Strona głównaPublicystykaKultura„Baumgartner” – życie jest nowelą

„Baumgartner” – życie jest nowelą

Dwa lata po amerykańskiej premierze Polacy mogą w końcu zaznajomić się z Baumgartnerem. I choć ciężko powiedzieć, by była to w naszych kręgach powieść wyczekiwana, ma ona w sobie wiele uroku. Łabędzi śpiew Paula Austera jest opowieścią nieskrępowaną żadnymi ograniczeniami. W tym właśnie tkwi szkopuł – jest to największa zaleta, jak i największa wada książki.
Egzemplarz książki – w ramach współpracy barterowej – otrzymaliśmy od:
Wydawnictwo Znak

Baumgartner

W pewnym sensie Baumgartner jest powieścią iście egocentryczną, co da się zauważyć na każdym kroku. Interesuje ją jedynie opowiadanie historii Baumgartnera, nieważne jaka by one nie była. Zarówno treść, jak i forma, odsłaniają skrawki umysłu tytułowego bohatera. I choć jako czytelnicy dosyć późno zaczynamy towarzyszyć siedemdziesięciolatkowi w jego życiu, nie ma mowy byśmy czuli się jak intruzi wkraczający na cudzy teren. Sympatyczny staruszek momentalnie budzi naszą empatię, zaprasza do swojego nieco zwariowanego świata. Od razu wykłada karty na stół – eksponuje swoje dziwactwa, które biorą górę. Uznaję to za pozytyw, bo sądzę, że niezwykle ciężko jest od razu zaskarbić sobie czyjąś sympatię. Trudno jest wymusić na zabieganym czytelniku to, by oddał cały swój czas oraz atencję. A Paulowi Austerowi jednak się to jakoś udaje.

Profesor Sy

Jak już wspomniałem wcześniej, egocentryzm jest nadrzędną cechą powieści amerykańskiego pisarza. Opowiada on nieustannie o swoim bohaterze, ale czy trudno się dziwić? Baumgartner oparty jest na nieustannym gadaniu (czy wręcz paplaniu). Jeden temat przechodzi w kolejny, a ten w następny, który potem zamienia się w jeszcze inny. Wszystkie te historie są ważne dla poznania sposobu funkcjonowania bohatera, lecz tak naprawdę na tym kończy się ich funkcja. Pomimo tego, nie da się ukryć, że zrobione jest to w sposób fantastyczny. Wielu innych twórców mogłoby tylko marzyć o tym, by tak zaciekawić odbiorców nawet najmniej istotnymi rzeczami. Choć może to zabrzmieć patetycznie i sztampowo, ciężko było mi się odkleić od historii snutych przez starszawego profesora. Historie się rozgałęziały, aczkolwiek nie były ciężkie i żmudne. Wręcz przeciwnie – specyficzne poczucie humoru autora pozwalało na płynne przebrnięcie przez stronice.

Sztuka życia

Baumgartner nosi w sobie elementy powieści szkatułkowej (jak np. Dom z liści czy Studium przypadku). Przywoływane bowiem są krótkie teksty autobiograficzne tragicznie zmarłej żony Baumgartnera, Anny. Fragmenty te są o tyle ciekawe, że dzięki nim poznajemy psychikę kogoś, kogo nie mieliśmy szansy poznać. Zarazem jednak w jakiś sposób rozumiemy fascynację profesora swoją żoną, skrytą kobietą, która wolała tłumaczyć cudze dzieła niż wydawać własne. Taki tryb snucia opowieści prowadzi do niejednoznacznych skutków. Z jednej strony, pokazuje, jak ludzka egzystencja związana jest ze sztuką.  Udowadnia, że motyw exegi monumentum można odczytać inaczej. Nie tylko jako wyraz narcyzmu, lecz także jako dowód na to, że możemy zachować naszą świadomość w tym, co robimy na co dzień. Niestety, z drugiej strony, sposób realizacji sprawia, że momentami ciężko zauważyć jakąkolwiek refleksję.

C’est la vie

Tu w gruncie rzeczy zaczynają pojawiać się pewne problemy związane z nieskrępowanym stylem pisania. Baumgartner jako powieść jest jak ulubiony wykładowca studentów. Obiecuje wiele, lecz ze swoich zobowiązań niekoniecznie się wywiązuje. Zamiast przestrzegania sylabusu oferuje anegdotki, które mają zastępować esencję zajęć. Oczywiście wybaczamy profesorowi, bo jest uroczy i świetnie się go słucha. Jednakże gdy przychodzi co do czego, to możemy odczuwać jakąś pustkę.

Problem związany z egocentrycznością utworu widać tu najbardziej. Bamgartner jako opowieść o stracie bliskiej osoby nie wybrzmiewa tak dobrze, jak tylko mogłoby to być możliwe. Tak samo dzieje się w wypadku motywów starzenia się, pamięci czy stoickiego modelu egzystencji w imię zasady c’est la vie. Tropy gdzieś tam istnieją, lecz całość narracji pochłania główny bohater i jego teraźniejszość. I ponownie, ma to sens. Jest to opowieść o nim, co sugeruje przecież tytuł.

Koniec końców

Z wadą, którą zarzucono powieści już wcześniej w zagranicznej prasie, nie mogę się nie zgodzić. To wspomniana już na samym początku pełna swoboda w tworzeniu narracji. Jakkolwiek wzbogaca ona tekst, sprawia też, że traci. Wątki, które rozpoczyna pisarz, znikają i pojawiają się bez żadnego konkretnego rozstrzygnięcia. Można więc uznać, że są bezsensowne oraz służą jedynie jako powód do snucia kolejnych historyjek. Owszem, tu jawiłaby się ich wartość. Nie znaczy to jednak, że dokładają się do ogólnego rozgrzeszenia. Tak samo rzeczy mają się w przypadku nagle urwanego zakończenia. Taka technika nie jawi się jako autentyczna. Można poczuć, że autor się już poddał. Pomimo tego, Baumgartner to powieść dobra, wręcz wspaniała. Nie znaczy to, że nie posiada pewnego zestawu niedopracowań. No ale c’est la vie. Żyje się dalej.

Kuba Paczula
Kuba Paczula
Ciałem w Breslau, sercem w Königshütte.
Tytuł:
Baumgartner
Autor:
Paul Aster
Tłumacz:
Maria Makuch
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Znak
Data wydania:
2025
Liczba stron:
256
Dobór słownictwa
10
Narracja
6
Tytuł
8
Okładka / szata graficzna
10
Czytaj więcej recenzji
Może cię zainteresować

Zostaw komentarz

Wprowadź swój komentarz
Wprowadź swoje imię

Baumgartner W pewnym sensie Baumgartner jest powieścią iście egocentryczną, co da się zauważyć na każdym kroku. Interesuje ją jedynie opowiadanie historii Baumgartnera, nieważne jaka by one nie była. Zarówno treść, jak i forma, odsłaniają skrawki umysłu tytułowego bohatera. I choć jako czytelnicy dosyć późno zaczynamy towarzyszyć...„Baumgartner” – życie jest nowelą

Dodaj do kolekcji

Brak kolekcji

Tutaj znajdziesz wszystkie wcześniej stworzone kolekcje.