Wschód słońca w dniu dożynek to piąta wydana książka z cyklu Igrzysk Śmierci, druga w kolejności chronologicznej. Historia młodych lat mentora Katniss i Peety była najbardziej pożądaną częścią uniwersum Panem, zaraz po opowieści o młodości Coriolanusa Snowa (którą mogliśmy poznać w Balladzie Ptaków i Węży).
Łobuz
4 lipca. Chłopak imieniem Haymitch podnosi się z łóżka w dniu swoich szesnastych urodzin. Jego matce, choć żyli w biedzie, udało się uczynić ten dzień specjalnym dzięki dodatkowemu jedzeniu i szklance soku.
Młody Abernathy tuż przed dożynkami ma do wykonania kilka zadań, które przesuwa na późniejszy moment, by spotkać się ze swoją ukochaną – Lenore Dove, dziewczyną należącą do muzycznej Trupy. I choć kuzyni dziewczyny nie przepadali za Haymitchem, on nie mógł przegapić żadnej okazji, by spotkać się z Lenore Dove.
Podczas dożynek dochodzi do dziwnego zbiegu zdarzeń
Zgodnie z tradycją Głodowe Igrzyska odbywające się podczas Ćwierćwiecza Poskromienia mają dodatkowe zasady. 50. Igrzyska Głodowe zapowiadały się interesująco, gdyż na arenę miało wyjść dwa razy więcej trybutów – 48 zamiast zwyczajowo 24.
Kiedy trybutkami Dwunastego Dystryktu zostają Louella McCoy i Maysilee Donner, w gardle Haymitcha utyka gula. Choć nie byli najlepszymi przyjaciółmi, znał obydwie dziewczyny.
Po wybraniu kolejnych dwóch ofiar – Wyatta Callowa i Woodbine’a Chance – dochodzi do niespodziewanego zbiegu wydarzeń. Wybrany jako ostatni Woodbine rzuca się do ucieczki, a Strażnik Pokoju odstrzela mu głowę. Powstaje chaos, podczas którego organizatorzy Igrzysk postanawiają podmienić trybuta. Haymitch, jako osoba najbardziej buntownicza i widoczna w całym tym miszmaszu, staje się czwartym reprezentantem Dystryktu Dwunastego.
W trakcie swojego szkolenia Haymitch nie zamierza być ofiarą. Zakłada sojusze, pokazuje się jako łobuziak i buntownik, aż w końcu staje twarzą w twarz z samym prezydentem Snowem.
Abernathy od razu zauważa jego szeroką wiedzę o Dystrykcie Dwunastym i Trupie. Zdawać by się mogło, że dyktator czyta mu w myślach, kiedy ten mówi o Lenore Dove.
Ale jaka Lenore? Nie, nie mów, niech zgadnę. D… D… trudne. Jak zwykle nic oczywistego […] Delikatny błękit. Dymny szary. Może coś związanego z przyrodą? Dalia… dzwonek… diament? Nie, to nie kolor.
Wie, że Lenore Dove jest z Trupy, tylko oni nazywają tak dzieci. Pierwsze imię z ballady, drugie od koloru. Gdzie wykopał ten niemal nieznany fakt dotyczący grupki muzyków w nic nieznaczącym Dwunastym Dystrykcie?
Po spowodowaniu wypadku, gdzie ginie jedna z trybutek – Louelle – do ekipy Dystryktu Dwunastego dołącza Lou Lou. Z pozoru identyczna jak McCoy, jednak jej puste spojrzenie i wieczne odurzenie chemikaliami od razu dają do myślenia, że jest ona tylko sobowtórem.
Trybut
Misja w pojedynkę oznacza samotność. Szkoda, że nie mogę powiedzieć im wszystkiego — o spisku, o rozmowie z Lenore Dove. O ostrzeżeniu Snowa i wchodzącym słońcu nad areną, o którym mówił Plutarch.
