Pięcioipółminutowy korytarz
Co może się stać? Czy coś nam grozi? Dlaczego autor przestrzega nas przed czytaniem własnego dzieła? Takie mogą być pierwsze myśli, gdy weźmiemy do rąk pokaźną powieść, o iście oryginalnym tytule. Dom z liści, bo o niej właśnie mowa, składa się z kilku opowieści. Wszystkie są ze sobą tak ściśle powiązane, że wpływają na siebie nawzajem. Przez to też nie jest to lektura łatwa, którą można sobie ot tak zająć czas. Wręcz przeciwnie, Dom z liści powinien raczej być traktowany jako dziwaczna kreatura, która Was zajmie na długie, długie dni. Proces będzie tak długi, że popadniecie w obsesję. Być może będziecie o powieści myśleć jeszcze długo po lekturze; może będziecie ciągle szukali informacji na jej temat; a może opowiecie o tym znajomym. Jedno jest pewne – Dom z liści nie pozostawi Was obojętnymi. I, jak sądzę, zmieni na zawsze sposób, w jaki patrzycie zazwyczaj na literaturę.
Eksploracja nr 4
Od pierwszych stron Domu z liści możemy podejrzewać, że coś jest nie tak. A mimo to brniemy w nieznane, gdyż coś nas pociąga. To uczucie jest niezwykle potężne i nie przestanie nas opuszczać przez kolejne 700 stron. Ale gdy się zorientujemy, że trafiliśmy tam, gdzie nie powinniśmy przebywać – będzie już za późno. Nie będzie stamtąd powrotu. Znaleźliśmy się bowiem w labiryncie słów, zgrabnie dobranych zdań i niepokojących wyznań wielu autorów. Dom z liści sam w sobie jest niebezpiecznym i nieprzebytym labiryntem. Można go traktować jako swoistą powieść szkatułkową. Nie mamy jednak do czynienia z jednym narratorem. To już wystarczająco komplikuje sprawę, gdyż nieustannie zmienia się perspektywa, z której musimy patrzeć na otaczający nas chaos.
Labirynt Minotaura
Zdaje się, że największą sławę dziełu przysporzyła jego warstwa wizualna. Bo to właśnie tu dzieje się najwięcej. Jak już zostało wspomniane, Dom z liści posiada kilku narratorów, którzy nieustannie dopraszają się o swoją kolej w opowiadaniu tej historii. Fragmenty dotyczące każdego z nich posiadają swój specyficzny font. Tak że łatwo jest odróżnić, kto w tym gęstym buszu liter do nas przemawia. Dość ciekawym zabiegiem też jest to, że pewne słowa, takie jak dom (i utworzone od nich wyrazy pochodne) wyróżniają się w tekście pełnym tradycyjnej, płytkiej czerni. To, co jednak najważniejsze, to to, że momentami powieść faktycznie staje się labiryntem. Późniejsze fragmenty książki wymagają od czytelnika niecodziennych czynności. Dom z liści musi być obracany, gdyż tekst jest wydrukowany po bokach, do góry nogami, a nawet jest rozproszony tak, że trzeba wertować kartki wte i wewte, by powrócić do początku wypowiedzi.
Relacja Navidsona
Te wszystkie niespodziewane, postmodernistyczne zabiegi nie są jednak tylko pustymi, efekciarskimi zamierzeniami kogoś, kto zamierza wywołać kontrowersje. Mark Danielewski przekracza granice literatury i modyfikuje sposób, w jaki z nią obcujemy. Nieprzemierzone labirynty, które reprezentowane są przez dziwne ułożenie tekstu na stronach książki, są reprezentacją większego problemu. To dosłowne ukazanie tego, jak zagubiony potrafi być człowiek – szczególnie w obliczu tragedii. Relacja Navidsona, film, który jest przedmiotem badań Zampanò, dotyczy tego właśnie zatracenia się. Obsesja autora artykułów naukowych także odzwierciedlona jest w warstwie wizualnej. Drugi narrator reprezentuje więc niezdrową obsesję, a także zatracenie świadomości tego, czym jest prawda. Żyje on w paranoicznym świecie pełnym połączeń. Intertekstualność oraz intermedialność to kolejne z pułapek, które czekają w środku labiryntu na nic niespodziewających się przybyszy.
W paszczy lwa
Zdaje się, że coś tak trywialnego jak ogólny zarys fabuły powinnien zostać przedstawiony na początku. Dom z liści pełen jest jednak mrocznych zakamarków. Przysłaniają one nieco prawdziwą esencję powieści, która nie jest zawarta tylko w akcji. Bo z jednej strony główny motyw znamy – Johny znajduje niepokojące notatki dotyczące filmu, który gdzieś tam istnieje. Podobnie jak w Chołodzie nieustannie lawirujemy między fikcją a rzeczywistością. Johny może być traktowany jako awatar czytelnika. Początkowo zaprzecza Zampanò, którego uznaje za szaleńca. Im więcej jednak przebywa z artykułami naukowymi, tym mniej wierzy we własną rzeczywistość. Dzieło niewidomego starca go wciąga, pożera i wreszcie wypluwa ledwo żywego. Bo co, jeśli to, co się stało w domu przy Ash Tree Lane, to nie kłamstwo? Co, jeśli Dom z liści to coś więcej niż zagadkowy film grozy?