toczy się zgodnie z rytmem natury. Co skłoniło Panią do osadzenia akcji w takiej scenerii?
Miłość do przyrody i chęć przybliżenia czytelniczkom słowiańskich obrzędów, obyczajów, wierzeń. Nie wiemy o nich zbyt wiele, dlatego mam nadzieję, że osoby, które przeczytają moją sagę, zaczną same poszukiwać informacji, zainteresują się naszymi słowiańskimi korzeniami.
W obu książkach obecne są elementy słowiańskich wierzeń i obrzędów. Jakie źródła stanowiły inspirację do ich przedstawienia?
Przeczytałam sporo opracowań dotyczących mitologii i obyczajowości słowiańskiej – podaję bibliografię na końcu książki. Prawda jest jednak taka, że nasza wiedza jest w tej materii dość uboga, nie mamy za bardzo na czym się oprzeć. Znamy kilka opisów świąt czy obrzędów, ale nawet nie mamy pewności, jaki był ich zasięg: czy tylko lokalny, czy też pewne bóstwa, obrzędy, święta czczono w całym regionie? Dlatego w dużej mierze opierałam się na intuicji i sama wymyślałam przebieg świętowania.
W Krętych drogach do Wiklińca kobiety po raz pierwszy biorą udział w objazdach handlowych. Co chciała Pani przekazać tym symbolicznym gestem?
To, jak bardzo krzywdzące potrafią być rozmaite ograniczenia, które narzuca nam otoczenie. W Wiklińcu uważano, że kobiety nie potrafią zajmować się handlem – więc tak naprawdę większość z nich nigdy nie zobaczyła innych osad, nie miała szansy pojechać gdzieś dalej… Ale te ograniczenia wpływały też na mężczyzn, bo odbierały im możliwość poznawania świata wspólnie z bliską im kobietą.
Wielu czytelników zwraca uwagę na atmosferę książek – zapach skoszonego zboża, dym z ogniska, śpiew dawnych bogów. Jak udało się Pani stworzyć tak realistyczny obraz Wiklińca?
Tu chyba dała o sobie znać słowiańska dusza? We mnie jest bardzo silnie zakorzeniona miłość do przyrody (odziedziczona po dziadku, który był chyba wcieleniem Leszego), dostrzegam te wszystkie małe cuda, które nas otaczają: śpiew ptaków, zapach kwiatów, kołysanie się traw na wietrze… A sądzę, że nasi przodkowie mogli tego wszystkiego doświadczać silniej niż my, bo nie rozpraszały ich inne bodźce: nie było samochodów, ulic, betonu…
W Krętych drogach do Wiklińca pojawia się nowa postać – wiedźma Czębira. Jakie znaczenie ma jej obecność w tej części serii?
Czębira pojawia się już w Widunce. To kwintesencja słowiańszczyzny. Wiedźma, czyli ta, która wie (a nie żadna „czarownica” czy Baba-Jaga, bo tu nie chodzi o magiczne sztuczki, lecz o dar wiedzy). Kobieta silna, mądra, odważna i śmiała, a przy tym gotowa służyć pomocą. Początkowo miała być postacią epizodyczną w Widunce, ale nie pozwoliła mi na to: zamiast zostać w osadzie, dosiadła konia, dogoniła moich bohaterów i już z nimi została. A potem tak mi się jej postać kołatała w głowie, że wymusiła kontynuację i na dodatek wepchnęła się w niej na pierwszy plan.

W książkach obecne są również elementy obyczajowe i społeczne, takie jak zmiany ról kobiet w społeczności. Jakie przesłanie chciała Pani przekazać poprzez te wątki?
Chyba najbardziej takie, że silne kobiety będą miały zawsze wrogów i zawsze znajdą się tacy, którzy będą chcieli je „okiełznać”, ograniczyć. Ale również i takie, że w każdej epoce możemy wskazać jakieś ograniczenia czy podziały, które nie zostały nam narzucone z góry, lecz które sami sobie stwarzaliśmy. I to się właściwie nie zmienia, bo i dziś funkcjonuje, niestety, wiele „głupiad”, choć wydawałoby się, że wiedza jest dostępna na wyciągnięcie ręki. One nas osłabiają, wprowadzają nieporozumienia i poczucie niesprawiedliwości. Uświadomienie sobie tego – to już pierwszy krok do walki z nimi.