Arena 50. Głodowych Igrzysk znana nam jest jako jedna z najbardziej morderczych i zdradzieckich. I tutaj Suzanne Collins dała niezły popis swoich umiejętności. Kiedy Haymitch i jego sojusznicy docierają na arenę, ta okazuje się być przepiękną łąką, pełną cudownych traw, kwiatów i drzew. Prześliczne widoki i powietrze. Jednak każda rzecz okazuje się bardziej trująca od drugiej.
Ciskam rzeczy na ziemię i obejmuję Lou Lou w pasie, a ona przysiada na piętach i głośno się dławi. Żółty pyłek pokrywa ją od stóp do głów, więc dochodzę do wniosku, że jest uczulona na pysznogłówkę. […] Kiedy krew spływa z oczu, nosa i ust Lou Lou — już wiem, że się mylę
Trybuci giną jedno po drugim, otruci lub zabici. Ampert, Maysilee, Wyatt. Wszyscy, których Haymitch kochał i potrzebował na arenie, odeszli. Arena Igrzysk jest brutalna i nie wybacza, o czym przekonujemy się w najbardziej bestialski sposób. Szesnastolatek popada w paranoję, a jego celem nieustannie jest zniszczenie areny, a tym samym – Kapitolu.
Robię chwiejny krok do przodu i widzę lokalizator tuż pod jego łokciem. Już nikt nie podniesie Amperta na duchu. Kapitol go pożarł, a w trumnie znajdą się jego perłowobiałe kości.
Gdzieś daleko serce Beetee’go pęka na kawałki tak małe, że nie da się ich pozbierać.
Maysilee próbuje coś wyrzęzić, ale ostatni zmiech odebrał jej głos swoim śmiercionośnym dziobem
Kiedy Haymitchowi nie udaje się zatrzymać mordu, a on i dziewczyna z grupy zawodowców – Silka – zostają sami na arenie, zaczyna się prawdziwa jatka. Dziewczyna wypruwa mu jelita, ten rozcina jej udo. Ma już dojść do ostatecznego ciosu i końca życia Hay’a, kiedy do akcji wkracza jeden z mankamentów areny.
Osuwam się na ziemię, a siekiera świszcze mi nad głową i wpada do kanionu. Właśnie wtedy przypominam sobie o polu siłowym i tym, co dzieje się z wrzuconymi do przepaści przedmiotami.
Kiedy trybutka postanawia przetrzymać swojego przeciwnika, siekiera wraca z tą samą siłą, trafiając ją prosto w głowę.
Dla Haymitcha to ostatni moment, by spełnić swoje zadanie. W kieszeni spoczywają składniki na bombę. Gdyby mógł ją szybko zdetonować…
Zwycięzca
Długie dni i noce spędził w ośrodku treningowym, karmiony jedynie mlekiem i bułkami. Sam w zimnym mieszkaniu, jeszcze niedawno pełnym dzieciaków, stylistów i mentorów.
Wisząca nad zwycięzcą igrzysk groźba śmierci narasta z każdym dniem, a uczucie żalu i tęsknoty nie mija. Haymitch walczy z natrętnymi snami, myślami i żałobą po współlokatorach. Telewizor w salonie zaś, w losowych momentach, odtwarza sceny z poprzednich igrzysk. Jatka i rzeź młodziaków dostatecznie gnębią chłopaka. Aż do momentu, kiedy budzi go piosenka.
Na ekranie pokazuje się zwyciężczyni 10. Głodowych Igrzysk, a w piosence od razu rozpoznać można, że dziewczyna należała do Trupy.
W końcu nadchodzi tournee, podczas którego chłopak postanawia grać jak najlepszą wersję siebie. Z łobuziaka, buntownika i głupka zmienia się w poważnego i niepewnego młodzieńca. A kiedy tylko może, pije się do nieprzytomności.
Po tournee Haymitch wraca do domu. Nie wraca jednak sam, razem z nim podróżują trzy trumny, a w ich środku to, co zostało z jego przyjaciół.
