Książki, w których bohaterowie dopiero co się poznają, są moimi ulubionymi. Kocham poznawać ich charaktery i śledzić losy wraz z kolejnymi kartkami. Nie mogłam się doczekać, aby dostać w swoje ręce kolejną historię z podobnym rozpoczęciem.
Give me love przedstawia losy Adele, która po znienawidzeniu swojej szkoły, zmienia otoczenie. Z Wakefield wyrusza do Nowego Jorku i tak zaczyna nowy, lepszy etap życia. Jak zapowiada nam opis, kolejnym głównym bohaterem miał być Alan Braun, gwiazdor szkolnej drużyny koszykarskiej. Fakt, że był nieziemsko przystojny sprawił, że Adele szybko się nim zainteresowała.
Alan i Adele czy Chris i Danielle?
Czytając Give me love miałam nadzieję, że głównymi bohaterami okażą się te postacie, które zostały wspomniane w opisie. I chyba takie właśnie było założenie, ale coś poszło nie po myśli autorki i pierwsze sto stron książki jest o czymś kompletnie innym.
Tak, motyw zmiany otoczenia, nowa szkoła i trudności, które się z tym wiązały, oraz nowe przyjaźnie, które tam zawarła, pojawiły się. Jednak jakby nagle wszystko na tych przyjaźniach się skupiło. Jak przez pierwszą połowę powieści przewijało się naiwne zauroczenie Adele Alanem, tak jednak większość obracała się wokół Danielle, nowej najlepszej przyjaciółki głównej postaci, i Chrisa, który był obiektem westchnień dziewczyny.
Dosłownie miałam wrażenie, jakby pierwsze sto (lub może nieco więcej) było historią tej dwójki, opowiedzianą z perspektywy kogoś innego. I nie ma nic złego we wprowadzeniu wątku pobocznego, który skupiałby się na bliskich osobach bohaterki, ale w momencie, gdy przeważa on nad wszystkim innym, po prostu nie chce się tego czytać.
Ile imprez jesteś w stanie przeżyć?
Kolejna przyczyna, przez którą miałam ochotę zamknąć książkę, były imprezy. I nie myślcie o mnie źle, nie mam nic do tego, że nastolatkowie w powieściach imprezują i dobrze się bawią w gronie swoich przyjaciół. Jednak dosłownie co rozdział było jakieś przyjęcie, na którym działo się to samo. W kółko główna bohaterka i jej przyjaciółka upijały się wódką (jakby nie było innych alkoholi…), a potem ktoś kogoś uderzył, ktoś wychodził wkurzony z domu, oczywiście uważając, aby nie być za głośnym, by nie przeszkadzać sąsiadom (bo muzyka nie była już zbyt głośna…)
Ciąg imprez i upojenia alkoholowego skończył się nieco za piętnastym rozdziałem i dopiero wtedy zaczęło się robić lepiej.
Collin vs Alan
Teoretycznie to Alan Braun jest głównym bohaterem Give me love, ale czy faktycznie tak bym go określiła? W książce pojawił się zdecydowanie za mało razy, a z każdym wystąpieniem nie wnosił nic ciekawego. No może poza wątkiem narkotykowym, który naprawdę mi się spodobał, bo lubię takie tematy, a autorka przedstawiła to bardzo ciekawie. Szkoda tylko, że temat nie został bardziej pociągnięty, bo mogłoby wyjść z tego coś jeszcze fajniejszego.
W połowie historii pojawia się Collin, nowy obiekt westchnień Adele. W tym czasie Alan, po pewnej sytuacji, znika i nie pojawia się, a jeśli już, to tylko w myślach bohaterki lub na krótki moment. Braun wyparował, a postać ma w oczach tylko swoją drugą miłość. I muszę przyznać, że naprawdę ten chłopak mnie zaintrygował. Powieść zaczęła robić ciekawsza, gdy tylko się pojawiał i mimo wszystkiego, chyba z tych wszystkich osób, które pojawiły się na kartkach, jego polubiłam najbardziej.
Gdyby okazało się, że to on byłby pierwszoplanową postacią, nie obraziłabym się. Wykazywał się dużo, dużo lepszymi cechami (nie tylko zaletami, ale po prostu ciekawszymi), miał charakter, w przeciwieństwie do Alana, który niekiedy wydawał nijaki i pusty. Ale może to też fakt, że nie mogłam go dobrze poznać? Było go za mało!
Podsumowanie
Jest mi bardzo ciężko ocenić Give me love, bo z jednej strony, gdyby wyciąć pierwszą połowę książki, naprawdę by mi się podobało. Fabuła wydała się dużo atrakcyjniejsza i ciekawsza, bo wcześniej wszystko opierało się na systemie „wódka, spiknięcie pary przyjaciół, wódka, kłótnia” i tak w kółko. Autorka mogła darować sobie kilka imprez, a w zamian lub po prostu pomiędzy nie wpleść dodatkowe momenty z Alanem i Adele. Dlaczego?
Bo ich miłość nie ma sensu. Może to odważne stwierdzenie, ale tak sądzę. Bohaterce mógł się spodobać od razu, gdyby i na moją drogę wpadł taki przystojny facet, nie mogłabym oderwać od niego wzroku. Ale mówić o czymś takim jak „miłość” zaledwie po kilku bliższych chwilach, które zostały nam przedstawione? Już nie mówiąc, że nie zawsze ich spotkania kończyły się dobrze i każda dziewczyna w normalnym przypadku nie rzuciłaby mu się w ramiona, a uderzyła w twarz i odeszła.
W autorce widzę ogromny potencjał. Widać wątki, które mogłyby być szerzej rozpisane, a wszystko wydawałoby się ciekawsze. Chociażby to wspomnienie o uzależnieniu Alana lub bycie ofiarą przemocy w poprzedniej szkole.
Jeśli ktoś lubi spokojne i lekkie historie, Give me love jest czymś dla was. Dla osób, któe wymagają głębszych wątków, które wywołają płacz, śmiech, szczęście i dziesiątki innych uczuć, a nie tylko rozluźnienie, musicie szukać dalej.
Przeczytajcie także recenzję The Hoodie Girl!