Zastanawialiście się kiedyś, ile pracy trzeba włożyć, aby wydać jedną książkę? Ilu ludzi pracuje przy jednej pozycji? Już od jakiegoś czasu chodzą mi po głowie tego typu pytania i czułam wewnętrzną potrzebę odpowiedzi na nie. Dzięki Krzysztofowi Bilińskiemu – właścicielowi wydawnictwa IX – mogłam poszerzyć swoją wiedzę i podzielić się nią z wami.
Chciałabym rozpocząć od pytania, jak to się w ogóle zaczęło? Skąd pomysł na założenie wydawnictwa?
Predyspozycje ku temu przejawiałem chyba od wczesnej młodości, ha, ha… Pamiętam, że jako młody chłopak pod koniec lat 80. zaczynałem od fascynacji literaturą fantastyczną i muzyką metalową. W brulionach pisałem swoje pierwsze opowieści i nie tylko były one traktowane jako zeszyty, ale układałem je w serie i opatrywałem znaczkiem „Wydawnictwo Gamma”. To były dziecięce fascynacje i zabawy, ale już jakiś czas później próbowałem swoich sił, wydając fanzina „Buntownik” poświęconego muzyce metalowej i mrocznej literaturze. To była połowa lat 90. Przez cały ten czas miałem coś takiego, że nawet sam dla siebie i kilku przyjaciół tworzyłem fikcyjne oficyny i wytwórnie ha, ha… Później wydawałem również sobie i znajomym tomiki poezji, które składałem najpierw na maszynie do pisania, a później na komputerze kolegi, a następnie powielałem w punkcie ksero. Fascynacja literaturą zaprowadziła mnie na studia polonistyczne, a zamiłowanie do technologii na informatykę. Z biegiem czasu komputery i oprogramowanie stawały się coraz lepsze i bardziej dostępne, dzięki czemu pracowałem nad swoimi umiejętnościami w tej dziedzinie. Zacząłem więc wykonywać różne zlecenia związane ze składem i grafiką, co zaowocowało współpracą z moim bardzo dobrym kolegą, również wydawcą, Sebastianem Sokołowskim z Phantom Books. To z kolei doprowadziło do tego, że znalazłem pracę jako grafik w drukarni książek i nabyłem wtedy sporo wiedzy i umiejętności, aby móc być samodzielnym w większości prac związanych z wydawnictwem. I tak po długim wstępie docieramy do miejsca, kiedy zaczęło się Wydawnictwo IX będące owocem moich pasji i wieloletnich prac.
Ciekawi nas również nazwa Pańskiego wydawnictwa, skąd pomysł na „IX”?
Założyć wydawnictwo, czyli działalność gospodarczą, to jest jeszcze nic. Ale wymyślić nazwę wydawnictwa, to prawdziwy koszmar, ha, ha… Tym bardziej kiedy od samego początku myśli się, jak ta nazwa będzie mogła funkcjonować w przyszłości, na ile będzie uniwersalna i na ile może wpadać w oko odbiorcom. Tych nazw roboczych wymyśliliśmy (to była wspólna burza mózgów moja i kilku przyjaciół) oczywiście dość dużo. Ale jak zwykle bywa, ta właściwa przychodzi nagle jak demon z zaświatów ha, ha. „IX” to oczywiście rzymski zapis liczby 9. Nasze wydawnictwo stara się wydawać nietypową literaturę, pełną zagadkowych nawiązań, niejednoznaczną, zawsze taką, pod której fabularną zasłoną kryje się głębsza problematyka stanowiąca o tym, że dana książka może być polem do dalszej interpretacji, a nie tylko historią do przeczytania i zapomnienia. Poza tym, liczba 9 jest jedną z najbardziej istotnych w wielu systemach ezoterycznych, w koncepcjach religijnych i mitologicznych. No i w samej matematyce jest również ciekawostką, bowiem jeśli pomnożymy jakąkolwiek liczbę przez 9, a następnie zsumujemy wynik do liczby pierwszej, zawsze otrzymamy 9. Kiedy jako dziecko spotkałem się z tym pierwszy raz, usiłowałem na kalkulatorze podważyć ten fenomen i się nie udało, ha, ha. I chyba gdzieś to siedziało w mojej głowie, bo pewnego razu przed snem (wtedy często przychodzą do głowy różne ciekawe pomysły), właśnie wpadła mi do głowy taka koncepcja. Nazwa minimalistyczna, a jednocześnie ze sporą tradycją.
