Strona głównaFilmRecenzje filmów„Biedne istoty” – niby-potwór, który nie zna umiaru

„Biedne istoty” – niby-potwór, który nie zna umiaru

Film ten powinien obejrzeć każdy – ale czy każdy da sobie z nim radę i wyciągnie z niego więcej niż groteskowe żarty? Po 17 latach nieobecności na polskim rynku do życia powraca powieść. Wszystko dzięki wspaniałej ekranizacji, która pochłania widza i nie zostawia nawet najdrobniejszej cząstki szpiku kostnego.

„To radosna opowieść”

Biedne istoty to taki film, w którym momentalnie wiadomo, że coś jest nie tak. Już początkowe dźwięki wprawiają widza w niecodzienny nastrój. Niby-skrzypce grają smętną niby-melodyjkę. I tylko gdy to zignorujemy, wszystko będzie w porządku. W końcu kinematografia zachodnia przyzwyczaiła nas do wykorzystywania instrumentów smyczkowych w celu manipulowania aurą filmu. Wielkie, majestatyczne partie skrzypiec budują napięcie przed ciężkimi bitwami czy łzawymi pożegnaniami. Tak więc nie byłoby nic dziwnego, gdyby użyto ich też tu. Tak by było, gdyby one nie fałszowały. Nieokiełznane, płaczliwe nuty dają do zrozumienia, że nie będzie łatwo. Z każdą obejrzaną sekundą będzie tylko coraz gorzej. Przedziwne brzmienia będą towarzyszyć widzowi przez całe 142 minuty, przypominając o cudacznej egzystencji biednych istot. Jedyną wygodę zapewnią fotele kinowe – choć to raczej zależy od tego, czym dysponuje obsługa.

 

„Życie jest dla mnie fascynujące”

Nietypowość zapisu dziejów Belli Baxter (granej przez Emmę Stone) nie kończy się jedynie na muzyce, choć jest to coś, co od razu nas uderza. Ten film to monstrum z prawdziwego zdarzenia. Nie tylko przez fakt, że porywa widza i atakuje go ze wszystkich stron, nie dając o sobie zapomnieć. Jest to chimera złożona z wielu konceptów oraz obcych sobie gatunków. Niczym główna bohaterka film szydzi sobie z widzów przez ich skonfundowanie oraz naiwność. Oglądając Biedne istoty nigdy nie możemy się spodziewać czegoś konkretnego czy jednostajnego. Zmieniają się ciągle ujęcia, perspektywy (korzysta się nawet z „rybiego oka”), co może budzić dyskomfort. Kolorystyka jest zmienna oraz humorzasta. Na początku dominuje jedynie czerń i biel, lecz ustępuje ona całej ferii kolorów, jak tylko Bella Baxter uzna, że jesteśmy gotowi wyruszyć wraz z nią w podróż po steampunkowym świecie w poszukiwaniu własnej autonomii.

„Kobieta kreśli kurs ku wolności”

Bohaterka ucieka z dala od pracowni swojego twórcy, Godwina, do dużo ciekawszych miejsc niż Londyn – Lizbony, Aleksandrii czy Paryża. Tam doświadcza również rozkoszy cielesnej, czego brakowało jej w domu. Mamy przyjemność oglądać metamorfozę Belli z dość charyzmatycznego, acz nieokiełznanego potwora w niby-człowieka. Bohaterka wypowiada swoje myśli dosadnie, nie robiąc sobie nic z konsekwencji. Jej jedynym celem w trakcie wędrówki jest doświadczać jak najwięcej. Zamknięta u swego boga, owszem, miałaby zaspokojone wszelkie potrzeby, lecz pragnie ona od swojego niby-życia czegoś więcej niż tylko minimum. To dość dokładne studium dojrzewania człowieka nie stroni od mieszania piękna oraz brzydoty w celu zwrócenia uwagi na wszystko, czym zazwyczaj się nie zajmujemy w swoich rozważaniach. Niby-Ewa uciekająca z niby-Raju od niby-Boga jest nam przewodniczką po trudnym świecie, który został dla nas stworzony przez kogoś innego.

„Ona jest eksperymentem”

Bella Baxter to coś na kształt potwora Frankensteina czy zombie, choć… nie do końca. Jak już się można spodziewać, fraza „nie do końca” opisać może większość filmu. Narracja ekranizacji powieści gna nieustannie, nie dając nawet chwili na spoczynek, i nigdy nie wiadomo, gdzie pójdzie. Jest jak dziecko, które dostajemy pod opiekę – kapryśne, żądne przygód i nie akceptujące zasad funkcjonujących w naszym społeczeństwie. Reżyser, Yorgos Lanthimos, sprytnie posługuje się wieloma różnymi stylistykami, aczkolwiek nigdy nie poddaje się im całkowicie. Tak więc możemy uznać Biedne istoty za czarną komedię, ale tylko w tych momentach, gdy akurat nie jesteśmy zmuszeni rozmyślać nad naturą i celem człowieka. Można go uznać za melodramat – tylko do momentu, w którym nie przerażą nas groteskowe twory Godwina. Duża ilość scen jest przepełniona erotyzmem, jedynie po to, by potem pogrążyć się w zadumie złożonej z intelektualnych dialogów postaci, które nie do końca rozumieją świat, w którym muszą funkcjonować. Film się kiedyś kończy, ale my nadal będziemy trwać. Możemy się zastanowić czy aby przypadkiem nie ma cząstki Belli w każdym z nas. A jeśli nie – to gdzie się podziała?

_________________________________________________________________________

Fanów Emmy Stone może zaciekawić inne jej wcielenie

Kuba Paczula
Kuba Paczula
Ciałem w Breslau, sercem w Königshütte.
Newsy o kulturze

Przeczytaj także

Zostaw komentarz

Wprowadź swój komentarz
Wprowadź swoje imię

Dodaj do kolekcji

Brak kolekcji

Tutaj znajdziesz wszystkie wcześniej stworzone kolekcje.