Gdy satyra spotyka kabaret i patos w jednym kadrze
Aniela balansuje na granicy rzeczywistości i groteski jak akrobatka nad przepaścią. Przerysowanie? Obecne – i to momentami do granic absurdu. Czy celowo? Wszystko na to wskazuje. Ten świat działa w logice własnej – gdzie Praga to tykająca bomba społecznych napięć, a rap i klasowy patos mieszają się z kabaretową formą. W jednej scenie tkwisz w społecznej refleksji, by w kolejnej zderzyć się z absurdem godnym Substancji z Demi Moore. Tylko że tutaj mamy jeszcze Małgorzatę Kożuchowską, która… zagrała najlepiej od lat.
Kożuchowska, jakiej nie znaliśmy
Nie jestem bezkrytycznym fanem wszystkich wyborów Kożuchowskiej – nie raz miałem wrażenie, że gra według znanej formuły. Ale w Anieli coś pękło. Zagrała ryzykownie, intensywnie i… trafnie. Jej bohaterka potrafi rozbawić, zirytować, wzruszyć – ale przede wszystkim przyciąga uwagę. To jedna z tych ról, które przykrywają niedociągnięcia scenariusza. Po prostu chce się ją dalej oglądać.
Kalejdoskop postaci, czyli Praga w wersji turbo
Obok głównej bohaterki dostajemy całą paradę barwnych postaci. Cezary Pazura, który pojawia się w serialu z luzem i dystansem, Magdalena Osińska jako raperka Pekin – petarda. Sceny z jej udziałem to miks hiphopowego manifestu z emocjonalną bombą, która czasem wybucha nie tam, gdzie trzeba – ale przynajmniej wybucha z charakterem.
Czasem działa, czasem nie. Ale przynajmniej próbuje
Nie będę udawać, że wszystko w Anieli działa. Czasem forma przerasta treść. Czasem kabaret staje się zbyt krzykliwy. Ale – i to ważne – ten serial ma odwagę być inny. Nie udaje grzecznej telewizji. Nie zabiega o sympatię każdego widza. I nie boi się zaryzykować, łamiąc konwencję lub czwartą ścianę w najmniej oczekiwanym momencie. To produkcja, którą albo kupisz po dwóch odcinkach, albo wyłączysz z lekkim grymasem. Ale jeśli zostaniesz – może cię zaskoczyć.
Serial, który się ogląda… jednym tchem
Ostatecznie wciągnąłem cały sezon w jeden dzień. Tak po prostu. Mimo chaosu, dziwactw i braku klasycznej dramaturgii. Bo Aniela robi robotę. Jest świeża, dziwna, nieprzewidywalna i na swój sposób – uzależniająca. To serial, którego nie pomylisz z żadnym innym polskim tytułem ostatnich lat.
Podsumowanie
To nie serial dla każdego – i chwała mu za to. Nie próbuje przypodobać się wszystkim, nie udaje perfekcji. Ale daje emocje. A w czasach, gdy wiele produkcji jest jak papier ścierny – gładkie, szare i identyczne – Aniela jest jak graffiti na praskim murze. Może nie każdemu się spodoba, ale trudno przejść obok niej obojętnie. I to, paradoksalnie, czyni ją wartościową.
Ocena końcowa? Warto sprawdzić, ale raczej z otwartą głową.
A jeśli masz ochotę na więcej nietypowych produkcji i recenzji z charakterem, zajrzyj też do moich innych tekstów:
👉 „Grzesznicy” – Ryan Coogler i bluźnierczo dobre kino z duszą
👉 „Goście” – film, po którym zrozumiałem, że największy błąd to nie powiedzieć „nie”
👉 „Kraven Łowca” – krew, pazury i efekty jak z PS3, ale i tak się dobrze bawiłem
Więcej tekstów już wkrótce – bo nie da się żyć tylko jednym serialem.