Oczywiście praca nad wydaniem książki jest skomplikowana i składa się z wielu różnych części. Czy mógłby Pan wymienić, jakie są etapy wydawania powieści?
Sam schemat etapów wydania książki nie jest raczej specjalnie skomplikowany, a dopiero wdrażanie go w czyn, owszem. Na wydanie książki składa się bowiem jej napisanie, akceptacja wydawcy (jeśli mówimy o wydawcy tradycyjnym, ponieważ w przypadku selfpublishingu ten element odpada), prace redakcyjne, prace korektorskie, skład książki, korekta poskładowa, przygotowanie składu do drukarni, no i wymarzona chwila nas wszystkich – druk! Obok tego jest oczywiście jeszcze koncepcja okładki, projekt ilustracji okładkowej, następnie całej okładki i przygotowanie go do druku w uwzględnieniu formatu i gabarytów książki. Czy są to prace skomplikowane, zależy również od nastawienia wydawcy. Nie trzeba ukrywać, że bywają książki, które wydane są na tyle niedbale, że od razu widać pominięcie kilku etapów wspomnianych prac.
Jak długo trwa każdy z etapów i ilu ludzi pracuje przy każdym z nich?
To wszystko właśnie zależy od kilku czynników. Przede wszystkim od długości tekstu, ale i jego skomplikowania. Ja np. siadając nad redakcją powieści „Armageddon House”, która ma raptem 100 stron, myślałem, że będę w stanie uwinąć się z nią w jeden, maksymalnie dwa dni. Skończyło się na całym tygodniu i to nie dlatego, że książka wyszła z tłumaczenia pełna błędów, wręcz przeciwnie. Chodzi o to, że stopień skomplikowania tekstu i fabuły wymagał o wiele więcej uwagi, niemalże nad każdym zdaniem, niż tekst prostej fabularnie historii. Ale przechodząc do konkretów. Książka po akceptacji do wydania czekać musi na swoją kolejkę do redakcji. Ważnym elementem jest wtedy wybranie odpowiedniego redaktora, ponieważ uważam, że nawet najlepsi redaktorzy sprawdzają się lepiej w literaturze, która jest bliższa ich fascynacjom. Sam etap redakcji tekstu jest etapem najdłuższym, ponieważ właśnie wtedy książka nabiera swoich ostatecznych kształtów. Ogromnie ważnym jest również to, aby współpraca autora i redaktora odbywała się na przyjaznych zasadach i wzajemnym szacunku. Czasami w naszym wydawnictwie jest tak, że książkę redagują dwie osoby, a na koniec czytam ją jeszcze ja. Osoby pracujące nad naszymi książkami łatwo policzyć, bowiem zawsze wymienione są na stronie stopki redakcyjnej. Ale zazwyczaj nad wydaniem pracują 4 osoby. Czasem 3, a czasem 6. Czas trwania etapów bywa również różny. Zazwyczaj najdłuższym jest przekład, jeśli mamy do czynienia z utworem zagranicznym. Druga w kolejce jest redakcja, która bywa, że trwa nawet kilka tygodni. Trochę krócej trwa praca nad okładkami, a bywa, że projekt gotowy jest w 1 dzień, kiedy jakoś sprzyja wszystkim wena, ha, ha. Skład książek zawsze robię osobiście i to zabiera mi maksymalnie 2 dni, choć zdarzają się oczywiście poprawki, ale to są wtedy sprawy kosmetyczne, jak to nazywam. Ostatnią sprawą jest z kolei druk, który w zależności od drukarni może mieć miejsce od kilku dni do nawet trzech tygodni.
Nie od dzisiaj wiadomo, że redagowanie tekstów nie należy do łatwego zadania, jednak jaka według Pana jest największa trudność w korekcie?
