Zuzanna Śliwińska to zaledwie osiemnastoletnia pisarka. Na swoim koncie ma jedną książkę, wydaną w Warszawskiej Grupie Wydawniczej, a teraz próbuje swoich sił razem z wydawnictwem Novae Res. Jej powieść Skrzypek ujrzy światło dzienne już 26 lutego!
Zuzanna Śliwińska nie zatrzymuje się w miejscu. Ma przed nami kilka kolejnych pozycji, które – miejmy nadzieję – także zostaną opublikowane. Jeśli jesteście ciekawi, jakie ma kolejne plany, dlaczego zdecydowała się wydać książkę i wybrała akurat taki temat, zapraszam do wywiadu!
Jesteś bardzo młoda, co Cię skłoniło, aby tak szybko wydać książkę?
Kiedy wydałam swoją pierwszą książkę, właściwie nie wiedziałam, co robię. Pisałam tylko jakieś opowiadania fan fiction w internecie. Lubiłam to robić, ale miałam też materiał na coś własnego. To mogła być sugestia moich czytelników albo coś rzuconego w żartach przez koleżanki, ale napisałam książkę i wysłałam ją do wydawnictw. Byłam gotowa skończyć na tym, ale dostałam odpowiedzi i jakoś tak się zaczęło. Kiedy napisałam Erhtobe, miałam skończone piętnaście lat, a gdy skończyłam Skrzypka, nie miałam jeszcze osiemnastu. Teraz patrzę na moje dwie powieści i widzę, jak różne są, ale także, jak ja bardzo się zmieniłam.
Jak Twoi bliscy wspierali cię w tej trudnej drodze do publikacji książki?
Bardzo. Mogłam liczyć na to, że pomogą mi z umowami, korektą, wytłumaczą właściwie, na czym polega publikacja. Choć wydaje mi się, że już prześcignęłam ich z wiedzą w tych tematach. Pamiętam tylko, że kiedy skończyłam pisać pierwszą książkę, powiedziałam tacie, że chciałabym ją wydać. Oczywiście był, delikatnie mówiąc, sceptyczny, co z perspektywy czasu mnie nie dziwi. Wiedział, że piszę, bo czytałam mu moje opowiadania czy nowelki, ale mimo wszystko coś takiego jak książka musiało wydać mu się… abstrakcją.
Mogę moim bliskim powiedzieć wszystko – to, co myślę, robię, piszę, również się do tego zalicza. Zdarza się oczywiście, że bywam zawstydzona, ale niczego bym nie zmieniła.
Od kiedy piszesz książki i dlaczego się na to zdecydowałaś?
To, co nazwałabym „książkami”, jako tako od piętnastego, czternastego roku życia, ale już gdy byłam w podstawówce, chyba w trzeciej czy czwartej klasie, pisałam bajki. Potem, w gimnazjum, zaczęłam pisać w internecie, ale tworzyłam też własne opowiadania, jakieś rozprawy, prozę czy felietony. Zawsze pisałam dużo, nawet w szkolnych wypracowaniach, pewnie doprowadzając nauczycieli do irytacji, gdy musieli sprawdzać kilkustronicowe – kilkukartkowe! – wypracowania. Miałam pomysły, coś mnie dręczyło, były problemy, które chciałam rozlegle poruszyć, ale nie na „sucho”, i w końcu zaczęłam pisać, opatulając moje wizje wokół bohaterów, zamykając je w nowych, ale znanych światach. Chciałam coś powiedzieć, inni powiedzieli – zrób to, spróbuj – więc to zrobiłam.
Skąd czerpiesz inspirację do swoich prac?
Prostą odpowiedzią jest, że zewsząd, ale tak raczej jest. Moja rodzina i przyjaciele to inspiracje, ale nie jako same osoby czy zdarzenia, w których biorą udział.
Lubię rozmawiać, dyskutować, słuchać i czytać, więc to, o czym można pisać, zdaje mi się nieograniczone. Doświadczałam nowych rzeczy, uczyłam się gry na fortepianie, widziałam, jak wygląda rywalizacja między młodymi ludźmi, i interesuję się filozofią. To przyniosło mi Skrzypka, ale także wiele innych rzeczy. Wiele rozmów, wiele emocji, które przetrawiłam w szkole, wiele niedorzecznych rzeczy, których życie jest pełne. Jest taka scena w Skrzypku, w której Scott, główny bohater, wspomina ulubione święta. Mówi, że nie pamięta, co wtedy dostał, ale były dla niego szczególne, bo jego ciocia Oliv dostała upragniony odkurzacz. Nikt oprócz Scotta o tym nie wiedział, dlatego czuł najczystsze szczęście, że mógł spełnić jej życzenie. Ta sytuacja nawiązuje do prawdziwego zdarzenia, które przytrafiło się mnie i mojej starszej siostrze. Jeśli miałabym powiedzieć, czym jest szczęście, przytoczyłabym tę historię, i myślę, że to są najlepsze inspiracje, jakie można znaleźć.
Co właściwie oznacza dla Ciebie pisanie?
