Zosia omal się nie utopiła w rzece. W ostatniej chwili wyłowił ją Waldek. Wtedy spotkali się po raz pierwszy.
Ciągle coś staje na przeszkodzie
Gdy spotykają się ponownie, są o kilka lat starsi. Waldek wciąż jest wioskowym wyrzutkiem, ale dopóki opiekuje się nim lokalna znachorka, ludzie przymykają oczy na jego odmienność. Zosia natomiast z nastoletniej córki działacza partyjnego przeistoczyła się w dorastającą panienkę, córkę ministra. Na każdym kroku pilnuje jej milicja i ubecja, a jej ojcu zdecydowanie nie podoba się, że zadaje się z Waldkiem. Szybko rozprawia się z problemem – Zosię zabiera siłą do Warszawy, a chłopaka zostawia na pastwę rządowych agentów.
Los nie jest dla Waldka łaskawy. W trakcie ucieczki przed niedźwiedziem jego opiekunka topi się w bagnisku. Rodzina oskarża chłopaka o jej śmierć i wygania go z domu. Waldek musi znaleźć schronienie w miarę bezpiecznej okolicy – gdzieś, gdzie ludzie będą chcieli korzystać z jego pomocy i zbyt prędko go nie przegonią. Czas upływa mu na wypędzaniu duchów, odczynianiu uroków i pomocy chorym ludziom i zwierzętom. Gdy jego życie zdaje się już ustabilizowane, znów pojawia się w nim Zosia.
Wątki magiczne
Zaklinacz nie jest powieścią fantasy, a jednak pojawiają się w nim wątki magiczne. Waldek widzi zbliżającą się śmierć – bladą kobietę o jasnych włosach, potrafi przegonić niespokojne duchy i odczynić złe uroki. Zna się na ziołach, co wykorzystuje do pomocy innym – ludziom i zwierzętom. Dla niego nie jest to nic nadzwyczajnego, taki się urodził. Mieszkańcy Beskidu Niskiego także nie negują jego zdolności. Wierzą w wędrującą po ziemi personifikację śmierci oraz pozostające wśród bliskich dusze zmarłych. Tylko dla Zosi wszystko to jest niezwykłe, ponieważ pochodzi z zewnątrz. A jednak nawet ona nie neguje umiejętności Waldka.
Powieść Tomasza Betchera to niezwykłe zderzenie realizmu i magii, która jest obecna w ludzkim życiu od pokoleń. To historia walki o przetrwanie w trudnych czasach, a także próba zmierzenia się z przeznaczeniem, które przepowiedziały aż dwie wiedźmy.
Historia Waldka jest niesamowita i znakomicie oddaje ducha tamtych czasów. Autor świetnie odmalował krajobrazy, ludzkie uprzedzenia i dwoistość religijności lat 50. A jednak zabrakło mi głębszego odmalowania charakterów postaci. Przez wydarzenia pędzimy trochę na łeb na szyję – właściwie najlepiej napisane są fragmenty wspomnieniowe o dzieciństwie i młodości Zaklinacza. A to sprawia, że ciężko się w tę historię wciągnąć i zżyć z bohaterami. Nie zmienia to jednak faktu, że najnowszą powieść Tomasza Betchera po prostu warto przeczytać.
Przeczytaj także: Kroniki portowe – ile razy można zaczynać życie od nowa?