Należy odróżnić te dwie rzeczy: redakcję i korektę. W korekcie największą i jedyną trudnością jest znajomość współczesnych zasad pisowni i interpunkcji i to tyle. Korektor wyłapuje błędy tekstowe i jego zadanie sprowadza się w dużej mierze do spraw technicznych. Z kolei redakcja to rzecz bardzo skomplikowana i trudna. Prawdziwa redakcja to praca nad wieloma aspektami tekstu. Począwszy od zwrócenia uwagi na logikę i gramatykę zdań, a skończywszy na wyszukiwaniu w treści błędów wszelakich, związanych z zagadnieniami filozoficznymi, technicznymi, psychologicznymi, naukowymi i wieloma innymi. To właśnie redaktor doszukuje się, czy przypadkiem wikingowie nie walczą rapierami, czy morza nie zamieszkują nagle ryby słodkowodne, czy przypadkiem ktoś nie myli depresji ze schizofrenią albo, czy „Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni” nie napisał jednak Nietzsche, a nie Mickiewicz, jak to autor starał się w swojej książce przepchnąć. Redaktor też zwraca uwagę czy dane porównania i metafory użyte przez autora nie są zrozumiałe tylko dla niego samego. Redakcja książki to szukanie dziury w całym, czepianie się każdego wątpliwego elementu i również wygładzanie stylu, czyli naprawa koślawych zdań, do których autor jest już tak przyzwyczajony, że nie widzi ich błędnej wymowy. To jest ciężka praca i redaktorów dobrych należy bardzo doceniać! Poza tym, jak wspomniałem, ważna jest przyjacielska współpraca między autorem i redaktorem. Ja zawsze powtarzam, że redaktor nie jest wrogiem autora, ale jego przyjacielem, który czepia się wszystkiego, co tylko zauważy, zanim po wydaniu książki zaczną się tego czepiać recenzenci, ha, ha… Im bardziej doświadczony redaktor, tym lepszy końcowy efekt książki. A każda książka, nawet najlepszego autora, wymaga redakcji. Nie bez powodu swoim redaktorom wielokrotnie dziękuje np. Stephen King. Warto jeszcze nadmienić, że w pracy nad książką trudną sprawą może być to, kiedy autor ewidentnie upiera się w trwaniu przy swoich błędach na zasadzie licentia poetica. O ile redaktor też może uznać za błąd coś, co jest ważnym elementem książki, o tyle na etapie wymiany plików redakcyjnych autor zawsze broni swojego tekstu i uzasadnia, że pewnych poprawek nie akceptuje i to jest w porządku. Ale upieranie się autora przy błędach, to prawdziwa katorga dla redaktora. Muszę jednak powiedzieć, że każdy doświadczony autor ceni sobie prace z redaktorami. Dodam jeszcze, że w naszym wydawnictwie książka tak naprawdę idzie do składu dopiero po całkowitej akceptacji poprawek przez autora. Nie stosujemy zasady, że redagujemy tekst i autor nie widzi go aż do czasu otrzymania egzemplarza autorskiego. Nawet po składzie ma wgląd w to, jak wygląda książka w pdf, może zgłaszać zmiany i powinien jak najbardziej być zadowolony z wydania.
Ciekawi nas również, jak wygląda selekcja autorów? Na czym skupia się Pan, podejmując decyzje o wydaniu książki danego autora?