W Dystrykcie Dwunastym wita ich spokój i cisza. Dobrze znana bieda i pustka na ulicach. Inaczej sprawa ma się na Złożysku, gdzie mieszka rodzina Abernathy.
Coś się pali, ale nie węgiel. Z całych sił próbuję puścić się biegiem. Może się mylę, każdy dom mógł zająć się ogniem ze względu na zardzewiałe piece i niepilnowanie kuchenki. Może to nie mój. Wiem, że to mój.
Matka i młodszy brat Haymitcha giną w pożarze ich jedynego domu. Głównym winnym jest pusty zbiornik na wodę. Ten, którego Haymitch nie zapełnił w dniu dożynek.
Załamany Abernathy przenosi się do swojego nowego domu w Wiosce Zwycięzców. Smutki topi w środkach nasennych i alkoholu, jedynym jego wybawieniem jest Lenore Dove. Dziewczyna dopiero opuściła areszt, gdzie siedziała głodzona za zakłócanie porządku.
Spotkanie pary przebiega w słodkiej atmosferze. Obiecują sobie wieczną miłość, a na koniec Haymitch częstuje Lenore Dove żelkami, które ta trzymała specjalnie na tę okazję.
Wtedy zauważam żelki. Nie są wielobarwne, w odcieniach tęczy, ale krwistoczerwone. Przypominam sobie róże Snowa, jego ostatnie słowa i wszystkie fragmenty układanki dopasowują się do siebie.
Kiedy jednak odchylam głowę, czuję smak trucizny i wiem, że Lenore Dove już nie ma.
Wschód słońca w dniu dożynek to zdecydowanie najbardziej traumatyzująca część cyklu
Zaczynając od pierwszych stron, aż do końca – historia Haymitcha Abernathy sprawia, że serce roztrzaskuje się na tysiące kawałków. Ojciec traci syna, syn matkę, młodzieniec przyjaciół i ukochaną. A wygranym jest zawsze Kapitol. Idealnym dowodem tego jest fakt, że Haymitch nigdy nie brał alkoholu do ust. Do momentu kiedy nie wsiadł do kapitolińskiego pociągu jako zwycięzca igrzysk.
Snow zawsze na szczycie
Po lekturze Ballady Ptaków i Węży, prawdopodobnie jak większość czytelników, byłam zaintrygowana postacią Snowa i jego przemianą. A grający go Tom Blyth w filmowej adaptacji tylko dodawał uroku całej postaci.
We Wschodzie słońca… Suzanne Collins poszła w pełny moduł nienawiści do prezydenta Panem. Poznajemy go jako brutalnego i bezwzględnego tyrana. Jego działania są obrzydliwe i odpychające, a poziom sympatii do niego spada do zera. Nie można odebrać mu nonszalancji i pewności siebie, sprytu i rozsądku, które zachwyciły nas w poprzedniej części.
Ta część jest również wypchana po brzegi propagandą. Od samych dożynek bohaterowie karmieni się propagitami. Chaos na dożynkach zastąpiony zostaje dogranym materiałem, trybut wymieniony na innego. Dochodzi do maskowania wszelkich niedociągnięć i wypadków. Przedstawia się trybutów tak, jak chciałaby tego kapitolińska publiczność. Niemal od środka przyglądamy się temu, jak łatwo zmanipulować cokolwiek tylko chcemy. Wystarczy tylko chcieć.
Znane nazwiska
W trakcie Wschodu słońca w dniu dożynek spotykamy wiele postaci, które mieliśmy okazję już poznać. Mentorkami Dystryktu Dwunastego są Mags i Wiress, a jednym z trenerów Beetee.
A kto przygotował stroje dla trybutów?
Kiedy stylista dzieciaków struł się jadem żaby, na scenę wkroczyła starsza siostra jednej z asystentek – znana nam jako Effie Trinkett.
