Bezmatek autorstwa Miry Marcinów to książka, którą czyta się w jeden wieczór, a która odbija się czkawką przez kolejne miesiące. Wraca do człowieka dojmującym uczuciem pustki, nagłymi tąpnięciami wewnątrz ciała, kiedy przypominamy sobie, że nasze matki są śmiertelne. Czy Bezmatek otrzyma tytuł najlepszej książki roku 2020?
„Bezmatek – rodzina pszczela pozbawiona matki pszczelej„– czytamy we wstępie książki.
Termin zapożyczony od pszczół ma szanse, za sprawą tej mini powieści, wejść na stałe do użytku codziennego jako określenie osoby, która straciła matkę. Bezmatkiem jest autorka i bohaterka książki. Bezmatkiem kiedyś będzie każdy z nas. Kiedy umrze królowa, ul jest w rozpaczy. Słychać tę rozpacz, wściekłość, smutek i bezradność osieroconych owadów, które przeżywają żałobę. Buczenie i wycie, oto odgłos boleści. Taka sytuacja doprowadza robotnice do szaleństwa, wylatują zimą na mróz, ponieważ nie umieją żyć bez swojej rodzicielki. Rój bez matki decyduje się na śmierć. A my, ludzie, ukuliśmy teorie o tym, jak długo powinna trwać zdrowa żałoba. Mira Marcinów, z doktoratem z psychologii, przedstawia pogląd na „zdrową” żałobę tak samo wywrotowy dla psychologii, jak wywrotową i ciekawą formę opowieści proponuje nam w Bezmatku.
Na tle z lat 90. przemieszanych z teraźniejszością, autorka ukazuje nam niewyeksponowany jeszcze w literaturze wątek miłości córki do matki.
Nie jest to opowieść o toksycznym przywiązaniu, choć sama bohaterka w pewnym fragmencie nazywa matkę „swoją heroiną”. Nie ma tu nośnego wątku rywalizacji, porzucenia czy przemocy matek wobec córek jak zastępczy zespół Münchhausena w The Act. Jest za to nowe spojrzenie na relację Córka – Matka, niespotykane dotąd, opisane jako wielka, życiowa miłość.
Matka jako wielka, życiowa miłość – któż by tak pomyślał?
A jednak z chwilą, kiedy czytam to zdanie wiem, że i ze mną tak jest, ze mną i z moją matką. Żyję dzięki niej, przez nią, poprzez nią tu sprowadzona, przez nią ukształtowana, przeciw niej dorastająca, do niej wracająca, z nią nierozerwalnie związana. Jeśli ktoś ma szczęście, młodość daje mu zapomnieć, że jego matka umrze. Jeśli ktoś ma duże szczęście, może o tym zapomnieć na bardzo długą część swojego życia. Ta książka brutalnie przypomina o tym oczywistym i chętnie wypieranym fakcie, że rodzice nie są nam dani na zawsze.
Bezmatek jest małym dziełkiem literacko-wizualnym.
Niekonwencjonalny układ tekstu jest przemyślanym zabiegiem stylistycznym, prowadzącym czytelnika podług wizji autora. Duże przerwy i strony pozbawione tekstu nie są pustą przestrzenią, są terenem dla słów, które muszą wybrzmieć. Są czystą połacią zachęcają do zaczerpnięcia oddechu, jednak najczęściej nie po to, żeby odpocząć, raczej, żeby zapowiedzieć „nabierz powietrza, bo następnymi słowami zabiorę cię w głębiny”. Powtórzenia wystukują w pamięci odbiorcy rytm, w którym pulsują zdania, raz po raz nakłuwające powłoczkę wrażliwości czytelnika. Dodatkowo świetnie zaprojektowana okładka Hanny Cieślak, z ilustracją przedstawiającą dorosłą kobietę w butach na obcasie, leżącą zwiniętą w pozycji embrionalnej, pozwala nam odczuć nastrój książki od pierwszego wzięcia jej do ręki.
Książka jest niezgodą na pogodzenie się ze stratą, jest protestem przeciwko zakończeniu żałoby.
Fabuła, jednocześnie surowa, oszczędna w środkach jest pełna eksplodujących uczuć. Fragmenty historii wspólnego życia są jak odliczanie do wybuchu fajerwerku, który urywa palec.
Dzika, czuła, bezkompromisowa.
Książka obecnie jest nominowana do nagrody Odkrycia Empiku 2020, do Paszportów Polityki, obecna w podsumowaniach najlepszych książek 2020 roku w: top 10 książek Polityki, TOK FM (Poczytalni), Onet.pl, Krytycznym Okiem, Czytaj.pl, Książniczki, Kulturacja.pl, magazyn Wizje, Dwójka Polskie Radio, Culture.pl, a nawet w Vogue Polska.
Polecam recenzję książki obsypanej nagrodami literackimi Szczygieł, Donny Tartt