Bardzo podobne pytanie zadał mi niedawno mój przyjaciel i pierwszym, co mu odpowiedziałam, była „transcendencja”. Trudno ubrać to w słowa. W końcu jest to oderwanie się od rzeczywistości, ale jednocześnie zespolenie jej z myślą, z jakąś własną ideą. Takie wyjrzenie z jednego nieskończonego świata w inny nieskończony. Widzę też funkcję dydaktyczną, ale lepiej jest powiedzieć terapeutyczną, bo ja siebie mogę nauczyć czegoś nowego, spojrzeć na coś pod innym kątem, zanegować własny punkt widzenia i uporać się z rzeczami, które mnie poruszyły albo nie dawały spokoju. Pisanie i ogólnie tworzenie są koniecznością w najbardziej pozytywnym sposobie. To coś, co nie tylko chcę, ale muszę zrobić, kolejna forma, w jakiej znajduję samą siebie i wszystko wokół mnie oraz to, czego jeszcze nie nazwałam. Nie chcę powiedzieć, że jest to ucieczka, no chyba że i życie jest ucieczką.
Jakie są Twoje największe marzenia związane z twórczością literacką?
Na razie chcę pisać, a skoro już wydaję, to chciałabym, aby ktoś, czytając to, co już stworzyłam, zauważył, że próbuję coś zrobić. Próbuję sprawić, jak wielu innych przede mną i wielu innych po mnie, aby mój głos został usłyszany. Tego głosu nie słychać na zewnątrz, ale odbija się echem razem z myślami, razem z czymś, co już nie jest moje, ale co dzięki moim opowieściom mogłam pobudzić.
Piszesz o parze homoseksualistów. Ten temat w obecnych czasach jest naprawdę kontrowersyjny, dlaczego się na niego zdecydowałaś?
Kiedy opowiadałam znajomym, o czym mniej więcej jest Skrzypek, zwykle odpowiadali coś w stylu: „Więc to książka o gejach?”. I od razu odpowiadałam, że nie. To nie jest książka o gejach. Nie chcę też, aby był to temat kontrowersyjny. W całej powieści nie pojawiają się ani razu słowa „homoseksualizm” czy „homofobia” i tym podobne. Kwestia seksualności nie jest czymś, co należy do poruszanych problemów, w ogóle nie jest problemem i nie powinna być. Prawdą jest, że Scott i Eliot są parą jednopłciową, ale to w żaden sposób ich nie określa. Ludzie nie powinni być kategoryzowani w taki sposób, stygmatyzowani. Mamy XXI wiek, wiemy, jak w naszym kraju postrzegana jest kwestia osób „nieheteronormatywnych”, ale to nie powód, żeby bać się o tym pisać. Wiem, że będą osoby, którym się to nie spodoba. Jednak prawda jest taka, że nieważne, o czym bym pisała, zawsze znajdzie się ktoś, komu się nie dogodzi.
Czy uważasz, że na polskim rynku wydawniczym brakuje książek o tematyce LGBT?
Tak i nie. Nie powiedziałabym, że brakuje książek o tematyce LGBT, osobnej kategorii literackiej, ale że ogólnie często we współczesnej literaturze pomija się istnienie takich osób. Coraz więcej książek jest tłumaczonych zza granicy, które śmiało pokazują związki nie tylko heteroseksualne, osoby nie tylko cispłciowe. Także i polska proza powoli wchodzi w życia i czasem trudne momenty ludzi, którzy nie byli akceptowani przez to, jacy się urodzili – wyalienowanie, zdezorientowanie i tak dalej. Chciałabym, aby było więcej książek przedstawiających osoby LGBT nie tylko jako pobocznych bohaterów, jako postacie w tle, ale także jako głównych bohaterów. Literatura, zwłaszcza młodzieżowa, ma funkcję dydaktyczną, nie tylko taką, o jakiej mówiłam wcześniej. Osoby, które po nią sięgają, często utożsamiają się z bohaterami albo z opisywanymi sytuacjami. To ważne, aby każdy mógł poczuć się uwzględniony, zauważony. Poczuć się częścią jakiejś całości, a nie jedynie interesującym dodatkiem, humorystyczną czy dygresyjną wstawką opartą na stereotypach.
Z którym z bohaterów Twoich książek najbardziej się utożsamiasz i dlaczego?
Chyba nie umiem wybrać jednego. Moi bohaterowie zwykle mi się… wymykają. Nieświadomie zdarza mi się nadać im cechy, które doceniam. Sama tego nie zauważyłam, tylko zostało mi to wytknięte. Jeśli jednak miałabym wybierać pomiędzy Scottem a Eliotem, to myślę, że jestem podobniejsza do Scotta. Kompletnie nie potrafię być tajemnicza jak Eliot, ale jego temperament, wyrozumiałość, jest czymś, do czego aspiruję. Scott z kolei jest bardziej chaotyczny niż ja, ale podobnie radzimy sobie z emocjami. Oboje musimy zdystansować się od naszych problemów. Nawet jeśli czasem pozwalamy porwać się uczuciom i mamy chwile słabości, to staramy się zachować trzeźwość umysłu. Oboje jesteśmy też ciekawscy, ale próbujemy nie być wścibscy. Ale chyba tym, co łączy nas najbardziej, jest przywiązanie do rodziny. Oboje chcemy niezależności, ale bliscy są dla nas właściwie najważniejsi i możemy zawsze liczyć na ich wsparcie.
Czego możemy spodziewać się po Twojej nowej książce? Napiszesz dwa–trzy zdania na zachętę czytelnikom, którzy jeszcze nie zdecydowali się na zakup?
Oprócz tego to opowieść o muzyce, talencie, uczuciach i tym, że wszystko ma konsekwencje.
Ale przede wszystkim to opis losów, który w jakimś stopniu dotyka albo dotknie każdego człowieka. To historia o dojrzewaniu, dorastaniu trwającym właściwie całe życie, wyborach i miłości, którą się odkrywa – zawsze inaczej.
To książka i mapa życia kilku wymyślonych ludzi.