Czy planuje Pani kontynuację serii o Wiklińcu? Jeśli tak, czego mogą się spodziewać czytelnicy w kolejnych tomach?
Wydaje mi się, że saga zamknie się w trzech tomach, ale nauczyłam się już, żeby niczego nie wykluczać, bo bywa tak, że bohaterowie albo jakieś wątki pozostają w moim umyślę i „domagają się” dalszego ciągu. Takim wątkiem jest na przykład młodość Rocha – i być może kiedyś do niego wrócę.
Jak wygląda Pani proces twórczy? Czy zaczyna Pani od szkicowania fabuły, czy pozwala Pani bohaterom prowadzić historię?
Na początku planowałam szczegółowo, dziś już wiem, że to nie działa. To bohaterowie mnie prowadzą i decydują, co się wydarzy. Czasem ktoś, kto miał się pojawić tylko na chwilę i ubarwić akcję, staje się ważnym bohaterem, czasem coś, co miało być tylko epizodem, staje się głównym motywem. Do dziś nie zdołałam zgłębić tajników procesu twórczego – i nawet nie próbuję.
Czy podczas pisania korzysta Pani z badań historycznych, czy raczej opiera się na wyobraźni i intuicji?
Staram się poznać realia świata i epoki, o której piszę, ale przedstawiam tę rzeczywistość przez pryzmat mojej wrażliwości, wyobraźni i intuicji.
W swoich książkach często porusza Pani tematykę związku człowieka z naturą. Skąd bierze się Pani fascynacja tym tematem?
Natura zawsze odgrywa bardzo ważną rolę w moim życiu i moich książkach, a w Widunce jest szczególnie istotna, ponieważ sądzę, że duże znaczenie miała ona także dla dawnych Słowian. W końcu żyli bardzo blisko niej, wszystko jej zawdzięczali, uważali za świętą. Ich życie było zdeterminowane przez naturę, ściśle związane z cyklem przyrody. Jest ona zatem równoprawną bohaterką książki, jednocześnie elementem codzienności, jak i świętością.
Czy planuje Pani rozszerzenie uniwersum Wiklińca o inne formy, takie jak opowiadania poświęcone danym postaciom? Np.: Rocha i jego młodości?
Nie wykluczam, że powstaną kolejne historie, choć na ten moment kończę pisać trzeci tom, który zamyka sagę.
Jakie książki lub autorzy najbardziej wpłynęli na Pani styl pisarski?
Chyba nie potrafię wskazać konkretnej osoby ani książki – myślę, że mój styl wynika z doświadczeń czytelniczych z wielu lat, od dzieciństwa czytałam bardzo dużo.
Czy są inne tematy lub okresy historyczne, które chciałaby Pani zgłębić w przyszłych książkach?
Fascynuje mnie dwudziestolecie międzywojenne, a także dawny obraz Krakowa – może kiedyś zamieszczę akcję w takim okresie.
Jakie wyzwania napotkała Pani podczas pisania serii o Wiklińcu i jak udało się je pokonać?
Największym wyzwaniem było to, że nasi przodkowie nie pozostawili po sobie tekstów pisanych, więc musimy opierać się o relacje osób, które po naszych ziemiach podróżowały i często były nam obce kulturowo, dlatego rozmaite zwyczaje w ich oczach mogły wydawać się czymś innym niż były w rzeczywistości. Musiałam więc opierać się na swojej wyobraźni i intuicji, by stworzyć spójny i wiarygodny obraz świata.
Na koniec, co chciałaby Pani, aby czytelnicy zabrali ze sobą po przeczytaniu Widunki i Kręte drogi do Wiklińca?
Szacunek do przyrody i wdzięczność za jej dary.
Jeśli interesuje Was temat słowiańskości, zapraszamy do naszych wywiadów z cyklu Wakacje ze Słowiańskością.