WALKA O TRON DOPIERO SIĘ ZACZYNA
Fe, chociaż zyskała sojuszników, wciąż nie może czuć się pewnie. W każdej chwili niebezpieczeństwo może nadejść, nawet od tych, których sądziła, iż ma po swojej stronie. W końcu nie należy oczekiwać, że członkowie rodziny królewskiej dotrzymają danego jej słowa. Dziewczyna żywi jednak ogromną nadzieję, iż nie zawiodą jej zaufania, ponieważ Saborem wstrząsa niespodziewana wieść o śmierci króla, a w takich okolicznościach bez pomocy Fe nie zdoła pokonać okrutnej królowej Rhusany. Aby zwyciężyć, dziewczyna musi nie tylko przechytrzyć przeciwniczkę, ale także w końcu poznać odpowiedź na pytanie, dlaczego jej kasta została potępiona.
COŚ POSZŁO NIE TAK
Chociaż lekturę Sokoła mam już dawno za sobą, dopiero teraz udało mi się zebrać myśli, by ocenić tę historię. Naprawdę się cieszyłam na tę premierę. Nie spodziewałam się, że doczekam się kontynuacji Wrony. Myślałam, że wydawnictwo porzuciło tę dylogię, a tu taka miła niespodzianka. Podeszłam więc do tej książki z pozytywnym nastawieniem, pewna, że autorka naprawi błędy z debiutu i zaprezentuje nam naprawdę fajne, pozostające w pamięci zwieńczenie przygód Fe. Niestety Sokół okazał się rozczarowaniem.
ALE CO?
Po pierwszym tomie miałam całkowicie inne oczekiwania względem Sokoła i inaczej sobie wyobrażałam kierunek, w jakim pójdzie ta historia. Nie spodziewałam się tego, co wymyśliła autorka. Jednak piszę to z negatywnymi odczuciami. Może i dla Owen wszystko świetnie wybrzmiewało, ale dla mnie jako czytelnika niekoniecznie. Bohaterowie zachowywali się, jakby byli zupełnie innymi osobami niż w pierwszym tomie (zwłaszcza Tavin). Nadal niezrozumiałe pozostają pewne kwestie dotyczące systemu magicznego. Autorka zamiast to rozjaśniać, jeszcze bardziej wszystko komplikuje. Starałam się czytać uważnie, ale być może coś przegapiłam bądź źle zrozumiałam albo faktycznie Owen niezbyt sobie poradziła w tej kwestii i tym razem. Szkoda również, że nie poświęciła więcej uwagi pozostałym kastom i nadal o większości niewiele wiemy poza podstawowymi informacjami.
BYŁ POTENCJAŁ NA COŚ LEPSZEGO
Ten świat był tak interesująco skonstruowany, kibicowałam z całego serca Fe, jednak to nie wystarczyło, bym pokochała Sokoła. Ba, nawet polubiła tak jak Wronę. Wydarzenia nie były ciekawie przedstawiane, a bohaterowie podejmowali nielogiczne decyzje. Ostatecznie przez to nie obchodziło mnie, co się stanie z protagonistką i resztą. A tak chwaliłam Fe w recenzji Wrony! Tymczasem w tym tomie to Rhusana okazała się najbardziej intrygującą postacią, chociaż nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle złoli z innych młodzieżówek.
To, co najbardziej doceniam w tej dylogii, a tym samym w Sokole, to pomysł na historię, świat i system magii. To, co mi się nie podobało, to wykonanie większości tych pomysłów. I właśnie Sokół najbardziej przez to „ucierpiał”. Może autorce, dopiero rozpoczynającej karierę pisarską, zabrakło warsztatu, może też miejsca na opisanie wszystkiego tak, jak powinna. Nie chciałabym jednak otrzymać kolejnego tomu – to była historia idealna na dwie części, dobrze więc, że Owen nie przeciągnęła jej specjalnie.
PODSUMOWANIE
Chociaż reread Wrony osłabił nieco moją sympatię do niej, to wciąż miło wspominam ten tytuł i będę go polecać. Tymczasem Sokół nie zostanie długo ze mną, gdyż jest to dość nijaka kontynuacja świetnie zapowiadającej się historii. Szkoda, że Margaret Owen gdzieś zaprzepaściła potencjał na fantastyczną dylogię. Miała wiele oryginalnych pomysłów, które pozwoliłyby tej opowieści mocno się wyróżnić wśród innych, ale nie wykorzystała ich w pełni. Nie naprawiła też popełnionych we Wronie błędów. Czekałam tyle lat na ten drugi tom i okazało się, że nie było warto. Oczywiście Sokół ma kilka dobrych momentów, ale w ogólnym rozrachunku zawodzi, zwłaszcza w porównaniu z Wroną.
Niemniej jeśli chcecie wiedzieć, jak się zakończy przygoda Fe, warto sięgnąć po drugi tom. A jeśli nie jesteście aż tak tym zainteresowani, to spokojnie wystarczy Wam Wrona, jako że nie kończy się cliffhangerem i zamyka część wątków.
Zapraszam do recenzji Miasta gwiezdnego pyłu.