PODRÓŻ PRZEZ ZGLISZCZA CYWILIZACJI
Rok 1997. Michelle i mały żółty robot Skip przedzierają się przez zrujnowane po wojnie Stany Zjednoczone. Muszą dotrzeć na drugą stronę kraju w konkretnym celu. Podróż nie należy do najłatwiejszych i najprzyjemniejszych. Na drogach walają się bowiem różne machiny, roboty czy drony utrudniające przejazd, a szabrownicy oraz złomiarze nie odpuszczą nawet samotnej nastolatce.
MELANCHOLIJNA OPOWIEŚĆ O KOŃCU ŚWIATA
Po zwiastunie filmu sądziłam, że Zapomniany horyzont to będzie pełna akcji futurystyczna historia, momentami humorystyczna, dająca rozrywkę na jeden wieczór. Tymczasem dostałam melancholijną opowieść osadzoną w świecie zmierzającym ku zagładzie. W dodatku zamiast dwóch protagonistów mamy tutaj samotną nastolatkę, której jedynym kompanem jest robot zachowujący się jak małe dziecko. Jednak nie rozczarowałam się, wręcz przeciwnie. Jestem usatysfakcjonowana lekturą i aż mi przykro, że ta podróż – choć niełatwa zarówno dla bohaterki, jak i czytelników – trwała tak krótko. Zapomniany horyzont zapada w pamięć i skłania do refleksji na temat naszej przyszłości, nowinek technologicznych, konfliktów międzyludzkich. Jak się okazuje, niekoniecznie to natura nas wykończy – sami na własne życzenie możemy doprowadzić się do ruiny.
TRAGICZNE PIĘKNO
Uwielbiam obrazy rysowane techniką matte paiting, więc łatwo można sobie wyobrazić mój zachwyt po otwarciu tej powieści. Za same rysunki Zapomniany horyzont zasługuje na wysoką notę. Są obłędne! Przy każdym zatrzymywałam się na dłuższą chwilę i analizowałam każdy detal. Najbardziej podobały mi się te ciemne obrazy, utrzymane w mrocznej, niebieskiej tonacji. Towarzyszyło mi uczucie niepokoju podczas podziwiania ich. Miałam też dreszcze, gdy patrzyłam na te dziwaczne roboty, machiny wojenne i futurystyczne hełmy na głowach ludzi, zupełnie niepasujące do zwykłych dróg, pól czy starych samochodów oraz budynków.
Cała książka mogłaby składać się z samych ilustracji i pokazywać w ten sposób historię. Nie miałabym wówczas problemów ze zrozumieniem, co autor miał na myśli, gdyż potrafi on świetnie przekazać emocje przez obraz. Dlatego najbardziej mnie zachwyciły dwie sekwencje pod sam koniec, ten moment, gdy bohaterka dociera wreszcie do celu, i cały rozdział Ocean, jedyny bez choćby jednego słowa. Czułam się emocjonalnie zdruzgotana przez nie. Stålenhag to prawdziwy artysta.
NIESPODZIEWANIE PRZYKRY FINAŁ
Z każdym przebytym odcinkiem drogi dowiadujemy się coraz więcej o Michelle, protagonistce Zapomnianego horyzontu. Bohaterka opowiada nam o niełatwym dzieciństwie, okresie dorastania, a także o tym, jak do tego doszło, że została sama w tym nieprzyjaznym świecie. Nie czułam się przywiązana do niej, bardziej skupiałam się na elementach wokół, niemniej finał niespodziewanie rozłożył mnie na łopatki i szczerze jej współczułam. Gdy będę czytać tę historię drugi raz, zupełnie inaczej spojrzę na tę postać oraz jej towarzysza, a zmierzanie do ostatniej strony będzie bolesne.
PYTANIA BEZ ODPOWIEDZI
Jedynym dla mnie minusem jest to, że autor daje nam tylko szczątkowe informacje o tym pięknie narysowanym postapokaliptycznym świecie. Skoro mamy trochę tekstu, to można było się pokusić o lepszy worldbuilding. Nie wymagałam długich wykładów, ale naprawdę niewiele dowiadujemy się o świecie przedstawionym, nie dostajemy odpowiedzi na większość pytań. Nie dysponujemy wszystkimi informacjami pozwalającymi zrozumieć, co się właściwie wydarzyło. Michelle głównie opowiada o dzieciństwie, wspomina bliską jej koleżankę, rodzinę, raczej nie tłumaczy, o co chodziło w wojnie, która zrujnowała USA. Nieco więcej szczegółów na ten temat dostarcza list jakiegoś żołnierza (zawarty we fragmentach złożonych kursywą), niepowiązanego z protagonistką, ale nie ma tego za dużo, zaledwie kilka stron.
PODSUMOWANIE
Zapomniany horyzont to jeden z tych tytułów, do których na pewno będę wracać. Stålenhag zasługuje na uznanie, bo dla mnie to coś więcej niż tylko powieść graficzna. To już istne dzieło sztuki. Wszystkie ilustracje mogłyby zawisnąć jako obrazy w galeriach na całym świecie. Liczę, że dzięki ekranizacji więcej osób sięgnie po oryginał i zachwyci się twórczością Stålenhaga. Mam też nadzieję, że doczekamy się w Polsce poprzednich tomów tej serii – bo Zapomniany horyzont to trzecia część. A kto wie, może poprzednie są jeszcze lepsze?
Zapraszam do naszych recenzji innych powieści graficznych, na przykład Pumpkinheads.