Prawdziwa historia Zodiaka – kim był morderca z San Francisco?
Zodiak (oryg. Zodiac) to pseudonim, który sam sobie nadał seryjny morderca działający pod koniec lat 60. i na początku lat 70. XX wieku w San Francisco i jego okolicach. Przyznawał się do zamordowania aż 37 osób, ale potwierdzono mu pięć ofiar śmiertelnych i dwie ciężko ranne. Zodiak zasłynął nie tylko brutalnością, ale też sposobem komunikacji – przesyłał do gazet listy z szyderstwami i zaszyfrowanymi wiadomościami. Z czterech wysłanych kryptogramów udało się odszyfrować dwa. Znak, którym się posługiwał – krzyż wpisany w kółko – przypominał logo szwajcarskiej firmy zegarmistrzowskiej Zodiac.
Morderca nigdy nie został złapany, choć policja miała kilku podejrzanych. Najpoważniejszym z nich był Arthur Leigh Allen – postać znana każdemu, kto oglądał film Finchera. Mimo licznych poszlak, żadna z nich nie wystarczyła do postawienia zarzutów. Śledztwo wciąż pozostaje otwarte.
Z zimnej krwi i gazetowych nagłówków
Fincher nie zrobił filmu o seryjnym mordercy. Zrobił film o tym, jak łatwo zgubić siebie, kiedy gonimy za cieniem potwora. Zodiak to nie kolejna opowieść o psychopacie, który zostawia tropy. To historia ludzi, którzy zbyt głęboko w nie zajrzeli. Policjanci i dziennikarze tracą kontrolę nad własnym życiem, coraz bardziej pochłonięci przez sprawę, która nigdy nie zostanie domknięta. W centrum znajduje się Robert Graysmith – rysownik z „San Francisco Chronicle”, który zamienił ciekawość w obsesję. To na jego książkach oparty jest scenariusz filmu.
Reżyser, który zamilkł
Zodiak to moment, w którym Fincher się wycisza. Po efektach specjalnych z Azylu, po brutalnym rytmie Siedem i neurozie Podziemnego kręgu, przychodzi czas na powolne, metodyczne śledztwo. Kamera Harrisona Savidesa nie przemyka przez ściany. Zamiast tego zostaje z bohaterami, kiedy ci przewracają strony akt i gubią siebie w notatkach. Zamiast fajerwerków mamy długie rozmowy i stępione emocje, które tępieją się nie od braku przemocy, lecz od jej codziennego widoku.
Obsada, która oddycha prawdą
Jake Gyllenhaal jako Robert Graysmith jest perfekcyjny w swojej naiwnej determinacji. To nie jest bohater z pistoletami – to facet z notesem. Robert Downey Jr. w roli Paula Avery’ego pokazuje, jak blisko jest od brawury do samozagłady. Mark Ruffalo daje kreację policjanta, który z dnia na dzień gaśnie pod ciężarem sprawy, której nie da się zamknąć. John Carroll Lynch jako Arthur Leigh Allen? Jeden z najbardziej niepokojących portretów podejrzanego, który jednocześnie nie robi nic… i robi wszystko.
Film bez kropki
Zodiak ma 158 minut i żadnego katharsis. Nie ma zwrotu akcji, nie ma satysfakcji. Jest pytanie, które wraca: „A co, jeśli to nie on?”. I tu tkwi siła filmu. W czasach, gdy kino wymaga zakończenia z fajerwerkami, Fincher zostawia widza w milczeniu. Nie po to, by rozczarować, ale by zbudować niepokój, który zostaje na długo po seansie.
Klimat ponad akcję
Nie ma tu strzelanin, nie ma pościgów. Jest papier, tusz, dym papierosowy i śledczy, który myli daty w aktach, bo od trzech dni nie spał. Fincher pokazuje, jak wygląda prawdziwa walka o prawdę, kiedy nikt już nie chce jej znać. To kino zmęczenia – nie euforii. Ale to właśnie ono zostaje w pamięci dłużej niż wszystkie eksplozje razem wzięte.
Podsumowanie
Zodiak nie jest filmem dla każdego. To nie rozrywka – to próba cierpliwości. Dla fanów Finchera to jeden z jego najbardziej niedocenionych majstersztyków. Dla widzów szukających szybkiej akcji i wyrazistych odpowiedzi – może okazać się testem cierpliwości. Ale jeśli dacie mu czas, nagrodzi was czymś rzadszym niż twist. Poczuciem, że wcale nie trzeba znać odpowiedzi, by poczuć ciarki.
Jeśli ten tekst Cię poruszył, sięgnij po kolejne artykuły z pogranicza kina i prawdziwego życia:
🎬 Goście vs Nie mów zła – porównanie thrillerów, które pokazuje siłę oryginału
🎬 127 godzin – film, który boli, ale uczy jak żyć
🎬 Miasto Boga – brazylijski film, który zmienia spojrzenie na świat