Lev Grossman, znany z trylogii Czarodzieje, tym razem zabiera nas do wczesnośredniowiecznej Brytanii, a legenda o królu Arturze dostaje zupełnie nowy kształt. Zamiast epickiego odtworzenia klasycznych opowieści, autor serwuje nam autorską reinterpretację – mniej pomnikową, bardziej ludzką i niejednoznaczną. I choć nie wszystko w Świetlistym mieczu było idealnie, to całość zostawia po sobie przyjemne wrażenie.
Największe plusy
Grossman nie opowiada tej historii liniowo. Zamiast tego przeplata teraźniejszość z przeszłością bohaterów – każda retrospekcja to osobna, kompletna opowieść, widziana oczami innej postaci. Dzięki temu poznajemy ich nie jako ikony, ale jako ludzi: zranionych, zawiedzionych, czasem śmiesznych, zawsze prawdziwych. Dzięki temu bardzo się z nimi zżyłam i gdy któremuś stała się krzywda, było mi autentycznie przykro.
Książka roi się od nawiązań do innych legend: od Tristana i Izoldy, przez Świętego Graala, po Włócznię Longinusa. Do tego dochodzi silny wątek religijny – wiara przeplata się z magią, tworząc ciekawy kontrast między boskim porządkiem a chaotyczną magią elfów.
Tu nie ma lśniących zbroi ani dworskich intryg. Autor nie boi się brutalności, sceny walki są szczegółowe, trwają po kilka stron: odcięte kończyny, krew miesza się z błotem. Grossman nie oszczędza czytelnika – i dobrze, bo to właśnie to barbarzyństwo sprawia, że świat wydaje się prawdziwy.
Największy minus
Niestety, nie wszystko w powieści gra idealnie. Pomysł na historię jest intrygujący, ale tempo bywa nierówne. Walki trwają po kilka stron, pełne akcji i napięcia, ale między nimi wchodzą dłuższe opisy, które czasem nużą i spowalniają narrację. To sprawia, że książka momentami się dłuży. Mimo że całość jest dobrze skonstruowana, czasami miałam ochotę przeskoczyć kilka akapitów.
Podsumowanie
Świetlisty miecz to nie jest kolejna historia, która wychwala rycerzy Okrągłego Stołu. To brudna, ludzka opowieść o tym, co zostaje, gdy legenda się kończy. O tym, że bohaterowie też się boją, kłamią, płaczą i czasem po prostu nie wiedzą, co dalej. I chociaż czasami miałam ochotę porzucić książkę, to ostatecznie jestem zadowolona, że dałam jej szansę.



 

