Znany z powieści Wirus detektywistyczny duet powraca! Jerry Pardoe i Dżamila Patel otrzymują kolejną dziwną sprawę. Nieprzyjemny początek w najbardziej śmierdzących londyńskich kanałach nie jest jednak najgorszy przeżyciem, z jakim będą musieli się zmierzyć w ciągu kilku najbliższych dni. Zaginięcie pracownika firmy czuwającej nad drożnością miejskiej kanalizacji rozpoczyna bowiem lawinę wydarzeń mogących zmrozić krew w żyłach najtwardszych śledczych.
Londyn. Do szpitali trafiają kobiety, które pomimo przeprowadzonych niedawno zabiegach aborcji, nadal są jakimś cudem w ciąży. Okazuje się, że noszą płody zniekształcone tak straszliwie, iż bliżej im do ośmiornic lub pająków niż istot ludzkich. Niedorozwój albo całkowity brak narządów wewnętrznych wykluczają przeżycie takiej istoty, lecz mimo to jeden z mutantów przeżywa po zabiegu cesarskiego cięcia. Na domiar złego po kilku godzinach znika z inkubatora w tajemniczych okolicznościach. Jednak bardziej niepokojące wydaje się zaginięcie kanalarza Martina Elliota, który w kanałach razem ze swoimi kolegami zostaje zaatakowany przez zdeformowane dzieci zdające się materializować w ciemnościach.
Fabuła powieści nie należy wprawdzie do epickich, ale jest naprawdę dobrze poprowadzona, dzięki czemu wciągnie czytelnika na przynajmniej dwa-trzy długie wieczory, a po lekturze nie będzie się miało poczucia straconego czasu. Masterton serwuje nam kolejny demoniczny wątek związany z klątwą sprzed wielu lat. Nie brakuje również charakterystycznego dla jego książek turpizmu, czyli motywów wyprutych wnętrzności, gwałtownego wymiotowania czy wypełnionych cuchnącymi ściekami kanałów
Nihil novi?
Czyli u Mastiego wszystko po staremu? W zasadzie tak. Fanów szkockiego pisarza nie trzeba zatem przekonywać do zakupu, antyfani zaś ominą ten tytuł szerokim łukiem. Jednak co z czytelnikami, którzy do tej pory mieli tylko okazjonalny kontakt z twórczością Mastertona lub nie mieli go wcale?
Być może zainteresuje ich ciekawy, dość zaskakująco rozwinięty jak na taką powieść wątek aborcji. Masti pod koniec nie miał nawet oporów przed wprowadzeniem światopoglądowego dialogu między detektywem Pardoe a złoczyńcą. Nie chcę zdradzać szczegółów, ale w mojej ocenie tzw. obrońcy życia nie zostali zbyt dobrze przedstawieni.
Masterton, mimo prawie siedemdziesięciu pięciu lat na karku, jawi się zresztą jako dość postępowy pisarz niebojący się podejmować motywów LGBTQ. W Dzieciach… pojawia się postać policjantki o nieheteroseksualnej orientacji. Wprawdzie nie odgrywa ona większej roli, ale dobrze oddaje realizm świata przedstawionego.
Technikalia
Tekst jest poprawny, aczkolwiek tłumacz nie ustrzegł się paru błędów. W jednej scenie Pardoe zalewa kawę tylko przegotowaną wodą, mimo iż dopiero co zagotował ją w czajniku, więc powinien to być wrzątek. Ponadto w opisie sali operacyjnej klimatyzacja została pomylona z wentylacją. Są to jednak drobnostki, które nie przeszkadzają w dobrym odbiorze powieści.
Podsumowanie – Dzieci zapomniane przez Boga
Mastiemu można zarzucić wtórność w budowaniu intrygi, lecz na pewno nie to, że nie potrafi plastycznie, a zarazem wiernie przedstawić świata w swoich książkach. Jego wydawane na przestrzeni kilkudziesięciu lat powieści dobrze pokazują ewolucję naszej codzienności. Pagery musiały ustąpić miejsca smartfonom, a telewizja Netflixowi. Tylko te mastertonowskie siły nieczyste wciąż mają stary, dobry rodowód sprzed przynajmniej kilkuset lat.
Ocena: 6/10