W naszym wydawnictwie nie robimy jednego. Nie zwracamy uwagi na to, czy dana książka ze względu na koniunkturę, może się sprzedać i choć jest infantylna i banalnie prosta, ludzie to łykną, jeśli tylko dobrze zareklamujemy i trafimy na hype związany z danym tematem. Szanujemy siebie i szanujemy naszych czytelników. Dlatego wybieramy przede wszystkim książki oryginalne, wyróżniające się wśród innych, szukamy nietypowych autorów, którzy poza opowiedzeniem samej fabuły, chcą przez nią przekazać czytelnikom coś więcej. Chcą wciągnąć ich w pewną grę, zadać pytania, których na co dzień w biegu człowiek sobie nie zadaje. Selekcję propozycji wydawniczych dokonujemy w grupie kilku osób, do których mam zaufanie i jeśli któraś z nich zainteresuje się wyjątkowo pewną książką, przyglądamy się jej uważniej, wymieniając między sobą opinie. Podejmując ostateczną decyzję, z pewnością najbardziej zwracam uwagę na dwie rzeczy – pomysł i język (styl). Jeśli przyciągnie mnie dobry pomysł, sama książka również powinna być przynajmniej poprawnie napisana. Bywa bowiem tak, że streszczenie książki wysłane przez autora wygląda naprawdę świetnie, ale jej lektura może być zaskakująco niestrawna. W tym wypadku trudno podjąć prace redakcyjne, kiedy redaktor musiałby napisać książkę za autora na nowo. Oczywiście na etapie poprawek redaktor często wycina całe akapity, a nawet sceny lub też sugeruje dopisać nowe, ale dzieje się tak w wypadku, kiedy książka jest dobra, dobrze się ją czyta, a narracja wciąga czytelnika. Jeśli jednak na pierwszych 20, a nawet mniej, stronach roi się od różnorakich błędów, a narracja kuleje, nawet najlepszy pomysł może zostać zaprzepaszczony, jeśli autor nie będzie pracował nad swoim warsztatem. Z drugiej strony muszę odkryć też drugą stronę medalu. Zdarzyło się nam już, że nadesłana propozycja była napisana sprawnie i świetnym językiem. Jednak ostatecznie historia była wtórna, przewidywalna, fabuła niczego w sobie nie kryła. Ot, rzemieślnicze czytadło. Takich książek również nie chcemy wydawać.
Jakie uczucia towarzyszą Panu przy wydaniu książki?
Zawsze ogromna ekscytacja i wiara w to, co robię, nawet jeśli sama książka nie stanie się później sprzedażową satysfakcją. Wydaję książki, co do których jestem absolutnie przekonany i w których widzę potencjał na tle innych wydawanych w naszym kraju pozycji. Robię tak też dlatego, abym był w stanie bronić wartości danej książki czy też mógł zachęcać do sięgnięcia po nią z czystym sumieniem. Oczywiście całość jest często obarczona wieloma tygodniami ciężkiej pracy, w czasie których padam ze zmęczenia, ale ostatecznie jestem zadowolony bardzo z każdej wydanej przez nas książki. Z każdą wiąże się jakaś historia. Nie wydaliśmy nigdy książki jako „kolejnej sztuki”. Każda jest dla mnie bardzo indywidualnym przeżyciem i nie raz zdarza się, że wracają one do mnie, jeśli tak ujmę to poetycko, w różnych zaskakujących sytuacjach.
Niestety w Internecie jest masa nielegalnych ebooków, jakie Pan ma podejście do tego zjawiska?
Powszechność i rozwój internetu oraz możliwości naszych komputerów od lat pozwalają na to, aby wszelakie dzieła kultury mogły być kopiowane i w ten sposób poniekąd rozkradane. Na szczęście obecnie sporo rzeczy się zmienia za sprawą różnych pomysłów na walkę z tym procederem, ale nie przez karanie, a zachęcanie do legalnego korzystania z elektronicznych wydań, które oferowane są w atrakcyjnych cenach czy abonamentach. Nawet w naszym wydawniczym sklepie ebooki czy audiobooki są oferowane w niższych cenach od wydań książkowych z naturalnych względów związanych z tańszą produkcją, czym zawsze staram się zachęcić czytelników. Osobiście patrzę na to zjawisko ze smutkiem, gdyż w przypadku naszej działalności małego wydawnictwa, każdy sprzedany egzemplarz jest ważny i wspiera nas w tym, abyśmy nadal mogli wydawać wyjątkowe książki. Wiem jednak, bo sam kilkukrotnie obserwowałem różne dyskusje na grupach FB, że do niektórych osób nie przemawiają żadne logiczne argumenty i dopóki takie osoby same nie przejdą jakiejś transformacji myślowej, żadna siła ich natury nie odmieni.
Bardzo dziękuje za wywiad, wyczerpujące odpowiedzi i poświęcony czas.
Jesteś ciekaw, jakie zdanie na temat kradzieży książek w Internecie mają inni autorzy? Sprawdź wywiad z Eweliną Dobosz!