„Prawdziwa miłość oznacza, że zależy ci na szczęściu drugiego człowieka bardziej niż na własnym, bez względu na to, przed jak bolesnymi wyborami stajesz” – Nicholas Sparks, I wciąż ją kocham.
I wciąż ją kocham cieszy się dużą popularnością wśród książek Nicholasa Sparksa. Doczekała się nawet adaptacji filmowej, tak jak kilka innych jego powieści.
Trzeba Wam wiedzieć, że romans to jeden z moich ulubionych gatunków. Nie zliczę, ile nocy nie przespałam, czytając i krzycząc w poduszkę, gdy coś szło nie po mojej myśli.
Ponieważ nazwisko Sparksa nie jest mi obce, miałam wysokie wymagania co do I wciąż ją kocham. Liczyłam, że zaskoczy mnie i że nie będę w stanie się oderwać od lektury. Niestety bardzo się zawiodłam.
FABUŁA
John to dwudziestoparoletni żołnierz, który po długich miesiącach służby za granicą wraca do rodzinnego miasta, by odpocząć. Początkowo urlop przebiega tak jak każdy inny i nie zapowiada się, aby wydarzyło się coś wyjątkowego. John spędza czas z ojcem i jak zwykle prawie z nim nie rozmawia. Oprócz odwiedzania lokalnych barów z jedzeniem i spacerowania po plaży nic szczególnego się nie dzieje.
Pewnego dnia chłopak poznaje nieco młodszą od siebie Savannah – uroczą studentkę pedagogiki specjalnej o wielkim sercu. Nie zajmuje mu długo, by się w niej zakochać, również i ona zaczyna darzyć go szczerym uczuciem.
Młodzi spędzają ze sobą każdy dzień, poznają siebie, rozmawiają zarówno o przeszłości, jak i o przyszłości.
Tę część książki czytało mi się nawet miło – odczułam letni klimacik i wyobraziłam sobie piasek pod stopami oraz szum fal. Nie myślałam za dużo i nie analizowałam, jak to mam w zwyczaju. Dałam się porwać dziwnej lekkości, dialogom; opisy nie były długie ani męczące. Do czasu.
WSZYSTKO MA SWÓJ KONIEC
Słoneczne, piękne dni Johna i Savannah dobiegają końca, gdyż żołnierz musi wrócić na roczną służbę do Niemiec. Pytanie brzmi: „Czy miłość tej dwójki przetrwa?”.
Przysięgam, to był moment, w którym książka stała się nadzwyczaj przewidywalna i mało interesująca. Miałam nawet wrażenie, że wojna w ogóle nie wpłynęła na psychikę bohatera, gdyż jego emocje nie były dobrze wyeksponowane. Z czasem zrobiło się to mdłe, ponieważ wszystkie uczucia Sparks zamykał w maksymalnie trzech zdaniach. Dodatkowo nie trzeba być geniuszem, żeby domyślić się, że rozłąka negatywnie wpłynie na związek Johna i Savannah.
CICHY OJCIEC
Jedynym wątkiem, który mnie zaciekawił, była relacja Johna z ojcem. Starszy mężczyzna sam wychowywał syna, a mimo to ich więź nie zacieśniła się wystarczająco mocno. Pan Tyree był bardzo cichy, nie potrafił rozmawiać o rzeczach innych niż numizmaty, które kolekcjonował.
Właściwie to bardziej interesowały mnie losy jego niż Johna i Savannah. To może wydać się zaskakujące, ale naprawdę chciałam dowiedzieć się, co jest nie tak z tym niegroźnym i potulnym staruszkiem.
HAPPY END CZY SAD END?
Ostatnie strony książki były dla mnie torturą, szczególnie kiedy musiałam czytać o cierpieniu Johna i jego niegasnących uczuciach do Savannah.
Dziewczyna, choć od początku była przedstawiana jako ta dobra, miła i pomocna, działała mi na nerwy egoizmem i zachowaniem wobec dawnego chłopaka. Po prostu nie mogłam znieść jej ględzenia, w pewnym momencie kompletnie odechciało mi się nawet czytać jej dialogi.
TROCHĘ POZYTYWÓW
Jak można się domyślić, głównym tematem I wciąż ją kocham jest niespełniona miłość, uczucie, które rozpada się pod ciężarem długotrwałego dystansu. Prócz tego znajdziemy tu opisy, jak wygląda służba wojskowa oraz jak z młodego buntownika stać się ułożonym mężczyzną o szczenięcym sercu.
Najbardziej interesującym wątkiem jest jednak ten o zespole Aspergera, który przewija się gdzieś w tle. Tyle z tej lektury pożytku, że przynajmniej dowiedziałam się, jak funkcjonuje i zachowuje się osoba ze spektrum autyzmu.
Podsumowując, myślałam, że dzieło Sparksa, będzie czymś wyjątkowym, czymś, co na długo zapadnie mi w pamięć. Okropnie się jednak zawiodłam i śmiem nawet twierdzić, że zmarnowałam na czytanie tej książki cenne godziny, które mogłam poświęcić na coś innego.
Przeczytaj również: WYKOPALISKA – WIELKIE ODKRYCIE W SUTTON HOO.