UKŁAD Z DEMONEM
Liska Radost przy narodzinach została obdarzona magicznymi zdolnościami, przez co inni patrzą na nią jak na potwora. W wiosce Stodoła, położonej na skraju mrocznego lasu, magia nie jest bowiem mile widziana. Podczas Nocy Kupały dziewczyna wyrusza na poszukiwanie legendarnego kwiatu paproci, gdyż kiedy go znajdzie, będzie mogła wypowiedzieć życzenie i w ten sposób stać się zwykłym człowiekiem.
Wędrówka przez puszczę kończy się jednak nie po myśli Liski – zostaje ona porwana przez Leszego. Demoniczny strażnik lasu oferuje jej układ: rok służby w zamian za spełnienie życzenia. Dziewczyna musi przetrwać ten czas z dala od ludzi, zamknięta w starym dworku pełnym tajemnic, zdana tylko na siebie.
KLIMAT NICZYM Z HORRORU
W książce Tam, gdzie trwa noc drzemał spory potencjał, szczególnie dzięki wykorzystaniu w niej słowiańskiego folkloru – ten element naprawdę mi się podobał. Poranek poza tym świetnie poradziła sobie z przedstawieniem puszczy zamieszkałej przez różne istoty oraz skrytego w niej dworku pełnego tajemnic. Historia momentami jest mroczna – do tego stopnia, że bałam się potworów zagrażających postaciom. Oczarował mnie ten klimat przesycony magią, grozą oraz zapachem lasu. Świetnie to wyszło, pod tym kątem nie mam żadnych zastrzeżeń.
TYPOWE FANTASY, ALE SŁOWIAŃSKIE
Niestety sama historia nie do końca mnie porwała. Niektóre rozdziały nużyły mnie, a Leszy oraz Liszka nie wzbudzili we mnie większych emocji, przez co nie potrafiłam w pełni się zaangażować w ich losy. Odłożyłam Tam, gdzie trwa noc na półkę z myślą, że to dobra lektura na raz. Mogę polecać ją fanom tego typu powieści, ale sama do niej już nie wrócę. Zabrakło mi czegoś, co by naprawdę mnie chwyciło za serce, wywołało głębsze uczucia. Nie było źle, jednak nic nie przykuło mojej uwagi i nie przywiązałam się do żadnej z postaci. Dla mnie było to typowe YA fantasy, tyle że z nutą słowiańskości. Poprawnie napisane, niewyróżniające się wśród innych przedstawicieli gatunku.
SŁOWIAŃSKA PIĘKNA I BESTIA
Wielu czytelników zwraca uwagę na to, że czuć tu inspirację filmem Ruchomy zamek Hauru czy mangą Oblubienica czarnoksiężnika. Ja do tytułu recenzji wpisałam Piękną i Bestię, bo dostrzegam też elementy wzięte z tej baśni – zmuszenie Liszki do zamieszkania w dworku z dala od ludzi czy ciążąca na jego właścicielu klątwa. I bardzo jestem z tego zadowolona, gdyż od dawna szukałam retellingu baśni z elementami wierzeń słowiańskich, a nie mogłam do tej pory znaleźć. Za to podwyższyłam trochę ocenę.
DLA NIEWTAJEMNICZONYCH
Oceniam nieco wyżej tę książkę też ze względu na to, że doceniam chęć stworzenia opowieści na gruncie słowiańskich tradycji. Niewiele jest książek tego typu. Autorzy wolą sięgać po inne mitologie, zazwyczaj grecką. Poranek publikacją Tam, gdzie trwa noc pokazała skrawek naszej kultury czytelnikom spoza Polski, być może niezorientowanym w ogóle w tym temacie. To jest duży plus. Ale i my znajdziemy tu coś dla siebie – w końcu ile mamy na naszym rynku wydawniczym YA fantasy z elementami mitologii słowiańskiej? Raczej niewiele, a jeśli już, to niestety giną w gąszczu popularnych ostatnio romantasy.
TAK SIĘ POWINNO KOŃCZYĆ
Pochwalę też finał – to mocny punkt powieści. Co prawda nie należę do grupy odbiorców, którzy byli zrozpaczeni, a nawet szlochali, jednak zaskoczył mnie taki obrót spraw. Nie spodziewałam się, że Poranek wykona dość odważny ruch i nie zaserwuje nam szczęśliwego zakończenia, tylko słodko-gorzkie. Ostatnie zdanie daje nadzieję czytelnikowi – nie będę mówić, na co, by nie zdradzić za dużo – i wzmaga apetyt na więcej. Niestety ten nie zostanie zaspokojony. Choć po słowach kończących historię można spodziewać się kontynuacji, raczej nie ma co na nią liczyć. Tam, gdzie trwa noc jest jednotomówką. Ale kto wie, może w przyszłości autorka zmieni zdanie?
PODSUMOWANIE
Oczekiwałam trochę więcej od Tam, gdzie trwa noc, ale nie mogę powiedzieć, że to zła powieść. Jak na debiut było całkiem w porządku – i tyle. Jeżeli opis Was zachęcił i lubicie fantastykę z elementami mitologii słowiańskiej, sprawdźcie sami, czy dacie się porwać Leszemu oraz Lisce. Ja tę lekturę uznaję jako miłą przygodę na raz. Mam nadzieję, że kolejna książka Poranek, będąca retellingiem Jeziora łabędziego, okaże się lepsza.
Retellingów nigdy dość, dlatego zapraszam Was do recenzji Złotego Marissy Meyer.