Haymitch napotyka również Plutarcha Heavensbee, odpowiedzialnego za oprawę wizualną całych Igrzysk. To on nagrywa pożegnanie z rodziną, przygotowania do wyjścia na arenę i przebieg treningów.
To właśnie Plutarch zdradza Abernathy’emu kilka tajemnic areny i pozwala chłopakowi skontaktować się z Lenore Dove.
Spora część książki to również wspomnienie Lucy Gray Baird – głównej bohaterki Ballady Ptaków i Węży i pierwszej zwyciężczyni igrzysk z Dystryktu Dwunastego
— Ale założę się, że coś tam wiem o twojej gołąbeczce.
— Na przykład co?
— Na przykład to, że jest śliczna, paraduje w jaskrawych kolorach i śpiewa jak kosogłos. Kochasz ją, a ona zdaje się kochać ciebie. Tyle że czasem w to powątpiewasz, bo jakoś wcale nie uwzględnia cię w swoich planach
To Lucy Gray Haymitch ogląda w Ośrodku Treningowym. To grób Lucy Gray znajduje w lesie, gdzie pochowano Lenore Dove.
Lenore Dove zna i śpiewa piosenki Lucy Gray – na przykład Drzewo Wisielców, za które zostaje aresztowana.
Dzięki temu zabiegowi dowiadujemy się w końcu, co stało się z dziewczyną, kiedy zakończyła się jej historia w poprzedniej części. Snow mimochodem wspomina dawną ukochaną, porównując do niej Lenore Dove. Sama Lenore należy do tej samej Trupy, a teorie sugerują, jakoby była ona córką Maude Ivory.
Lucy Gray okazuje się również być kuzynką Burdocka Everdeen – najlepszego przyjaciela Haymitcha i ojca Katniss Everdeen. Przyjaźń tej dwójki dodaje tragizmu całej trylogii Igrzysk Śmierci.
Epilog
Zupełnie innego znaczenia nabiera moment, kiedy Haymitch patrzył, jak córka jego najlepszego kumpla zgłasza się na ochotniczkę, by ratować swoją siostrę. Kiedy wiózł ją i Peetę Mellarka na pewną śmierć. Kiedy razem z nią wrócił na arenę, by walczyć podczas Trzeciego Ćwierćwiecza Poskromienia.
Ciekawostką również może być fakt, że Haymitch nazywał Louellę McCoy „skarbem”. Później mówił tak tylko do Katniss.
Katniss Everdeen odzwierciedla wszystko, co Haymitch stracił w ciągu krótkiej chwili. Odzwierciedla jego żal, tęsknotę i nienawiść do siebie, Kapitolu i Snowa. Ukazuje nam również, jak bardzo główny bohater zmienia się dzięki niej, otwiera się na rodzinę i przyjaciół. Jak sprawia, że słońce już nigdy nie wschodzi w dniu dożynek.
Suzanne Collins jak zwykle nie zawiodła
Wschód słońca w dniu dożynek, choć jedna z krótszych części, dostarcza zdecydowanie najwięcej wrażeń. Traumatyzuje, niszczy, nie pozwala spać i uświadamia, jak brutalne i okrutne było Panem pod władzą Snowa.
Język powieści jest przystępny i prosty, opisy dokładne i obrazowe. Nie ma szans, by cokolwiek pominąć lub zgubić. Autorka bezustannie przypomina nam to, co najważniejsze.
Książka ta to idealnie uzupełnienie uniwersum, perfekcyjne backstory jednej z najbardziej lubianych postaci. Potwierdzenie lub obalenie teorii, przedstawienie relacji i zawiłości.
Warsztat Suzanne Collins, choć znany nam od lat, zawsze zaskakuje swoją dokładnością, zwrotami akcji i magią, które wbiją nas w fotel aż do końca.
W ramach podsumowania powiedzieć można tylko jedno:
Wszystkiego najlepszego, Haymitch