Tramwaj nr 1852 jest swoistym hołdem Edwarda Lee dla niesamowitej twórczości H.P. Lovecrafta. Autor, bazując na mało znanym opowiadaniu Rzecz w świetle księżyca, stworzył minipowieść utrzymaną w niezwykle pięknym i barwnym stylu twórcy mitologii Cthulhu, okraszoną charakterystycznym dla Lee wulgarnym motywem obrzydzenia i wyuzdania. Nie jest to jednak dzieło na poziomie chociażby książek Bighead czy Świnia.
Pierwszym, co zaskakuje podczas lektury Tramwaju nr 1852, jest zgoła odmienna stylistyka niż ta, do której Edward Lee zdążył przyzwyczaić czytelnika na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Powieść bowiem napisana została bogatym, wręcz kwiecistym językiem na wzór twórczości H.P. Lovecrafta. Pełno tu obrazowych, barwnych opisów, wyszukanego słownictwa i stylizowanego na archaistyczny styl warsztatu literackiego. I, o dziwo, wyszło to bardzo dobrze! Oczywiście całość dopełnia kipiąca seksualnym wynaturzeniem wizja rodem z najlepszych horrorów ekstremalnych, których królem jest nie kto inny, jak sam Edward Lee.
Królestwo rozpusty
Głównym bohaterem powieści jest Morgan Philips – były wykładowca na Uniwersytecie Brown. Bezlitosne macki Wielkiego Kryzysu zmusiły mężczyznę do pożegnania się z wygodną posadą i przeprowadzki do skalanego grzechem Nowego Jorku. Wybór ten nie był jednak przypadkowy. W przepełnionym przemocą mieście mieszka siostra bohatera, Selina. Morgan, na przekór przeciwnościom losu, zamierza odnaleźć jedyną krewną, która z nieznanych przyczyn przestała utrzymywać z nim kontakt, co staje się jego głównym życiowym celem.
Wiedziony przez koleje losu, mężczyzna trafia na trop tytułowego Tramwaju nr 1852, będącego jedynym środkiem transportu do tajemniczego przybytku rozkoszy. Miejsce to, potocznie zwane burdelem, oferuje klientom swoisty raj dla ich seksualnych, niezaspokojonych potrzeb. Ci, którzy zostaną do niego wpuszczeni, mogą bez skrępowania czy wyrzeczeń oddać się łóżkowym uniesieniom pozbawionym opłat i mentalnych granic wyuzdania. Morgan nie wie jednak, że prowadzony przez tajemniczą Miss Aheb przybytek stanie się początkiem jego upodlenia i perwersyjnej tortury.
Wielcy Przedwieczni
Tramwaj nr 1852 jest powieścią odrzucającą, ohydną, miejscami pozbawioną dobrego smaku. Czyli dokładnie tym, czego fani Edwarda Lee oczekują! Autor, oprócz niezwykle barwnej, lovecraftowej konwencji, skąpał dzieło w ociekającym seksem wywarze, którego głównymi składnikami są obrzydzenie, perwersyjna degradacja i… wszechmocni przedwieczni. Lektura porywa czytelnika w wir starożytnych legend oraz rządzących światem kreatur, żywcem wyjętych z mitologii Cthulhu. Nie zabrakło tu enigmatycznych podróży po wymyślnych wymiarach, mistycznych przepowiedni i zaskakujących wątków, które, choć urozmaicają historię, stanowią raczej tło dla losów Morgana. Losów, a raczej turbulencji życiowych, które zabiorą bohatera na skraj seksualnego wynaturzenia.
Na koniec…
Krótko podsumowując: Tramwaj nr 1852 jest lekturą przyjemną, wymyślną, w której odnajdą się zarówno zwolennicy horroru ekstremalnego, jak i fani lovecraftowej twórczości. Należy jednak zaznaczyć, że powieść ta jest zgoła inna niż klasyczne dzieła Edwarda Lee, w których przemoc, brutalność i tortury są na porządku dziennym. Niemniej jednak warto zapoznać się z pisarskim hołdem dla H.P. Lovecrafta, gdyż udowadnia, iż Lee jest autorem zdolnym do wychodzenia poza grancie skalanego okrucieństwem horroru ekstremalnego. Nie jest to oczywiście powieść wybitna w dorobku amerykańskiego pisarza, jednakże utrzymuje dobry, przesiąknięty seksem poziom.
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy Wydawnictwu Dom Horroru, a Was zapraszamy do lektury recenzji Później autorstwa Stephena Kinga!